"Zmowa milczenia" (1985) - jeden z najbardziej poważnych i stonowanych obrazów z udziałem Chucka Norrisa, który wciela się tutaj w postać sierżanta Eddie'go Cusacka, walczącego z handlarzami narkotyków oraz nieuczciwymi kolegami z wydziału. Niedawno film ten oglądałem po raz drugi i nadal nie mogę się do niego przekonać - do innych tytułów z Chuckiem powracam regularnie, natomiast do tego mam jakąś niechęć i kolejny seans niczego w tej kwestii nie zmienił. "Zmowa milczenia" moim zdaniem zaczyna się dziwnie - bez treściwego wstępu, tylko jakby od środka, kiedy to obserwujemy przygotowania chicagowskich gliniarzy do bliżej nieokreślonej akcji w terenie. Nie wiem jak Wy, ale ja początkowo nie mogłem się zorientować na kogo ta obława, kto jest kim i o co w tym wszystkim chodzi. Dopiero z czasem poszczególne wątki zaczęły się wyjaśniać, aczkolwiek i tak uważam, że fabuła jest tutaj dość mętna. Dla mnie najciekawszy był motyw wypalonego policjanta, jaki zastrzelił nieuzbrojonego chłopaka, a następnie podłożył mu broń - Cusack się o tym dowiedział i zeznawał przeciwko owemu stróżowi prawa, za co wszyscy współpracownicy go znienawidzili i odsunęli się od niego, a finalnie nawet odmówili udzielenia mu pomocy. Bohater odgrywany przez Norrisa został więc sam i sam musiał mierzyć się z dilerami narkotykowymi i przestępcami, a to lubimy najbardziej - samotnych twardzieli, wymierzających sprawiedliwość na własną rękę. Nasz karateka początkowo był mało aktywny, obecny ciałem, a nie duchem, że tak powiem, ale później się rozkręcił i w drugiej połowie widowiska ubił parunastu ananasów. Przyznam też, że całkiem niezłą stylówkę tu miał - charakterystyczne dla siebie elementy jak zawiązana pod szyją chusta, czy kowbojskie koszule, ale nosił również bluzę baseballówkę oraz skórzaną kurtkę. Taki miks ubioru a'la teksański ranger i wielkomiejskiego detektywa, działającego na ulicy.
Pojedynków na ekranie jest niewiele i są dość skromne - w pamięć zapada jedynie bójka w barze, kiedy Eddie musi stawić czoła wielu przeciwnikom. Strzelaniny oraz sceny akcji nakręcone są poprawnie, choć przesadnie nie zachwycają. Dodatkowo montaż bywa toporny, jakby próbowano nim zamaskować budżetowe lub techniczne niedoróbki. Ostatni, wybuchowy akt jednak mimo wszystko rekompensuje pierwszą, dość nudnawą połowę przedsięwzięcia (chociaż policyjny, zdalnie sterowany robot bojowy wspierający Cusacka jakoś wzbudza we mnie mieszane uczucia). Film ogólnie ogląda się znośnie, lecz głównie ze względu na klimat lat 80. oraz kreację Chucka Norrisa, bo intryga nie porywa. Reżyser Andrew Davis kilka lat później nakręcił niemalże remake tej produkcji, czyli słynny hit ery VHS "Nico - ponad prawem", który opowiada praktycznie taką samą historię, lecz znacznie lepiej rozpisaną i zaprezentowaną w klarowniejszy sposób. Jako ciekawostkę dodam, że aktor Henry Silva w obydwu tych dziełach kreuje bez mała identyczny czarny charakter - bezwzględnego handlarza narkotyków, noszącego się w szykownym garniturku. Soundtrack, w obu przypadkach skomponowany przez Davida Michaela Franka także jest bliźniaczo podobny. W ogóle naprawdę dużo jest podobieństw między tymi projektami. "Zmowa milczenia" to dość przeciętna pozycja w dorobku Chucka Norrisa, nie umywa się do takich utworów jak "Samotny wilk McQuade", "Delta Force", czy "Bohater i Strach". Zabrakło odpowiedniego tempa, scenariusz miejscami się rozłazi, a realizacja wypada siermiężnie. Moja ocena to 5/10, mam to nagrane ze stacji Stopklatka TV, lektorem tej wersji jest niestety Andrzej Gajda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)