"Suche łzy" (2005) - trwająca 6 lat druga wojna światowa stanowiła niezwykle trudne przeżycie zarówno dla Polaków, jak i osób innych narodowości, które przebywały na terenie naszego kraju. Ich codzienność w diametralnym tempie zamieniała się w istny koszmar, niepozwalający na normalne funkcjonowanie. Wszelkie podejmowane kroki musiały zostać dokładnie przemyślane, nie można było pozwolić sobie na jakąkolwiek pomyłkę. Walczono w strachu, w przeświadczeniu, że następuje całkowita zmiana w dotychczasowej egzystencji, ale nie to zapewniało ludziom przetrwanie. Najwięcej przynosił spokój, opanowanie, rozwaga, stanowczość oraz niesłabnąca wiara w powodzenie każdej przeprowadzanej akcji. Tylko to mogło przesądzić o tym, czy po nocy nastąpi kolejny dzień, czy na tylu niewinnych twarzach pojawi się uśmiech lub łza, czy z ust wydobędzie się jeszcze jakieś słowo, czy płuca będą zdolne złapać kolejny oddech.
"Suche łzy. Opowieść o utraconym dzieciństwie" to autobiografia Nechamy Tec – Żydówki, która na jej kartach dzieli się z czytelnikiem wszystkimi przeżyciami i wspomnieniami z tamtego okresu. W sposób niebywale zręczny wprowadza nas w świat pełen niesprawiedliwości, brutalnego znęcania się nad niewinnymi ludźmi, nieustannego strachu, sprytnie kamuflowanego powszechnie panującym, lecz pozornym spokojem, trudnych, bolesnych rozstań, do przykrej, niezrozumiałej rzeczywistości, w której jak najszybciej trzeba wyprzeć się swojego pochodzenia i walczyć o każdy grosz. Ze względu na fakt ścigania Żydów przez niemieckich okupantów, rodzina Tec musiała postępować bardzo ostrożnie, jednak przez te wszystkie lata miała niewątpliwie spore szczęście. Kontakty utrzymywane przez matkę i ojca pomagały znaleźć schronienie, nawet wtedy, kiedy czas uciekał jak piasek przez palce, umożliwiały połączenie sił z pozostałymi rodzinami, dzięki czemu szanse na przetrwanie wzrastały czy chociażby pozwalały na załatwienie fałszywych dokumentów, gdyby przyszło udowodnić gestapowcom nieżydowskie pochodzenie.
Kobieta na moment staje się Helką, by za chwilę nazywać się Pelagią, a na koniec Krysią. Razem z rodzicami oraz starszą siostrą Gizą zamieszkuje niewielką kamieniczkę w Lublinie, jednak niedługo później wszyscy przenoszą się do dawnej fabryki świec, w jakiej wcześniej pracował ojciec dziewczynek, Roman Bawnik. Jest to jedna z tych postaci, której należy się szczególne uznanie, ponieważ niejednokrotnie stawał on na wysokości zadania i kiedy reszta dawała się ponieść zgubnym emocjom, mężczyzna zachowywał trzeźwość umysłu i jako głowa rodziny dbał nie tylko o odpowiednie wychowanie córek, ale i dokładnie opracowywał przeprowadzane akcje – począwszy od przeniesienia się do Warszawy aż po rozpoczęcie handlu wódką czy bułkami. Dzięki niezachwianej postawie oraz umiejętności przewidywania, mógł kierować każdym z osobna, pouczając go i obdarzając cennymi radami. Nechama, w swojej autobiografii poświęciła mu wiele miejsca, opisując jego ogromną miłość oraz przywiązanie do wówczas 11-letniego dziecka, któremu wskazywał, jak w konkretnym przypadku ma postępować, a czego koniecznie musi się wystrzegać. Ta oczywiście wszystko brała do serca i mimo, że nie zawsze zgadzała się z kierowanymi do niej słowami, pozostawała im wierna, a tym samym okazywała ich autorowi największy szacunek. Niejednokrotnie czytamy, jak ojciec poucza nastolatkę, by była odważna i nieugięta, tłumiła łzy oraz wszelkie przejawy słabości, nikomu się nie zwierzała, a przede wszystkim umiała zachować w tajemnicy informacje o swojej narodowości – gdyby ktokolwiek o niej wiedział, mógłby ją wydać, co wiązałoby się z szybką utratą tak młodego życia. Niestety, wspólna walka o lepsze jutro wiązała się również z ograniczonym zaufaniem do reszty jej uczestników – to przykre, że w obliczu takiej tragedii nieprzyjaciel mógł być tuż za rogiem, choć znajdował się w identycznym położeniu.
