piątek, 31 lipca 2020

"Hook" (1991)

Dystrybucja: ITI
Lektor: Andrzej Matul
Tłumaczenie: dobre (tekst Magdaleny Balcerek)

Chyba najlepsze wydanie "Hooka", dystrybutorem jest ITI, lektorem natomiast Andrzej Matul, który idealnie przeczytał ten film. Za tłumaczenie odpowiada Magdalena Balcerek. Wyszło im naprawdę spoko, chyba nie chciałbym oglądać tego filmu w innej wersji.

"Historia policyjna" (1985)

Dystrybucja: NVC
Lektor: Lucjan Szołajski
Tłumaczenie: średnie

Kultowe "Police Story" z Szołajskim - brzmi nieźle, prawda? Niestety... dystrybutor zakupił wersję amerykańską z poucinanymi scenami, zmienioną muzyką, z której wyleciało sporo dobrych sekwencji (bodaj ze zdjęciami i z telefonami). Tę kasetę warto mieć tylko w celach kolekcjonerskich, bo przyjemność z oglądania jest raczej średnia. Jedyną i słuszną wersją "Police Story" jest wersja Polsatowa z Brzostyńskim. Wydanie DVD też niestety ssie. Tytuł wersji VHS brzmi "Historia policyjna".

środa, 29 lipca 2020

"Podwójne uderzenie" (1991)

Dystrybucja: -
Lektor: nieznany
Tłumaczenie: niezłe

"Podwójne uderzenie" mam tylko na tym piracie. Odkąd pamiętam mam tą kasetę i z tą właśnie okładką. Czyta nieznany lektor, którego mogliśmy usłyszeć też m.in przy "Brutalnej Śmierci 2". Tłumaczenie, jak to na piracie, ma swój urok.

"Halloween - 20 lat później" (1998)

Dystrybucja: Vision
Lektor: Maciej Gudowski
Tłumaczenie: dobre

Z serią "Halloween" niestety nie jestem zbyt obeznany - widziałem część pierwszą i "20 lat później", które opisuję. O pierwszym filmie chyba nie muszę się rozpisywać ;). Ten tutaj nieco zawodzi. Pierwsza połowa jest nudna, a jak mamy jakąś akcję, to jest ona sztampowa i co najciekawsze, dzieje się poza kadrem. Michaela jest mało, zabójstw mało. Wydanie VHS jest za to super i dobre tłumaczenie to jego główny atut - wiele tekstów nieźle przetłumaczono. Czyta Maciej Gudowski, nieco bardziej żwawszym głosem niż obecnie.

"Quest" (1996)

Dystrybucja: NVC
Lektor: Lucjan Szołajski
Tłumaczenie: niezłe

"Quest" to kolejny hicior z Van Damme'em. Aktor nie tylko zagrał, ale jeszcze wyreżyserował ten film i wyszło mu to całkiem nieźle, chociaż całość często przypomina "Krwawy sport". Film wydało NVC i czyta Lucjan Szołajski - bardzo dobra wersja, chociaż lubię też tę z TVN, którą czyta Piotr Borowiec (wyjątkowo nawet nieźle to przeczytał). Kopia Polsatowa była dawniej chyba z Knapikiem, ale nie mam jej i nie pamiętam już, na TV4 natomiast dają to teraz w formacie kinowym z Szydłowskim bodaj.

wtorek, 28 lipca 2020

"Za ciosem" (1998)

"Za ciosem" (1998) -  Hong Kong, 1997 rok. Marcus Ray (Jean-Claude Van Damme) to były producent podrabianych ubrań, obecnie zajmujący się legalnymi interesami wraz ze swoim partnerem biznesowym Tommym (Rob Schneider). Obaj mężczyźni zostają uwikłani w rozgrywkę między CIA a rosyjską mafią, która opracowała mikrobomby i rozprowadza je ukryte w różnych przedmiotach, m.in w jeansach produkowanych przez Marcusa i Tommy'ego. Z czasem cała sprawa staje się o wiele bardziej skomplikowana niż początkowo mogłoby się wydawać, a i nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Wyreżyserowane przez Tsui Harka "Za ciosem" to koprodukcja hongkońsko-amerykańska i znacznie bliżej jej do azjatyckiego kina kopanego, okraszanego sporą ilością humoru aniżeli zachodniego filmu sensacyjnego. To także kolejna produkcja z udziałem JCVD, którego rola sugeruje wyraźną inspirację twórczością Jackie Chana - Marcus jest nieco naiwnym, żyjącym beztrosko facetem, potrafiącym w razie potrzeby okazać wielkoduszność oraz bezinteresownie zaangażować się w walkę o słuszną sprawę (oczywiście zawsze z uśmiechem na twarzy, sypiąc żartem, pokonując zastępy przeciwników). Bijatyki z udziałem Belga nie są w jego stylu - więcej w nich dynamiki, akrobatyki czy widowiskowych starć z wieloma oponentami naraz niż brutalnych, krwawych pojedynków na wyniszczenie, z obowiązkowymi kopnięciami z obrotu w slow-motion. Sposób filmowania również mamy zupełnie odmienny - widzimy sporo artystycznych ujęć z góry, od dołu, kamera często przenika obiekty do samego wnętrza, np. lalkę z ukrytym ładunkiem wybuchowym czy rozklejającego się od środka, podrobionego buta.
Od strony technicznej i wizualnej "Za ciosem" ciężko cokolwiek zarzucić, natomiast co do fabuły mam mieszane odczucia - wydała mi się niepotrzebnie zawiła, chwilami tytuł ten sprawiał wrażenie, jakby czegoś w nim brakowało, akcja gna na łeb na szyję, przeskakujemy z miejsca na miejsce, poznajemy kolejne postacie, często zmieniające front, ale nierzadko jest to dość chaotycznie przedstawione. Obraz Tsui Harka spokojnie mógł trwać jakieś 20 minut dłużej, a scenarzyści mogli nieco jaśniej porozwijać niektóre wątki. Nie przekonali mnie również nijacy antagoniści - ruska mafia została zaprezentowana dość stereotypowo i nie uświadczymy w niej żadnego wyrazistego bad guy'a, z jakim finalnie mógłby zmierzyć się Ray. Irytujący był też Rob Schneider - nie trawię tego aktora i może solowe komedie z nim mają swoich zwolenników, ale kiedy robi za pomagiera twardego, głównego bohatera (np. tu czy w "Sędzi Dredd", u boku Stallone'a), ciągle wpadającego w kłopoty, że non-stop trzeba wyciągać go z tarapatów, to zwyczajnie zaczyna wkurwiać. Jeszcze większe zażenowanie występuje wtedy, gdy strzela głupie miny i błaznuje na ekranie. Projekt ten ten ogląda się dobrze i szybko, potrafi dostarczyć odpowiedniej rozrywki, aczkolwiek daleko mu do najlepszych pozycji w dorobku JVCD. Efektowne, przyjemne mordobicie nie zatuszuje scenariuszowych braków oraz zbyt krótkiego czasu trwania przedsięwzięcia. Moja ocena to 5,5/10, mam to na VHS od Vision, lektorem tej wersji jest Maciej Gudowski.

"Podbój Planety Małp" (1972)

Dystrybucja: Guild
Lektor: Maciej Gudowski
Tłumaczenie: niezłe

"Podbój Planety Małp", chociaż kręcony wyraźnie na siłę, jest chyba najlepszym sequelem. Nie mamy kalki pierwszej produkcji ani nie polega on na odwróceniu motywów. Film pokazuje, w jaki sposób doszło do rewolucji, w której to małpy zdominowały ludzi. Zmienił się za to klimat serii - otrzymaliśmy film futurystyczny, dość brutalny i zupełnie inny niż w poprzednich odsłonach. Czwórka raczej przypomina filmy z lat 80. typu "Ucieczka z Nowego Jorku". Choć całość jest średnio przekonująca, to jednak przyjemnie się na to wszystko patrzy. "Podbój" wydało oczywiście Guild i czyta Maciej Gudowski.

