"Poza zasięgiem” (2004) – drugi film ze Stevenem Seagalem nagrywany w Polsce, o wiele lepiej napisany i zrealizowany niż poprzedni („Cudzoziemiec”), aczkolwiek nadal ciężko tu mówić o kinie dobrym, czy chociażby przeciętnym. Seagal wciela się w tej produkcji w jakiegoś faceta, który… lubi pomagać zwierzętom oraz koresponduje listownie z czternastoletnią Polką z sierocińca, Ireną Morawską (Ida Nowakowska). Pewnego dnia dziewczynka zostaje sprzedana handlarzom żywym towarem. Kiedy kontakt z nią urywa się, główny bohater przyjeżdża do Warszawy, by odnaleźć swoją młodą przyjaciółkę oraz wymierzyć sprawiedliwość jej oprawcom. "Poza zasięgiem” obdarzone jest w miarę przejrzystą fabuła (przynajmniej wiadomo, o co w niej chodzi), w dodatku nawet dość przyzwoicie przez reżysera prowadzoną. Oczywiście są dziury logiczne w scenariuszu i cała masa niedopowiedzeń – np. skąd mężczyzna w średnim wieku z Ameryki zna polską nastolatkę z tzw. "bidula”. Kim on w ogóle jest, co ich łączy? Tego się nie dowiemy. Przekonamy się natomiast, że w naszym kraju każdy biegle włada angielskim, a Polacy nawet między sobą rozmawiają w tym języku 😏. Steven Seagal z kolei może bezproblemowo wejść na komisariat, skorzystać z komputera i pomóc policyjnemu technikowi poprawić jakość zdjęcia jednej z uprowadzonych dziewczynek. Nikt nie interesuje się, co on tam w ogóle robi. Wspomnę również, że owy komisariat wygląda jak siedziba FBI, czy innego CIA, stanowi wielkie, skomputeryzowane miejsce, wyposażone w duże ekrany na ścianach i tak dalej.
Zaszła tu niezła zmiana perspektywy po „Cudzoziemcu”, w którym Polska wyglądała jak w czasach PRL - nikt nie używał komórek, wszędzie wisiały stare telefony z tarczą, a i używane były chyba nawet magnetofony szpulowe. Państwo widać się mocno rozwinęło od czasu wcześniejszej wizyty pulchnego aktora 😏.Od strony technicznej "Poza zasięgiem” nie urywa tyłka, ale jakoś żałośnie też nie jest, ot - zwyczajne wykonanie po linii najmniejszego oporu. Strzelaniny są "takie se", zaś walki może byłby niezgorsze, gdyby nie fakt, że Steven Seagal ma niezborne, powolne ruchy i twórcy muszą tuszować to w każdy możliwy sposób. Nie robią tego tak chamsko oraz nieprofesjonalnie jak w "Zabójczym celu" lub "Zatopionych", lecz jednak praca kamery, czy montaż muszą odpowiednio wspomagać otyłego gwiazdora. No i pojedynki muszą trwać naprawdę krótko, żeby się zanadto nie zmęczył, choć i tak często zastępowany jest dublerem (nawet jeśli robi zwykłego fikołka). Odniosłem też wrażenie, że w niektórych momentach był również dubbingowany (narracja), a i dłonie nie należały do niego, kiedy były zbliżenia na palce uderzające w klawiaturę (coś zbyt szczupłe). Jedynie zaskoczyło mnie, że Steven nie kreował się na turbo-niepokonanego typa, zebrał kilka ciosów i chwilę go zamroczyło (finałowe starcie). Moja ocena to 4/10 - "Poza zasięgiem" to przynudzające widowisko z niższej półki, aczkolwiek oglądalne. Utwór ten mam nagrany z TVP1 (25 grudnia 2010), lektorem tej wersji jest Marek Ciunel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)