Kobieta na moment staje się Helką, by za chwilę nazywać się Pelagią, a na koniec Krysią. Razem z rodzicami oraz starszą siostrą Gizą zamieszkuje niewielką kamieniczkę w Lublinie, jednak niedługo później wszyscy przenoszą się do dawnej fabryki świec, w jakiej wcześniej pracował ojciec dziewczynek, Roman Bawnik. Jest to jedna z tych postaci, której należy się szczególne uznanie, ponieważ niejednokrotnie stawał on na wysokości zadania i kiedy reszta dawała się ponieść zgubnym emocjom, mężczyzna zachowywał trzeźwość umysłu i jako głowa rodziny dbał nie tylko o odpowiednie wychowanie córek, ale i dokładnie opracowywał przeprowadzane akcje – począwszy od przeniesienia się do Warszawy aż po rozpoczęcie handlu wódką czy bułkami. Dzięki niezachwianej postawie oraz umiejętności przewidywania, mógł kierować każdym z osobna, pouczając go i obdarzając cennymi radami. Nechama, w swojej autobiografii poświęciła mu wiele miejsca, opisując jego ogromną miłość oraz przywiązanie do wówczas 11-letniego dziecka, któremu wskazywał, jak w konkretnym przypadku ma postępować, a czego koniecznie musi się wystrzegać. Ta oczywiście wszystko brała do serca i mimo, że nie zawsze zgadzała się z kierowanymi do niej słowami, pozostawała im wierna, a tym samym okazywała ich autorowi największy szacunek. Niejednokrotnie czytamy, jak ojciec poucza nastolatkę, by była odważna i nieugięta, tłumiła łzy oraz wszelkie przejawy słabości, nikomu się nie zwierzała, a przede wszystkim umiała zachować w tajemnicy informacje o swojej narodowości – gdyby ktokolwiek o niej wiedział, mógłby ją wydać, co wiązałoby się z szybką utratą tak młodego życia. Niestety, wspólna walka o lepsze jutro wiązała się również z ograniczonym zaufaniem do reszty jej uczestników – to przykre, że w obliczu takiej tragedii nieprzyjaciel mógł być tuż za rogiem, choć znajdował się w identycznym położeniu.