"Ucieczka z Planety Małp" (1971)

Dystrybucja: Guild
Lektor: Marek Gajewski
Tłumaczenie: dobre

W tej części "Planety Małp" odwrócono motywy z części pierwszej. Był to pomysł nieco ryzykowny, ale całkiem zgrabny i chwycił - przynajmniej połowicznie. Chociaż film ogląda się przyjemnie, to jednak brakuje tego napięcia, jest też dość przewidywalny, ale poza tym generalnie jest dobrze. No i to tutaj zaczyna się tworzyć paradoks czasowy. Podobnie jak inne części, film mam od Guild, czyta go Marek Gajewski (tak jak część pierwszą). Tłumaczenie wypada dobrze.

"W podziemiach Planety Małp" (1970)

Dystrybucja: Guild
Lektor: Władysław Frączak
Tłumaczenie: niezłe

"W podziemiach Planety Małp" to pierwszy sequel "Planety Małp". Z każdym seansem oceniam go ciut wyżej, chociaż dalej jest to film niestety średni. W 2010 roku oceniłem go na 3/10, teraz na 5/10 i myślę, że to już końcowa ocena.
Pierwsza połowa to kalka części pierwszej i nawet nieźle się to ogląda, chociaż nie jest to nic oryginalnego i ktoś wcześniej zrobił to lepiej. Tak czy siak, czas mija przyjemnie. Potem bohaterowie trafiają do podziemi, klimat robi się post-apokaliptyczny, nawet ciekawy, ale wkrada się nuda. A jak pojawiają się mutanci, to czar całkiem pryska. 
Film czyta Władysław Frączak. Tak, to jest to słynne wydanie, gdzie lektor ten siorbie, chrząka i kaszle ;). I to w kilku miejscach.

"Planeta Małp" (1968)

Dystrybucja: Guild
Lektor: Marek Gajewski
Tłumaczenie: niezłe

Klasyczna "Planeta Małp" to kawał solidnego science-fiction, które wciąga. Myślałem, że już nie zaciekawi mnie jak dawniej, ale się myliłem i tytuł ten oglądałem w skupieniu. Finał zaś, choćbym nie wiem ile razy widział, zawsze robi na mnie wrażenie. Całą sagę mam od Guild na kasetach VHS. Poza filmami kinowymi wydali oni też jeden z filmów TV jako rzekomą część V. Jedynkę czyta Marek Gajewski - odkąd pamiętam, oglądałem ten film tylko w tej wersji i chyba nie chcę w innej. Tłumaczenie jest niezłe, choć miejscami może i mogłoby być lepsze.

"Obcy III" (1992)

Dystrybucja: Guild
Lektor: Maciej Gudowski
Tłumaczenie: niezłe

Chyba najlepsza wersja trzeciej części "Obcego" z doskonałym, wulgarnym tłumaczeniem. Tego mi właśnie brakowało w wersji Polsatowej i TVNowej. Właściwie pod względem dokładności tłumaczenia, wersja Polsatu z Łukomskim prawdopodobnie jest najlepsza, ale niestety złagodzona. Na TVN w latach 90. było nawet dobrze, Kozioł nieźle czytał, ale też brakowało pierdolnięcia. Tutaj czyta Gudowski - średnio on pasuje, ale jednocześnie nie przeszkadza. Trafił mi się strasznie zjechany i zużyty egzemplarz - mam nadzieję, że dorwę kiedyś lepszy.
Szkoda, że to wersja podstawowa, a nie rozszerzona. Po nabyciu reżyserskiej, ta wersja telewizyjno-kasetowa wydaje się dość uboga oraz niedokończona.

"Godzilla kontra Mechagodzilla II" (1993)

Dystrybucja: Vision
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: niezłe

Ostatni film z Godzillą wydany przez Vision. Dystrybutor pięknie się pożegnał z tą serią. Film został wydany w wersji oryginalnej (język japoński), czyta Tomasz Knapik i tłumaczenie ogólnie jest niezłe. Są jakieś błędy czy czasem nawet zamienienie nazw potworów, ale to w sumie nie przeszkadza jakoś bardzo. Okładka, ozdobiona japońskimi napisami i solidnym opisem prezentuje się pięknie. Polecam - tytuł ten warto mieć choćby dla sceny, w której Knapik czyta "Wszystkie działa plazmowe, OGNIA!!!".

poniedziałek, 27 lipca 2020

"Pole rażenia" (1993)

Dystrybucja: ITI
Lektor: Jarosław Łukomski
Tłumaczenie: dobre (tekst Tomasza Beksińskiego)

"Pole rażenia" to kultowy thriller z Bruce'em Willisem. Ten film oraz "Ostatni Skaut" to jego najlepsze role po "Die Hard". Mam wersję VHS od ITI, gdzie czyta Jarosław Łukomski. Tłumaczenie Beksińskiego jest świetne, ma w sobie ten luz i sporo wulgaryzmów. Posiadam jeszcze wersję Polsatu z lat 90 z Brzostyńskim i ogólnie może być, choć nie jest ostra i ze Stopklatki TV, gdzie czyta jakiś bolek, a tłumaczenie ssie. W 2013 oglądałem na Tele5 z Olejniczakiem, ale nie nagrałem.

"Ciemna strona Księżyca" (1990)

Dystrybucja: MUVI
Lektor: Jerzy Rosołowski
Tłumaczenie: niezłe

"Ciemna strona Księżyca" to klawe SF z czasów VHS. Taki daleki kuzyn "Obcego". Film wydało MUVI i czyta Jerzy Rosołowski. Tłumaczenie wypada nieźle, film również, natomiast wydanie jest w stanie dobrym.

"Dirty Dancing" (1987)

Dystrybucja: VIM
Lektor: Janusz Szydłowski
Tłumaczenie: niezłe

"Dirty Dancing" nawet lubię i to dobry film, ale nie wracam do niego jakoś regularnie czy często. Chyba udało mi się zdobyć wszystkie wersje VHS. Wydanie od VIM czytane jest przez Janusza Szydłowskiego. Jest ono nawet dobre i uważam, że warto mieć je w swoich zbiorach.

"Zabójca" (1991)

Dystrybucja: NVC
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: niezłe

Za szczyla mocno jarałem się tym filmem, ale aktualnie nieco nudzi mnie, a fabuła jest dość chaotyczna. Czasem naprawdę ciężko połapać się, kto jest kim. Tego tytułu nie mogło jednak zabraknąć w moich zasobach ;). Film wydało NVC jako "Zawodowy morderca". Czyta niezawodny Tomasz Knapik. Tłumaczenie ogólnie jest dość niezłe, chociaż bluzgów trochę mało pada.

"Godzilla kontra Mothra" (1992)

Dystrybucja: Vision
Lektor: Lucjan Szołajski
Tłumaczenie: niezłe

Przedostatnia część Godzilli z drugiej serii wydana u nas na VHS. "Mechagodzillę 2" jeszcze wydali, ale czemu Vision nie zdecydował się na to wobec dwóch ostatnich - tego nie wiem. Szkoda, bo mielibyśmy chociaż całą drugą serię wydaną w całości. "Godzilla kontra Mothra" została bardzo ładnie wydana - z niezłym tłumaczeniem i dobrym lektorem, Lucjanem Szołajskim, który po prostu pięknie przeczytał ten film. Na pamięć znam większość kwestii z tej wersji. Tą część czytał jeszcze Piotr Borowiec na DVD i Tomasz Magier w TVP1. W sumie każda wersja na swój sposób jest dobra, ale wydanie Vision góruje.
Film jest w wersji japońskiej z dubbingiem amerykańskim.

