"Na granicy piekła" (1994) - drugi w karierze Chucka Norrisa film grozy z elementami nadprzyrodzonymi (pierwszy to "Utajona furia" z 1982 roku). Obraz ten nie cieszy się zbytnio pochlebnymi opiniami, wszak nie spodobał się ani krytykom ani fanom głównej gwiazdy. Ja mam do niego neutralny stosunek; za dzieciaka nawet podobał mi się, powtórki w okresie gimnazjum wypadły fatalnie, a teraz, gdy wróciłem do niego po latach, już jako dorosły widz, to dość miło spędziłem czas. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze fakt, że produkcja ta powstała w chwili, kiedy Norris najlepsze lata miał już za sobą i projekty w jakich się pojawiał przypominały lub też nawet były widowiskami telewizyjnymi. Trzeba się więc przygotować na podrzędne, tanie, niemalże serialowe wykonanie i jakoś to będzie 😏. Chuck wciela się tutaj w chicagowskiego glinę, Franka Shattera, który wraz ze swoim czarnoskórym partnerem, Jacksonem, ściga tajemniczego mordercę. Trop prowadzi ich do Izraela, zaś podejrzany okazuje się być nadnaturalnego pochodzenia - to sługa szatana, unicestwiony przez króla Ryszarda Lwie Serce w 1186 roku. Teraz demon powrócił do życia i pragnie odzyskać swą moc, w tym celu musi skompletować swoje pocięte przez króla na dziewięć części berło. Franck i Jackson mimo początkowej sceptyczności są zmuszeni wziąć sprawę w swoje ręce i złapać diabła za rogi. Przyznam, że "Na granicy piekła" to naprawdę dziwaczne przedsięwzięcie, mamy tutaj wątki niczym z rasowego horroru, motyw "kumpelski" (dwaj bohaterowie o zupełnie różnych charakterach) oraz żarty i humor rodem ze "Strażnika Teksasu". W ogóle to naleciałości ze wspomnianego serialu jest tu znaczenie więcej - partner Shattera to mniej udana kopia Trivette'a (nawet podobnie jak tamten uwielbia mecze), zaś główną rolę kobiecą odgrywa Sheree J. Wilson, czyli wielka miłość teksaskiego rangera z małego ekranu.
Jeżeli chodzi o realizację, to tak jak pisałem - jest nieco biednie, dekoracje mamy niemalże teatralne, znikome, w niektórych ujęciach dobrze widać, że materiał kręcono w studio, a nie w żadnych prawdziwych komnatach, czy innych grobowcach. Efektów specjalnych zbyt wielu tutaj nie uświadczymy - Prosatanos czasem lewituje, znika lub ciska swoimi przeciwnikami na duże odległości. Większość morderstw rozgrywa się poza kadrem, chociaż znajdzie się kilka krwawych scen oraz widok wyrwanych serc (do bólu sztucznych dodajmy), co jest zaskakujące, ponieważ Norris w latach 90. wzbraniał się przed pokazywaniem brutalności, czy wulgarności w kadrze. Walk jest stosunkowo mało - nie licząc jakichś przepychanek ulicznych, to bodaj dwie. Jedna w izraelskim hotelu, druga w finale, jak Frank nokautuje swojego diabelskiego antagonistę. Swoją drogą Prosatanos dał się załatwić w kuriozalny sposób, a poza tym ciągle gdzieś "odpływał", by po chwili wrócić i zarobić parę kopniaków. Choreografia pojedynków w "Na granicy piekła" była raczej przeciętna, ale za to śledztwo prowadzone przez Shattera i Jacksona nawet ciekawe. Z kolei ładne, przyjemne dla oka izraelskie plenery (to tam nagrywano zdjęcia do filmu) oraz sprawne tempo wpływają na pozytywniejszy odbiór całości. Pochwalę również mroczny soundtrack, przypominający oprawę muzyczną z kultowego "Omenu" z 1976 r. Podsumowując - dla mnie to typowy średniak, Chuck Norris miał o wiele lepsze pozycje w swoim dorobku, ale parę gorszych także (np. "Leśny wojownik", "Dzwony piekielne"). Do obejrzenia przy piwku w nudny, zimowy wieczór w sam raz. Na koniec dodam, że to ostatnie "dzieło" wyprodukowane przez legendarną wytwórnie Cannon. Moja ocena to 5/10, "Na granicy piekła" mam na wydaniu VHS od NVC, lektorem tej wersji jest Henryk Pijanowski.
Na DVD czyta Tomasz Knapik, a co do Dzwonów piekielnych z Chuckiem Norrisem to są na youtube https://www.youtube.com/watch?v=wW7Ih-vI6no. I mógłbyś zrecenzować ten film.
OdpowiedzUsuńTak, słyszałem, że Knapik właśnie tam czyta. Muszę zamówić sobie tę płytę. No, możliwe, że kiedyś zrecenzuję. Teraz wpadło mi kilka całkiem starszych filmów Chucka, to postaram się je opisać.
Usuń