Portret rodziny Tec, wykonany między 1910 a 1920 rokiem |
Autorka stara się każdemu z bohaterów poświęcić przynajmniej parę kartek, nakreślając jego wygląd, usposobienie oraz przedstawiając to, jak zachował się w konkretnych sytuacjach. Poznajemy zarówno wiele dziewcząt, jak i chłopców, kobiet i mężczyzn, którzy albo kierują się dobrem ogółu i są gotowi wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku potrzebującego albo widzą tylko czubek własnego nosa i cokolwiek się nie wydarzy, upatrują w tym własne korzyści. Czasem czułam, że zbyt duża ilość osób, o których mowa w książce, może wprowadzić pewien zamęt i chwilami istotnie tak było, jednak nie wpłynęło to na negatywny odbiór powieści ani na trudność w rozumieniu akcji. Na naszych oczach Nechama bardzo szybko wchodzi w dorosłość – smutne koleje losu postawiły ją przed obowiązkiem podejmowania trudnych decyzji, kiedy to musiała kierować się rozumem i rozsądkiem, a nie osobistymi pragnieniami i skrywanymi uczuciami, dbania o dobro rodziny i bliskich, poświęcania resztek sił, zgromadzonych dzięki determinacji, w celu zarobienia choćby niewielkiej sumy pieniędzy. Coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że nie może przyspieszyć tak wolno płynącego czasu oraz, że nie zawsze może szukać pocieszenia w ramionach rodziców, którzy mają już niejedno zmartwienie. Uważam, że wykazała się olbrzymią rezolutnością, mimo że nie raz wątpiła we własne możliwości i nie miała pewności, czy sobie poradzi. W tym właśnie przypadku wiele dały dziewczynce lekcje od jej ojca oraz wszystkich ludzi, jakich napotkała na swojej drodze. Na nieco dalszym planie w autobiografii znajduje się jej starsza siostra, Giza, pracująca w klubie dla niemieckich żołnierzy czy matka Estera, z początku zatrudniona jako gospodyni w mieszkaniu niemieckiego urzędnika, później zajmująca się wypiekaniem bułek i drożdżówek na tzw. czarny rynek. Z obiema postaciami nasza główna bohaterka utrzymuje tak bliskie i zażyłe stosunki, że z chęcią poznajemy ich kolejne wspólne chwile, nierzadko chwytające za serce.
Autorka doskonale porusza się między opisami poszczególnych zdarzeń – w zręczny sposób przechodzi od niespodziewanej śmierci brata Estery, Józefa czy Ciućki, dawnej nauczycielki nastolatek, do szukania w błyskawicznym tempie schronu przez żydowską rodzinę. Łatwo odnieść wówczas wrażenie, że choć jesteśmy już długo po zakończeniu drugiej wojny światowej i pisarka nie musiała spieszyć się ze streszczaniem tego, co wówczas się działo, w rzeczywistości pragnęła jak najbardziej namacalnie i dobitnie zetknąć nas w tamtejszą rzeczywistością, w której nie było czasu ani na myślenie o przyszłości ani na pochylanie się nad jeszcze ciepłymi zwłokami. Czytając opisy przeżyć Nechamy, wyraźnie czuć otaczającą ją niepewność, strach i przerażenie, czym przecież z nikim nie mogła się dzielić – zostajemy więc w pewien sposób wyróżnieni, kiedy pozwala nam wniknąć w jej osobiste myśli, pragnienia oraz uczucia. Młodą dziewczynkę wiele kosztowało, by wychodząc z domu nie zostać zauważona przez gestapo, by nikt nie dostrzegł, że cierpi, ale i by przejść obojętnie wobec śmierci osób o żydowskich korzeniach. Ku mojemu zdziwieniu, książka nie zawiera rozległych obrazów rozgrywającego się w ciszy dramatu, jakim są powolne tortury lub szybki zgon po zderzeniu się ciała z ołowianą kulą – zostają one tylko gdzieniegdzie wtrącone, nadal oczywiście mrożąc krew w żyłach. Autorka nakreśliła również niezwykle wyraźną niechęć do Żydów, okazywaną ze strony Polaków, którzy byli skorzy wpajać ją nawet dzieciom. Z jednej strony nie było przed tymi słowami ucieczki, z drugiej jednak niczego nieświadomi, właśnie im użyczali wody, pieca, posłania czy ubrań. "Suche łzy" stawiają czytelnika przed próbą zmierzenia się z owym osądem na temat narodu żydowskiego, który w czasie okupacji wycierpiał nie mniej niż polski. Wnikliwie analizując to, co ma nam do przekazania Nechama, zdałam sobie sprawę z faktu, że tak naprawdę nie wiem, co znaczy żyć w strachu oraz walczyć o przetrwanie. Będąc zdrową, sprawną dwudziestolatką, mającą plany i marzenia, chcącą pozostawić coś po sobie na tym świecie, cieszę się ogromnie, że nie musiałam poznawać okrucieństwa wojny oraz jej katastrofalnych następstw, ale za to wzmaga się we mnie szczere współczucie wobec tych, którzy bez żadnego powodu lub z byle błahej przyczyny musieli to wszystko stracić.