"Kruk" (1994)

Dystrybucja: Imperial
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: dobre

Oglądanie "Kruka" w innej wersji niż ta, to po prostu grzech. Wszystkie następne wersje lektorskie nie powinny w sumie powstać, a Polsat za emitowanie tej produkcji w swojej beznadziejnej, zeszmaconej wersji powinien dostać dożywotni zakaz emitowania czegokolwiek. Ale do rzeczy - film wydało Imperial, czyta Tomasz Knapik, który idealnie tu pasuje, a tłumaczenie to kolejny mocny plus tej kasety. Jest dobre, solidne i wulgarne - adekwatne do wydźwięku filmu. Dzięki tej wersji filmu, "Kruk" w moich oczach stał się jeszcze bardziej rewelacyjny.
Co ciekawe, w TVN również czytał Knapik, miejscami jeszcze lepiej operując głosem (jakby bardziej się wczuwał), ale tłumaczenie już ssie - wypada kiepsko, teksty rzucane przez bad guyów i Erica są jakoś kulawo tłumaczone i cenzura bluzgów jest masakryczna.

"RoboCop II" (1990)

Dystrybucja: ITI
Lektor: Andrzej Matul
Tłumaczenie: dobre

Dawniej niezbyt przepadałem za sequelem "RoboCopa", ale z czasem go doceniłem, bo jest naprawdę solidny. W nieco innym stylu, lecz także brutalny i również skłaniający do przemyśleń nad niektórymi kwestiami. Mam go na kasecie wydanej przez ITI, czyta Andrzej Matul. Tłumaczenie jest dobre, wiele kwestii bardzo ładnie przetłumaczono i zdarzają się jakieś bluzgi. Wszystko na swoim miejscu ;). Szczerze polecam.

"Urodzeni mordercy" (1994)

Dystrybucja: Warner
Lektor: Stanisław Olejniczak
Tłumaczenie: dobre (tekst Elżbiety Gałązki-Salamon)

Kolejna kaseta przejrzana - wybór padł na słynne "Natural Born Killers", o którym słyszałem od dawna. "Urodzonych morderców" wydało Warner, a produkcję czyta Stanisław Olejniczak, średnio pasujący do takiego dynamicznego kina. Na szczęście lektor nie zamulał jakoś bardzo (choć w szeptance tej i tak widziałbym np. Łukomskiego) i dało się go słuchać bez żadnych problemów. Tłumaczenie jest bardzo ostre, ale jego autorem jest pani Elżbieta Gałązka-Salamon, więc nie mogło być inaczej ;). Przekład przypomina trochę ten z "Od zmierzchu do świtu" lub "Pulp Fiction". Cieszę się, że obraz Stone'a udało mi się obejrzeć w tej wersji. Kaseta trafiła mi się dobrze zachowana, choć miała jakiś problem ze sprzęgiełkiem, ale najwyżej go wymienię i będzie po kłopocie.

"Galaktyczny wojownik" (1998)

Dystrybucja: Warner
Lektor: Jacek Brzostyński
Tłumaczenie: dobre

"Galaktycznego wojownika" wydało u nas Warner, lektorem na tej kasecie jest Jacek Brzostyński, z nieco starszym głosem (mniej wczuwał się w czytanie tekstu). Pan Jacek przeczytał to całkiem dobrze, a do tłumaczenia nie mam żadnych zastrzeżeń. Co ciekawe, lektor ten dwa razy czytał ten film - raz na tym wydaniu i drugi raz dla telewizji TVN, gdzie jego tytuł przetłumaczono jako "Żołnierz przyszłości".
Produkcja mocno mnie zachwyciła - to kawał dobrego SF, a Kurt Russell nieźle wymiata. Miejscam jest także niezły klimacik jak z filmów postapokaliptycznych.

niedziela, 26 lipca 2020

"Suche łzy" (2005)

"Suche łzy" (2005) - trwająca 6 lat druga wojna światowa stanowiła niezwykle trudne przeżycie zarówno dla Polaków, jak i osób innych narodowości, które przebywały na terenie naszego kraju. Ich codzienność w diametralnym tempie zamieniała się w istny koszmar, niepozwalający na normalne funkcjonowanie. Wszelkie podejmowane kroki musiały zostać dokładnie przemyślane, nie można było pozwolić sobie na jakąkolwiek pomyłkę. Walczono w strachu, w przeświadczeniu, że następuje całkowita zmiana w dotychczasowej egzystencji, ale nie to zapewniało ludziom przetrwanie. Najwięcej przynosił spokój, opanowanie, rozwaga, stanowczość oraz niesłabnąca wiara w powodzenie każdej przeprowadzanej akcji. Tylko to mogło przesądzić o tym, czy po nocy nastąpi kolejny dzień, czy na tylu niewinnych twarzach pojawi się uśmiech lub łza, czy z ust wydobędzie się jeszcze jakieś słowo, czy płuca będą zdolne złapać kolejny oddech.

"Suche łzy. Opowieść o utraconym dzieciństwie" to autobiografia Nechamy Tec – Żydówki, która na jej kartach dzieli się z czytelnikiem wszystkimi przeżyciami i wspomnieniami z tamtego okresu. W sposób niebywale zręczny wprowadza nas w świat pełen niesprawiedliwości, brutalnego znęcania się nad niewinnymi ludźmi, nieustannego strachu, sprytnie kamuflowanego powszechnie panującym, lecz pozornym spokojem, trudnych, bolesnych rozstań, do przykrej, niezrozumiałej rzeczywistości, w której jak najszybciej trzeba wyprzeć się swojego pochodzenia i walczyć o każdy grosz. Ze względu na fakt ścigania Żydów przez niemieckich okupantów, rodzina Tec musiała postępować bardzo ostrożnie, jednak przez te wszystkie lata miała niewątpliwie spore szczęście. Kontakty utrzymywane przez matkę i ojca pomagały znaleźć schronienie, nawet wtedy, kiedy czas uciekał jak piasek przez palce, umożliwiały połączenie sił z pozostałymi rodzinami, dzięki czemu szanse na przetrwanie wzrastały czy chociażby pozwalały na załatwienie fałszywych dokumentów, gdyby przyszło udowodnić gestapowcom nieżydowskie pochodzenie.

Kobieta na moment staje się Helką, by za chwilę nazywać się Pelagią, a na koniec Krysią. Razem z rodzicami oraz starszą siostrą Gizą zamieszkuje niewielką kamieniczkę w Lublinie, jednak niedługo później wszyscy przenoszą się do dawnej fabryki świec, w jakiej wcześniej pracował ojciec dziewczynek, Roman Bawnik. Jest to jedna z tych postaci, której należy się szczególne uznanie, ponieważ niejednokrotnie stawał on na wysokości zadania i kiedy reszta dawała się ponieść zgubnym emocjom, mężczyzna zachowywał trzeźwość umysłu i jako głowa rodziny dbał nie tylko o odpowiednie wychowanie córek, ale i dokładnie opracowywał przeprowadzane akcje – począwszy od przeniesienia się do Warszawy aż po rozpoczęcie handlu wódką czy bułkami. Dzięki niezachwianej postawie oraz umiejętności przewidywania, mógł kierować każdym z osobna, pouczając go i obdarzając cennymi radami. Nechama, w swojej autobiografii poświęciła mu wiele miejsca, opisując jego ogromną miłość oraz przywiązanie do wówczas 11-letniego dziecka, któremu wskazywał, jak w konkretnym przypadku ma postępować, a czego koniecznie musi się wystrzegać. Ta oczywiście wszystko brała do serca i mimo, że nie zawsze zgadzała się z kierowanymi do niej słowami, pozostawała im wierna, a tym samym okazywała ich autorowi największy szacunek. Niejednokrotnie czytamy, jak ojciec poucza nastolatkę, by była odważna i nieugięta, tłumiła łzy oraz wszelkie przejawy słabości, nikomu się nie zwierzała, a przede wszystkim umiała zachować w tajemnicy informacje o swojej narodowości – gdyby ktokolwiek o niej wiedział, mógłby ją wydać, co wiązałoby się z szybką utratą tak młodego życia. Niestety, wspólna walka o lepsze jutro wiązała się również z ograniczonym zaufaniem do reszty jej uczestników – to przykre, że w obliczu takiej tragedii nieprzyjaciel mógł być tuż za rogiem, choć znajdował się w identycznym położeniu.
Portret rodziny Tec, wykonany między 1910 a 1920 rokiem
Autorka stara się każdemu z bohaterów poświęcić przynajmniej parę kartek, nakreślając jego wygląd, usposobienie oraz przedstawiając to, jak zachował się w konkretnych sytuacjach. Poznajemy zarówno wiele dziewcząt, jak i chłopców, kobiet i mężczyzn, którzy albo kierują się dobrem ogółu i są gotowi wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku potrzebującego albo widzą tylko czubek własnego nosa i cokolwiek się nie wydarzy, upatrują w tym własne korzyści. Czasem czułam, że zbyt duża ilość osób, o których mowa w książce, może wprowadzić pewien zamęt i chwilami istotnie tak było, jednak nie wpłynęło to na negatywny odbiór powieści ani na trudność w rozumieniu akcji. Na naszych oczach Nechama bardzo szybko wchodzi w dorosłość – smutne koleje losu postawiły ją przed obowiązkiem podejmowania trudnych decyzji, kiedy to musiała kierować się rozumem i rozsądkiem, a nie osobistymi pragnieniami i skrywanymi uczuciami, dbania o dobro rodziny i bliskich, poświęcania resztek sił, zgromadzonych dzięki determinacji, w celu zarobienia choćby niewielkiej sumy pieniędzy. Coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że nie może przyspieszyć tak wolno płynącego czasu oraz, że nie zawsze może szukać pocieszenia w ramionach rodziców, którzy mają już niejedno zmartwienie. Uważam, że wykazała się olbrzymią rezolutnością, mimo że nie raz wątpiła we własne możliwości i nie miała pewności, czy sobie poradzi. W tym właśnie przypadku wiele dały dziewczynce lekcje od jej ojca oraz wszystkich ludzi, jakich napotkała na swojej drodze. Na nieco dalszym planie w autobiografii znajduje się jej starsza siostra, Giza, pracująca w klubie dla niemieckich żołnierzy czy matka Estera, z początku zatrudniona jako gospodyni w mieszkaniu niemieckiego urzędnika, później zajmująca się wypiekaniem bułek i drożdżówek na tzw. czarny rynek. Z obiema postaciami nasza główna bohaterka utrzymuje tak bliskie i zażyłe stosunki, że z chęcią poznajemy ich kolejne wspólne chwile, nierzadko chwytające za serce.
Autorka doskonale porusza się między opisami poszczególnych zdarzeń – w zręczny sposób przechodzi od niespodziewanej śmierci brata Estery, Józefa czy Ciućki, dawnej nauczycielki nastolatek, do szukania w błyskawicznym tempie schronu przez żydowską rodzinę. Łatwo odnieść wówczas wrażenie, że choć jesteśmy już długo po zakończeniu drugiej wojny światowej i pisarka nie musiała spieszyć się ze streszczaniem tego, co wówczas się działo, w rzeczywistości pragnęła jak najbardziej namacalnie i dobitnie zetknąć nas w tamtejszą rzeczywistością, w której nie było czasu ani na myślenie o przyszłości ani na pochylanie się nad jeszcze ciepłymi zwłokami. Czytając opisy przeżyć Nechamy, wyraźnie czuć otaczającą ją niepewność, strach i przerażenie, czym przecież z nikim nie mogła się dzielić – zostajemy więc w pewien sposób wyróżnieni, kiedy pozwala nam wniknąć w jej osobiste myśli, pragnienia oraz uczucia. Młodą dziewczynkę wiele kosztowało, by wychodząc z domu nie zostać zauważona przez gestapo, by nikt nie dostrzegł, że cierpi, ale i by przejść obojętnie wobec śmierci osób o żydowskich korzeniach. Ku mojemu zdziwieniu, książka nie zawiera rozległych obrazów rozgrywającego się w ciszy dramatu, jakim są powolne tortury lub szybki zgon po zderzeniu się ciała z ołowianą kulą – zostają one tylko gdzieniegdzie wtrącone, nadal oczywiście mrożąc krew w żyłach. Autorka nakreśliła również niezwykle wyraźną niechęć do Żydów, okazywaną ze strony Polaków, którzy byli skorzy wpajać ją nawet dzieciom. Z jednej strony nie było przed tymi słowami ucieczki, z drugiej jednak niczego nieświadomi, właśnie im użyczali wody, pieca, posłania czy ubrań. "Suche łzy" stawiają czytelnika przed próbą zmierzenia się z owym osądem na temat narodu żydowskiego, który w czasie okupacji wycierpiał nie mniej niż polski. Wnikliwie analizując to, co ma nam do przekazania Nechama, zdałam sobie sprawę z faktu, że tak naprawdę nie wiem, co znaczy żyć w strachu oraz walczyć o przetrwanie. Będąc zdrową, sprawną dwudziestolatką, mającą plany i marzenia, chcącą pozostawić coś po sobie na tym świecie, cieszę się ogromnie, że nie musiałam poznawać okrucieństwa wojny oraz jej katastrofalnych następstw, ale za to wzmaga się we mnie szczere współczucie wobec tych, którzy bez żadnego powodu lub z byle błahej przyczyny musieli to wszystko stracić.
Nechama Tec
Tak jak już wspomniałam, powieść przenosi nas do niełatwych czasów biedy, nędzy, wstydliwej rozpaczy i bólu, niemających końca okrucieństw, naznaczonych krwią niewinnych. To, co dla naszego społeczeństwa jest już dość odlegle, tutaj powraca jak gdyby ze zdwojoną siłą i pozwala na zrozumienie wszelkich targających ludźmi rozterek. "Suche łzy" to wzruszająca opowieść o losach osób walczących o godne życie oraz lepszą przyszłość, a w przypadku Nechamy – o powrót do spokojnego dzieciństwa. To historia, w której płacz nie był dozwolony, a głęboko skrywany, niemogący ujrzeć światła dziennego. Tutaj słone krople nie spadały gładko po policzkach – one zatrzymywały się w oczach i tam też umierały. Umierały w ciszy, niezauważone, tak jak bestialsko zabijani w domach czy na ulicy. Moim zdaniem jest to obowiązkowa pozycja dla tych, którzy chcą jeszcze bardziej przybliżyć sobie czasy drugiej wojny światowej i jej pozbawioną barw codzienność.

sobota, 25 lipca 2020

"Zły porucznik" (1992)

Dystrybucja: ArtVision
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: dobre

"Zły porucznik" został wypuszczony przez ArtVision, jego lektorem jest Tomasz Knapik. Czyta takim starszym, chwilami nieco bełkotliwym głosem, podobnym do tego ze starszych wydań ITI czy Imperial. Tłumaczenie wypada bardzo ostro (to chyba jeden z najbardziej dosadnych przekładów, jakie znam) i zarazem jest dobre, trafne, rozbudowane. Okładkę mamy całkiem klimatyczną i okraszoną informacjami, jaka to skandaliczna produkcja, zakazana w kilku krajach. W Polsce "Zły porucznik" również był chyba niedopuszczony do niektórych kin, z tego, co kojarzę. Ojciec, który prowadził wypożyczalnię wideo w tamtych latach też wspominał, że w kinach ciężko było to wyhaczyć i tam raczej bez większego zainteresowania się obyło, natomiast na kasetach VHS film był hitem i ciągle go wypożyczano.
Taśma ze "Złym porucznikiem" trafiła mi się hmmm... zależy jak na to spojrzeć - nie ma na niej śladów zniszczenia, jakość obrazu jest naprawdę dobra, niewiele odbiegająca od DVD, ale podczas oglądania na Panasonicu czasem przelatują poziome paski, tzw. śniegi lub obraz przeskakuje z góry na dół. Może jest po prostu mocno zleżała. Na Sharpie częściowo ten problem zniknął, choć nie do końca. Dźwięk był nieco głuchy, aczkolwiek to pewnie dlatego, że to stare wydanie.