Autorka doskonale porusza się między opisami poszczególnych zdarzeń – w zręczny sposób przechodzi od niespodziewanej śmierci brata Estery, Józefa czy Ciućki, dawnej nauczycielki nastolatek, do szukania w błyskawicznym tempie schronu przez żydowską rodzinę. Łatwo odnieść wówczas wrażenie, że choć jesteśmy już długo po zakończeniu drugiej wojny światowej i pisarka nie musiała spieszyć się ze streszczaniem tego, co wówczas się działo, w rzeczywistości pragnęła jak najbardziej namacalnie i dobitnie zetknąć nas w tamtejszą rzeczywistością, w której nie było czasu ani na myślenie o przyszłości ani na pochylanie się nad jeszcze ciepłymi zwłokami. Czytając opisy przeżyć Nechamy, wyraźnie czuć otaczającą ją niepewność, strach i przerażenie, czym przecież z nikim nie mogła się dzielić – zostajemy więc w pewien sposób wyróżnieni, kiedy pozwala nam wniknąć w jej osobiste myśli, pragnienia oraz uczucia. Młodą dziewczynkę wiele kosztowało, by wychodząc z domu nie zostać zauważona przez gestapo, by nikt nie dostrzegł, że cierpi, ale i by przejść obojętnie wobec śmierci osób o żydowskich korzeniach. Ku mojemu zdziwieniu, książka nie zawiera rozległych obrazów rozgrywającego się w ciszy dramatu, jakim są powolne tortury lub szybki zgon po zderzeniu się ciała z ołowianą kulą – zostają one tylko gdzieniegdzie wtrącone, nadal oczywiście mrożąc krew w żyłach. Autorka nakreśliła również niezwykle wyraźną niechęć do Żydów, okazywaną ze strony Polaków, którzy byli skorzy wpajać ją nawet dzieciom. Z jednej strony nie było przed tymi słowami ucieczki, z drugiej jednak niczego nieświadomi, właśnie im użyczali wody, pieca, posłania czy ubrań. "Suche łzy" stawiają czytelnika przed próbą zmierzenia się z owym osądem na temat narodu żydowskiego, który w czasie okupacji wycierpiał nie mniej niż polski. Wnikliwie analizując to, co ma nam do przekazania Nechama, zdałam sobie sprawę z faktu, że tak naprawdę nie wiem, co znaczy żyć w strachu oraz walczyć o przetrwanie. Będąc zdrową, sprawną dwudziestolatką, mającą plany i marzenia, chcącą pozostawić coś po sobie na tym świecie, cieszę się ogromnie, że nie musiałam poznawać okrucieństwa wojny oraz jej katastrofalnych następstw, ale za to wzmaga się we mnie szczere współczucie wobec tych, którzy bez żadnego powodu lub z byle błahej przyczyny musieli to wszystko stracić.
Nechama Tec |
Tak jak już wspomniałam, powieść przenosi nas do niełatwych czasów biedy, nędzy, wstydliwej rozpaczy i bólu, niemających końca okrucieństw, naznaczonych krwią niewinnych. To, co dla naszego społeczeństwa jest już dość odlegle, tutaj powraca jak gdyby ze zdwojoną siłą i pozwala na zrozumienie wszelkich targających ludźmi rozterek. "Suche łzy" to wzruszająca opowieść o losach osób walczących o godne życie oraz lepszą przyszłość, a w przypadku Nechamy – o powrót do spokojnego dzieciństwa. To historia, w której płacz nie był dozwolony, a głęboko skrywany, niemogący ujrzeć światła dziennego. Tutaj słone krople nie spadały gładko po policzkach – one zatrzymywały się w oczach i tam też umierały. Umierały w ciszy, niezauważone, tak jak bestialsko zabijani w domach czy na ulicy. Moim zdaniem jest to obowiązkowa pozycja dla tych, którzy chcą jeszcze bardziej przybliżyć sobie czasy drugiej wojny światowej i jej pozbawioną barw codzienność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)