"Sindbad i oko tygrysa" (1977)

Dystrybucja: ITI
Lektor: Lucjan Szołajski
Tłumaczenie: dobre

"Sindbad i oko tygrysa" często oglądałem w dzieciństwie, gdzieś na samym początku podstawówki, właśnie z dokładnie tego samego wydania. Cieszę się, że po ponad 15 latach znów ta produkcja wpadła w moje ręce i stanęła na półce. Wydało ją u nas ITI (okładka jeszcze w języku angielskim), lektorem jest tutaj Lucjan Szołajski i jak zawsze czyta pierwszorzędnie. Kaseta trafiła mi się bardzo dobrze zachowana, praktycznie w ogóle niezniszczona.
Do tytułu tego miło było wrócić po tak długim czasie, ale uczciwie trzeba przyznać, że mocno się postarzał - już w 2002-2004 r. wydawał mi się przeżytkiem, ale odpalałem go ze względu na liczne sceny z potworami, np. z gigantycznym morsem, walkę pierwotnego małpoluda z tygrysem szablozębnym czy konfrontację Sindbada z powołanymi do życia przez czarownicę istotami, przypominającymi kosmitów. W całości, od dechy do dechy chyba nigdy go wtedy nie obejrzałem, tylko przewijałem na ciekawsze fragmenty. Teraz jednak nadrobiłem cały film - warto było po niego sięgnąć, choć już nie wzbudza praktycznie żadnych emocji i ogląda się go głównie dla ciekawostki, dla archaicznych efektów poklatkowych autorstwa Ray'a Harryhausena czy klimatu (i tutaj sprawdza się wyśmienicie). Dla całkowicie współczesnych widzów może być jednak totalnie ciężkostrawny.

"Za ciosem" (1998)

Dystrybucja: Vision
Lektor: Maciej Gudowski
Tłumaczenie: dobre

Kolejny film z Jean-Claude'em Van Damme'em, jaki wpadł mi w ręce. "Za ciosem" wydało Vision, lektorem tej wersji jest Maciej Gudowski. Szkoda, że Vision w późniejszym okresie działania zatrudniało głównie tego lektora... Bliżej 2000 r. praktycznie on wszystko u nich czytał, rzadko trafiał się Knapik czy inny lektor. Tłumaczenie było nawet przyzwoite, nie miałem do czego się przyczepić. Kaseta trafiła mi się w idealnym stanie, obraz i dźwięk dobrze odbiera i nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń. Wolałbym jednak posiadać ten film w wersji Polsatu, bo tam bodaj Knapik właśnie go czytał. Może jeszcze się zdobędzie.

"Przybysz" (1991)

Dystrybucja: AWWA
Lektor: Grzegorz Widziszewski
Tłumaczenie: dobre

Czaiłem się od jakiegoś czasu na ten tytuł, w końcu udało mi się go kupić. "The Arrival" wydało u nas AWWA (to mój pierwszy film od tego dystrybutora), czyta tutaj dość rzadki lektor, Grzegorz Widziszewski - pierwszy raz zetknąłem się z nim, ale bardzo mi się spodobał. Z barwy głosu nieco pana Marka Gajewskiego mi przypominał, a i ładnie sobie radził z tekstem. Tłumaczenie oceniam jako solidne, zgrabne i pieprzne, w niektórych momentach była "kurwa" na "kurwie" + inne bluzgi. Tytuł przełożono jako "Przybysz" - taki widnieje na okładce i taki czyta pan Grzegorz, zaś na naklejce na kasecie brzmi on "Przybysz znikąd". Taśma trafiła mi się w stanie oglądalnym, niezgorszym, choć miejscami bywała zdarta i niekiedy obraz spowijany był przez różne śniegi, paski czy dropy. Czasem przeszkadzało to, ale ogólnie oglądało się przyzwoicie.

"I stanie się koniec" (1999)

"I stanie się koniec" (1999) - nadejście nowego millenium miało swoje odbicie w popkulturze; w latach 90. twórcy wielu filmów oraz seriali ochoczo korzystali z tej tematyki i również ta produkcja na niej się koncentruje. W grudniu 1999 roku na Ziemię zstępuje szatan, by posiąść przeznaczoną dla niego kobietę - Christine, która urodzi mu potomka, co oczywiście będzie wiązało się z kresem ludzkości. Książę ciemności wstępuje w ciało przystojnego finansisty (Gabriel Byrne) i z pomocą swoich wyznawców próbuje odnaleźć Christine. Dziewczyna jednak, zupełnie przez przypadek trafia pod opiekę byłego policjanta, obecnie zgorzkniałego ochroniarza ze skłonnościami samobójczymi, Jericho Cane'a (Arnold Schwarzenegger). Mężczyzna po stracie żony i córki załamał się, popadł w alkoholizm oraz stracił wiarę, ale mimo wszystko postanawia nie dopuścić do tego, by młoda kobieta została opętana przez szatana, a następnie wydała na świat antychrysta. Zadanie to nie będzie jednak łatwe, gdyż wszędzie dookoła czają się sługusi diabła, gotowi zrobić wszystko, by dopaść Christine i oddać ją w ręce swego pana. "I stanie się koniec" to satanistyczny action-horror, nakręcony przez zdolnego reżysera, Petera Hyamsa, lubującego się w mrocznych i brutalnych widowiskach, autora m.in "Strażnika czasu" z udziałem Jean-Claude'a Van Damme'a, "Odległego lądu" czy sequela "Odysei kosmicznej" z 1984 r. Niestety, pomimo starań Hyamsa i zbudowanego przez niego, odpowiedniego klimatu, projekt ten nie odniósł sukcesu i nie przypadł do gustu ani krytykom ani kinomanom - winę ponosi za to niedopracowany, niespójny scenariusz, a także brak konkretnego pomysłu na całą historię.
Twórcy sami nie do końca wiedzieli, czy chcą nam pokazać nastrojowy, jeżący włos na głowie dreszczowiec w stylu "Omenu" albo "Dziecka Rosemary" czy ekranową rąbankę ze Schwarzeneggerem i dali trochę tego, trochę tego, co oczywiście nie skończyło się dobrze. Przykładowo, mamy dość refleksyjne sceny z kuszeniem Jericho przez szatana, wątek jego depresji po stracie bliskich, motywy religijne, a chwilę później widzimy, jak Cane zbroi się niczym Commando, obwiesza się bronią jak choinka i ma zamiar spuścić wpierdol gościowi z piekielnych czeluści. Bez mrugnięcia okiem wali w niego wszystkim, co ma w zasięgu ręki i mimo licznych ran oraz skrajnego zmęczenia zawsze wykazuje pełną gotowość do wyczerpującej walki. Wiem, że Arnold słynie z image'u twardego faceta z karabinem w dłoni i za to go kochamy, aczkolwiek tutaj zostało to wciśnięte wyjątkowo na siłę, bez potrzeby, byle tylko skorzystać na takim właśnie, charakterystycznym wizerunku Schwarzeneggera. Szkoda, bo kreowany przez niego bohater początkowo był ciekawą personą, wypaloną, nękaną przed demony przeszłości; aktor również robił co mógł, by grany przez niego Jericho stanowił postać dramatyczną, złożoną, ale skrypt wyraźnie go ograniczał. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro scenarzysta raz przedstawiał go jako udręczony wrak człowieka i cynika, a raz jako nieskazitelnego, niezmordowanego wojownika.
Działania szatana zostały natomiast pozbawione logiki - posiada on ogromną moc, zaraz po przejęciu ciała bankiera demonstruje swoją siłę i wysadza restaurację (nawiasem mówiąc, nie wiadomo w jakim celu), ale by odnaleźć Christine potrzebuje tabunu satanistów i innych przydupasów, robiących głównie za mięso armatnie. Mając także paranormalne zdolności, często ściga ją i Cane'a na piechotę oraz stawia na konfrontację wręcz 😉. Nie rozumiem również, dlaczego "wcielił się" w przypadkową osobę, a nie w kogoś z najbliższego otoczenia Christine, obdarzonego przez nią zaufaniem, gdyż wtedy cała sprawa byłaby o wiele prostsza. Przez te wszystkie bzdety oraz niedorzeczności "I stanie się koniec" wzbudza u oglądającego uśmiech politowania, nie zaś uczucie grozy czy napięcia. Efekty specjalne stoją na nierównym poziomie - o ile te praktyczne czy pirotechnika prezentowały się solidnie, to CGI czy green-screen mocno rzucało się w oczy. Za pierwszym razem bardzo mi to przeszkadzało, ale teraz łatwiej mi przetrawić animację komputerową z lat 90., bo choć raziła kiczem, to posiadała jakiś tam swój urok. Ogólnie rzecz biorąc, film ten ogląda się dobrze, jak już wspomniałem, posiada on przyzwoity klimat, soundtrack jest udany, a rola Arnolda interesująca (przynajmniej częściowo). Niestety, z powodu licznych głupot, niespójnej formy oraz traktowania widza jak idiotę moja ocena to 4/10. Mam to na VHS od Imperial, lektorem tej wersji jest Janusz Szydłowski. Obraz ten widziałem jeszcze w TVP2 kilka lat temu, ale nie pamiętam, kto tam czytał.

czwartek, 23 lipca 2020

"Sądna noc" (1993)

Dystrybucja: ITI
Lektor: Jarosław Łukomski
Tłumaczenie: niezłe

Pamiętam okładkę "Sądnej nocy", gdy stała u nas w rodzinnej wypożyczalni. Teraz ponownie mogłem obejrzeć ten film z VHS - szkoda, że trafiła mi się wersja z nieco słabym, trochę stłumionym audio (zjechane), ale dało się obejrzeć. Dystrybutorem tego tytułu u nas jest ITI, a lektorem Jarosław Łukomski, który świetnie przeczytał listę dialogową i ładnie wczuł się w klimat tej produkcji. Tłumaczenie jest sprawne, choć mogłoby być nieco ostrzejsze, niemniej jednak wypada nieźle. Ciekawie napisany jest też opis na odwrocie okładki :P. Polecam to wydanie, warto się w nie zaopatrzyć.

poniedziałek, 20 lipca 2020

"Rozkaz" aka "Zakon" (2001)

"Rozkaz" aka "Zakon" (2001) - obok "Skazanego na piekło" to jeden z ostatnich filmów Jan-Claude'a Van Damme'a, cieszących się umiarkowaną popularnością i mających dość przyzwoity poziom. Realizowano go w momencie, gdy kariera gwiazdora zaczęła znacznie podupadać, ale jego nazwisko jeszcze skutecznie przyciągało widzów. Rudy Cafmeyer (JCVD) to lekkoduch, który żyje z kradzieży i handlu historycznymi, wartościowymi przedmiotami oraz zabytkami. Pewnego dnia mężczyzna dowiaduje się, że jego ojciec, archeolog i kustosz muzeum zaginął. Trop prowadzi do Jerozolimy i tajemniczej, średniowiecznej sekty - przed zniknięciem, tata Rudy'ego odnalazł poszukiwany przez nią, ostatni rozdział księgi "Fazar", spisanej przez samego założyciela zakonu. "Rozkaz" (ach to dosłowne, bezmyślne tłumaczenie oryginalnego tytułu "The Order") został utrzymany w konwencji przygodowo-komediowej i filmowano go na tle malowniczych plenerów Izraela. Van Damme wciela się tu w postać nietypową dla siebie, a mianowicie w beztroskiego wesołka, awanturnika, który stale szuka guza. Belg gra całkiem nieźle, widać, że przed kamerą czuje się swobodnie i ochoczo się wygłupia (biega chociażby w stroju ortodoksyjnego Żyda z pejsami po Starym Mieście w Jerozolimie, zbija "piątki" z tatkiem i notorycznie pozuje na luzaka), aczkolwiek taka rola moim zdaniem nie pasowała do niego. Podczas seansu stale odnosiłem wrażenie, że skrojono ją pod młodego Jackie Chana z okresu "Pijanego mistrza" czy "Policyjnej opowieści". Zresztą - Chan nawet w średnim wieku z powodzeniem kreował zabawnych, nieporadnych facetów, natomiast 41-letni wówczas Van Damme wyglądał raczej poważnie i dość osobliwie się prezentował, zachowując się jak nieodpowiedzialny nastolatek.
Z łatwością można też dostrzec, że "Zakon" inspirowany był takimi obrazami jak "Zbroja Boga" z Jackie Chanem (cały wątek średniowiecznej sekty, podobne akcenty humorystyczne, nawet wpadki z planu i fragmenty scen walk, umieszczone przed napisami końcowymi) oraz "Indiana Jones i ostatnia krucjata" (motyw poszukiwania zaginionego rodzica, odmienne charaktery ułożonego, podstarzałego ojca i syna narwańca). Zapożyczenia te nie są jednak jakieś rażące ani nie psują dobrej zabawy, choć sprawiają, że film staje się momentami bardzo przewidywalny. Pojedynki są dobrze nagrane i efektowne, lecz czasem widać, że postawiono głównie na ich widowiskowość, a nie na jakikolwiek realizm - gdy Rudy walczy z jednym z członków zakonu, to obaj, na zmianę, raz po raz kopią z obrotu oraz unikają uderzenia przeciwnika. Takie kilkukrotne kopanie pod rząd w powietrze jest dość bezsensowne i dziwne, że żaden z nich nie wykorzystał tego na swoją korzyść, np. nie podciął nóg oponenta, zwłaszcza, że ciągle powtarzano te same ruchy. Zdjęcia, które powstawały w Jerozolimie zostały ładnie uchwycone i miło było nacieszyć oko tamtejszymi widokami. Wszelkie sekwencje pościgów czy pogoni uliczkami wspomnianego miasta są jak najbardziej solidne - "Rozkaz" nie miał premiery kinowej w Stanach Zjednoczonych, ale wygląda niczym pełnoprawny projekt kinowy. Poza Van Damme'em, ze znanych nazwisk pojawia się tutaj epizodycznie legendarny Charlton HestonAbdel Qissi (występował razem z Belgiem w takich hitach jak "Quest" czy "Lwie serce") oraz Brian Thompson, portretujący głównego antagonistę (szkoda tylko, że z tymi doczepianymi włosami i togą wypada dość groteskowo). Film ten ogląda się z przyjemnością, potrafi wciągnąć, a dynamiczne tempo sprawia, że widz nie ma prawa się na nim nudzić. Co prawda humor czasem jest wymuszony (choć nie zawsze), fabuła oklepana, protagonista odgrywany przez JCVD nieco przerysowany, ale da się na to przymknąć oko i miło spędzić czas. Moja ocena to 6/10, mam to na VHS od Warner, lektorem jest tam Maciej Gudowski. "Zakon" często był również emitowany przez Polsat, ale nie pamiętam, kto tam czytał.

czwartek, 16 lipca 2020

"I stanie się koniec" (1999)

Dystrybucja: Imperial
Lektor: Janusz Szydłowski
Tłumaczenie: średnie

"I stanie się koniec" wypuściło u nas Imperial, lektorem tej wersji jest Janusz Szydłowski. Tłumaczenie było złagodzone i przeciętne, ale pojawił się jeden mocny wulgaryzm - "kim ty kurwa jesteś?", kiedy Arnold rozmawia w swoim mieszkaniu z szatanem. Innie przekleństwa zostały pominięte. Tytuł obrazu "End of Days" przetłumaczono jako "I stanie się koniec", natomiast w filmie to zdanie przekładano jako "koniec dni".
Taśma na pozór trafiła mi się w niezgorszym stanie, ale miała problemy z poprawnym odbieraniem - nie łapał dźwięk Hi-Fi/stereo, więc audio było stłumione (a wątpię, by kaseta była wydana w mono), jakościowo też było bez rewelacji. Film wyglądał jak przegrywany, chwilami był mało ostry, rozmazany i w dynamicznych scenach akcji czasem występowały jakieś krótkotrwałe anomalia kolorystyczne, słynne, zielono-różowe zabarwienia lub paski przy postaciach/elementach otoczenia. Widać był mocno wyeksploatowany i zwyczajnie się zużył. Skoro kaseta nie była zjechana, to innego powodu nie widzę. Może kiedyś trafi mi się lepiej zachowany egzemplarz "I stanie się koniec", a nawet jeśli nie, to i tak mała strata, ponieważ horror ten wypada raczej słabo i warto mieć go tylko ze względu na świetny klimat i Arnolda Schwarzeneggera, bo scenariusz jest beznadziejny, niespójny, a efekty nierówne, często żenujące.

"Rozkaz" / "Zakon" (2001)

Dystrybucja: Warner
Lektor: Maciej Gudowski
Tłumaczenie: niezłe

Kilka miesięcy temu dorwałem z JCVD "Inferno", "Pasażera" oraz "Mściciela", a teraz w ręce wpadł mi "Rozkaz" (tytuł telewizyjny to "Zakon"). Obraz ten wydało Warner, lektorem tego wydania jest Maciej Gudowski (w sumie standard, żadne zaskoczenie), natomiast tłumaczenie nawet ujdzie, nie jest najgorsze. No może z wyjątkiem tytułu.... "order" w języku angielskim oznacza również "zakon", o ile się nie mylę i taka właśnie jest tematyka tego widowiska, a nie jakiś "rozkaz". Poza tym, w czasie trwania filmu "order" przekładane jest właśnie jako "zakon" (zresztą trudno, żeby było inaczej, skoro do tego się odnosi). Na Polsacie tytuł funkcjonował właśnie jako "Zakon", czyli został przywrócony poprawny.
Taśma trafiła mi się w nawet przyzwoitym stanie - jakość całkiem dobra, a audio minimalnie szumiało, wręcz niezauważalnie i chwilami, ale rzadko gubiło stereo (jak na Warner, to i tak znośnie).

"Zabić księdza" (1988)

Dystrybucja: ITI
Lektor: Lucjan Szołajski
Tłumaczenie: dobre

Obejrzałem "Zabić księdza" - film wydało u nas ITI i jest to starsze wydanie z angielskimi napisami oraz tytułem. Polski opis znajduje się z tyłu, natomiast kadry z produkcji są ustawione w formie krzyża. Lektorem na tej kasecie jest Lucjan Szołajski i według mnie energicznie przeczytał ten obraz, widać, że się wczuwał - nie wyobrażam sobie z kimś innym oglądać tego filmu. Może jeszcze Tomasz Knapik albo Jarosław Łukomski poradziliby sobie, ale Szołajski pasuje tu najbardziej. Tłumaczenie było ostre, takie, jak być powinno - oficerowie SB nie raz rzucali "skurwielami", a i padły mocniejsze bluzgi.
Egzemplarz taśmy trafił mi się doskonale zachowany, odbierał jak nówka. Kasetę mam z krakowskiej wypożyczalni "Video-Film". 
Coś czuję, że "Zabić księdza" będzie istniało dla mnie jedynie w tej wersji - nawet nie wiem, czy wyszło na DVD, bo nie spotkałem nigdzie płytki z tym.

"Adrenalina" (1996)

Dystrybucja: Vision
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: niezłe

Kolejna kaseta przejrzana - tym razem wybór padł na "Adrenalinę". Film wydało Vision, lektorem jest Tomasz Knapik, idealnie pasujący do takich mocno B-klasowych klimatów. Tłumaczenie było niezłe i padły chyba wszystkie możliwe odmiany słowa "pieprzę" oraz kilka "skurwysynów", niestety nic ostrzejszego nie usłyszymy, choć oryginalne dialogi najeżone były wulgaryzmami. Taśma trafiła mi się w stanie doskonałym, mimo iż odkupiliśmy ją od wypożyczalni i obraz ani razu nie drgnął.

"Snajper II" (2002)

Dystrybucja: Warner
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: niezłe

"Snajper 2" przejrzany, dla mnie spore zaskoczenie, że to właśnie Knapik tutaj czytał, ale jak zawsze miło go usłyszeć, choć przy takich stosunkowo nowych produkcjach (z pewnego punktu widzenia) dość osobliwie się go słuchało, aczkolwiek nadal świetnie. Tłumaczenie nie było jakieś ostre, ale znalazł się bodaj jeden "skurwysyn" oraz jeden "skurwiel" - poza tym było przyzwoite.
Stan taśmy wizualnie jest dobry i obraz jest naprawdę ładny, ale wydało ją Warner i to jej największy problem. Mam kontrowersyjną teorię (choć sporo osób mnie w niej popiera), że Warner to zwyczajnie słaby dystrybutor z lipnym udźwiękowieniem, a każda kolejna kaseta od niego utwierdza mnie w tym przekonaniu - również i ta. Dźwięk szumiał, trzeszczał, przeskakiwał z głośniejszego na cichszy i z powrotem, a obraz czasem podskakiwał bez powodu. To nie jedyny taki przypadek - mam sporo filmów od Warner i na większości jest podobny kłopot i paradoksalnie na topornym lub starym sprzęcie jak Sanyo czy Sharp z dźwiękiem mono jakoś względnie te kaset odbierają, ale na czymś nowszym lub bardziej zaawansowanym jest sieczka. To piraty z pierwszej połowy lat 90., które czasem przeleżały ponad 20 lat w piwnicy łatwiej uruchomić niż Warnery z 2002-2004 r.

"Żądło" (1973)

Dystrybucja: Imperial
Lektor: Tomasz Knapik
Tłumaczenie: dobre

Kaseta z "Żądłem" przejrzana, jestem zachwycony jej niemal doskonałym stanem, obraz jest czysty jak z płytki, taśma nie posiada żadnych śladów użytkowania, a dźwięk mamy wyraźny. Tego klasyka wydało u nas Imperial i mimo, iż jest to jakieś nowsze wydanie, to czyta je Knapik i często pada tutaj słowo "skurwiel", choć nie wiem, czy występowało ono w oryginale. Co prawda niektóre kwestie czasem były dziwnie przełożone, a Knapik chwilami nie trafiał z tekstem w odpowiednim momencie, ale i tak jest dobrze i jestem naprawdę zadowolony z tej kasety. Dobrze, że wydałem na nią te 10 złotych.
Wyjątkowo do tej produkcji pasowałby również ktoś z miękkim, uniwersalnym głosem jak Maciej Gudowski czy Stanisław Olejniczak, ale i wersja z Knapikiem to złoto. Kiedyś chciałbym również "Żądło" obejrzeć z DVD z napisami na dużym ekranie, by lepiej wczuć się w klimat filmu.

środa, 15 lipca 2020

"Opowieść wampira" (1992)

Dystrybucja: VIM
Lektor: Janusz Kozioł
Tłumaczenie: dobre

"Warlock 3" to tak naprawdę film pt. "Opowieść wampira" i nie jest to horror powiązany z wymienioną serią. Dystrybutor podpiął go pod ten cykl prawdopodobnie w celach marketingowych z powodu Juliana Sandsa, występującego zarówno tutaj, jak i we wspomnianym "Warlock". "Opowieść..." wydało u nas VIM, lektorem jest Janusz Kozioł, czytający młodym, energicznym głosem. Tłumaczenie był raczej dobre, nie zauważyłem w nim potknięć. Co do tytułu, to na okładce mamy go zapisanego jako "Opowieść o wampirze", natomiast Kozioł czyta "Opowieść wampira".
Egzemplarz kasety trafił mi się w przeciętnym stanie - na ogół jest dobrze, jakość audio i wideo niezła, aczkolwiek około połowy jest kilkanaście zjechanych minut, które najlepiej przesunąć. Gdyby to była jakaś ciekawa produkcja, to może i szkoda by mi było, ale w przypadku tego widowiska niespecjalnie się tym przejąłem - jest raczej słabe, nudne oraz dziwne i pominięcie poszczególnych scen było praktycznie nieodczuwalne. Do fałszywego "Warlocka 3" jeżeli w ogóle wrócę, to i tak pewnie za jakąś dekadę i nie muszę mieć super-idealnego wydania 😉.

"Thelma & Louise" (1991)

Dystrybucja: Warner
Lektor: Władysław Frączak
Tłumaczenie: niezłe

Uruchomiłem "Thelmę & Louise" - kolejny, żelazny klasyk lat 90., który dołączył do mojej kolekcji. Co prawda na Panasonicu obraz miejscami mi faluje, ale na Sharpie idzie jak przecinak - taśma zapewne jest zleżała, latami nie była uruchamiana i nie każdy sprzęt radzi sobie z jej poprawnym odtworzeniem. Poza tym nie posiada żadnych zniszczeń audio-wideo. Liczę, że za jakiś czas może rozchodzi się całkiem, bo początkowo w ogóle nie chciała ruszyć, dopiero po kilku przewinięciach zaskoczyła. Cóż, zdarzają się i takie kasety, ale odkupując je od wypożyczalni nie wydaje się na nie jakoś wiele (czasem są za 1,50 zł), a większość z nich i tak działa bez zarzutu. Niektóre będące w gorszym stanie również często da się naprawić.
"Thelma & Louise" czyta Władysław Frączak i o ile nie przepadam za tym lektorem, tak tutaj jakoś nie wadził mi. Wiadomo, że mógł być ktoś z lepszym głosem - Łukomski, Rosołowski czy Knapik, ale nie ma też co narzekać. Tłumaczenie było raczej złagodzone (padło jedno "pierdol się", choć w tle fucki często słychać), ale chwilami za to takie swojskie trochę ("cholera, nigdy nie miałam szczęścia do chłopów", "powiedz jej to, baby lubią takie bzdety").
Co do dystrybutora, to okładka jest z ITI, natomiast naklejka na kasecie od Warner. Frączak również czyta, że wersję tę wykonano dla Warner. Może kaseta jest z innego wydania, a pudełko z innego? Nie wiem, ilu dystrybutorów wypuściło u nas tę produkcję. Co ciekawe, nazwisko jednej z bohaterek - Louis, na nalepce widnieje jako "Luiza".

"Pierwotny gatunek" (1996)

Dystrybucja: NVC
Lektor: Lucjan Szołajski
Tłumaczenie: średnie

"Pierwotny gatunek", czyli trzecią część "Carnosaura" wypuściło u nas NVC, czyta na tym wydaniu Lucjan Szołajski. Tłumaczenie jest... hmmm, sam nie wiem - oryginalne dialogi są już bełkotliwe, infantylne, zupełnie od czapy i ciężko było z tego coś sensownego wykrzesać, więc jest podobny poziom. Wulgaryzmów nie ma żadnych, ale w tle też nie słychać ich jakoś (lub nie wyłapałem). Egzemplarz kasety trafił mi się w całkiem dobrym stanie (może w trzech miejscach ma mocniejsze przyniszczenia), natomiast okładka i pudełko mocno usyfione były. Wyczyściłem na tyle, na ile się dało, a jak będę miał wolne opakowanie to podmienię. Czy warto to mieć? Zależy - jak lubisz bezmózgi kicz, ze scenariuszem na miarę "Wieżowca" z Anną Nicole Smith, to "Pierwotny gatunek" jak najbardziej powinieneś obczaić. Jeżeli wolisz poważniejsze klimaty, z chociaż zalążkiem sensownej fabuły i godziwym wykonaniem - śmiało możesz sobie odpuścić.

"Hellboy" (2005)

Dystrybucja: Imperial
Lektor: Ireneusz Machnicki
Tłumaczenie: niezłe

"Hellboy" załapał się jeszcze na wydanie wideo (wyszło w 2005 r.), za jego dystrybucję odpowiada Imperial. Lektorem jest Ireneusz Machnicki, ale... pierwszy raz nie przeszkadzał mi. Oczywiście wiadomo, że Knapik czy inny kultowy lektor przeczytałby ten film znaczenie lepiej, ale Machnicki wyjątkowo żwawo czytał i nie zamulał. Jakoś też chwilami kojarzył mi się z pirackimi, nierzadko amatorskimi lektorami, co też mi odpowiadało. Co do tłumaczenia, to również, o dziwo było przyzwoite - padały zabawne teksty, dialogi nierzadko zostały lotnie przełożone, a tłumacz nie certolił się i na tyle, na ile mógł (PG-13) sobie pozwalał - dupa to po prostu dupa, jest bodaj "odpieprz się", "zarzyganiec", "gówniarz" i nawet "skur...." - urwane, bo tak samo było chyba w oryginale.
Egzemplarz kasety trafił mi się w świetnym stanie - jakość to miód z boczkiem, może konkurować z DVD, kolory i ostrość są takie, jak być powinny.
Taśma ta raczej nie ma większej wartości i nie jest zbyt cenna, ale jak ktoś lubi VHS-owy klimat i oglądać filmy z tego nośnika, to może sobie ją sprawić.

"Bodyguard" (1992)

Dystrybucja: Warner
Lektor: Maciej Gudowski
Tłumaczenie: dobre (tekst Elżbiety Gałązki-Salamon)

Głośny hit lat 90. i ery wideo - dziś "Bodyguard" obrywa na grupach Facebookowych czy innym Filmwebie, że stanowi śmieszny kicz z przebrzmiałej epoki z upadłą gwiazdą w roli głównej, ale szczerze mówiąc mam gdzieś opinię pokolenia smartfonów 😉. Ja się wychowywałem na tym obrazie, czasem oglądałem go dwa razy dziennie i do tej pory sobie go cenię. Pamiętam również większość tekstów z wersji kasetowej, którą ojciec miał w swojej wypożyczalni - okazało się, że trafiłem na tę samą ścieżkę, choć w innej reedycji. Film wydało Warner, lektorem jest Maciej Gudowski, który nawet nieźle sobie tutaj radzi - czyta dość żwawo i z zaangażowaniem, co dziś już mu się nie zdarza.
Autorem przekładu jest pani Elżbieta Gałązka-Salamon, więc wypada on solidnie i pada nawet trochę bluzgów. Nie każde przekleństwo mamy tłumaczone, ale jest "skurwiel", "kurwa", "kutas", "kurewska królowa" itp. Nawet przyzwoicie jak na Warner 😉.
Egzemplarz kasety trafił mi się niezniszczony, choć dość zleżały i obejrzałem go na Sharpie, ponieważ na Panasonicu obraz nieco falował. Z czasem się jeszcze może rozrusza ta taśma - zobaczymy, wszak żadnych uszczerbków na niej nie ma. Leżała długi czas po prostu i tyle, a Warner kasety miał słabe, to i czas się na niej odbił bardziej niż na innych. Jakościowo również bez rewelacji - obraz jest czysty, ale chwilami mało ostry i kolory mamy słabe, ale to raczej wina dystrybutora, ostatnio coraz częściej zauważam, że Warner sporo filmów miało wydanych w kiepski sposób, a jakość audio-wideo odbiegała od wielu innych dystrybutorów.