wtorek, 20 października 2020

"Wstrząsy 3: Powrót do Perfekcji" (2001)

 

"Wstrząsy 3: Powrót do Perfekcji" (2001) - trzecia odsłona cyklu także powstała z przeznaczeniem na rynek direct-to-video, zebrała mieszane recenzje wśród krytyków, a i opinia wśród fanów marki bywała różna. Ja, o ile z miejsca bardzo polubiłem udaną część drugą, tak w przypadku tej kontynuacji pozostaję nieugięty - to niestety zły film i raczej nigdy się do niego nie przekonam. Twórcy zrobili z niego głupawą komedię, z tragicznymi efektami specjalnymi oraz wtórną fabułą. Intryga w przybliżeniu mniej więcej wygląda tak: Burt Gummer (Michael Gross) po dłuższej nieobecności wraca do miasteczka Perfection, które stało się jedną wielką atrakcją turystyczną. Wszędzie jest pełno gadżetów związanych z chwytoidami (maskotki, billboardy związane z nimi, a nawet wycieczki po terenie, organizowane przez miejscowych naciągaczy) i mało kto już przejmuje się podziemnymi potworami, jakich legenda zapewnia dochód mieszkańcom. Okazuje się jednak, że po 11 latach od pierwszego pojawienia się i one wracają do mieściny... z tym, że przybierają kolejną formę, tym razem latającą (w dwójce wyszły na powierzchnię), której chyba nikt się nie spodziewał. Burt po raz kolejny musi dobyć broni oraz zapewnić ochronę swoim sąsiadom, a także ponownie zmierzyć się z nieznanym przeciwnikiem. "Wstrząsy 3" to niestety srogi niewypał, a scenariusz w porównaniu do tego z poprzedniego sequela jest mocno uproszczony - akcja ponownie zostaje osadzona w Perfection, by wzbudzać uczucie nostalgii, zaś wzorem części drugiej znów pojawia się nowy rodzaj chwytoidów. Z tym, że tam się to sprawdziło, szczególnie, że wydarzenia rozgrywały się w zupełnie innej scenerii, a tutaj wygląda to tak, jakby scenarzysta nie miał własnej koncepcji na historię, tylko posklejał różne wątki z pierwszej oraz drugiej odsłony i zmiksował ze sobą.                          

Co prawda geneza latających kreatur ma sens i jak się później okazuje, pełnią one kluczową rolę w rozwoju graboidów, ale ich przedstawienie na ekranie czy w ogóle wprowadzenie do franczyzy wypada beznadziejnie. Pojawiają się niemal pod sam koniec utworu, nie stwarzają jakiegoś poważnego zagrożenia dla protagonistów i w całości są wygenerowane komputerowo. Jedynie przy zbliżeniach paszczy widzimy modele animatroniczne, ale wszelkie ujęcia bestii w pełnej krasie czy locie to słabe CGI, rodem z gniotów ze stacji SyFy Channel. Wrzaskacze czy same chwytoidy również zostały w większości scen "ożywione" za pomocą kiepskiej animacji komputerowej. Najgorsze jest jednak to, co zrobiono z wszystkimi dotychczas krwiożerczymi, mało znanymi istotami - są niemal zwierzątkami domowymi, mającymi swoje parki rozrywki, zabawki są obdarzone ich wizerunkiem itp. "Wstrząsy 3" oscylują bez mała w stronę familijnej komedii przygodowej, gdzie mało kto ginie, a atmosfery grozy nie uświadczymy tu w ogóle. Jedynka i dwójka nie były rasowymi, przerażającymi horrorami, ale trzymały w napięciu, zaś maszkary okazywały się bardzo niebezpieczne. Tutaj konfrontacja z nimi przypomina bardziej wypad na safari niż walkę o przetrwanie, a fatalne, zamazane zdjęcia nie wywołują ból oczu.                  

Ogromnym minusem trójki jest także zbyt duża dawka humoru i to często przesadzonego, ogranego (np. Burt po raz n-ty traci dostęp do broni/amunicji i jest przez ten fakt mocno wściekły). Nie pomógł również występ obsady z pierwszej części (Tony Genero - MiguelCharlotte Stewart - Nancy, Ariana Richards - Mindy oraz Robert Jayne jako Melvin), i tak zepchniętej na dalszy plan. Niby miło było zobaczyć Miguela czy dorosłą Nancy, ale ich obecność niewiele wnosi do tego projektu. Główne skrzypce gra tutaj oczywiście Burt Gummer, a poza nim prowincjonalny cwaniak, wyłudzacz kasy od przejezdnych, Jack Sawyer oraz siostrzenica zabitego w pierwszym ataku Waltera Changa - Jodi Chang. Z tej trójki wyraźnie wybija się jedynie BurtMichael Gross jak widać zżył się z tą postacią i chętnie się w nią wciela (do tej pory to robi zresztą), chociaż tym razem już nie bryluje jak niegdyś (ale i tak pozostaje najjaśniejszym aktorskim punktem). Sawyer moim zdaniem był drewniany jak stołowa noga, a gdy odgrywający go Shawn Christian próbował być cool, to tylko irytował swoją nieporadnością. Do Jodi natomiast miałem totalnie obojętny stosunek - niby jej osoba nie przeszkadzała, ale też nie miałbym nic przeciwko, gdyby jakiś graboid chapsnął ją na tyłek i wciągnął do swojej kryjówki. Podsumowując - trzecie ogniwo serii jak dla mnie jest wymuszone, zbędne, nic nie wnosi do tematu i obiera mało obiecujący kierunek głupawej komedii, okraszonej niemal amatorskim CGI. Jazda na sentymencie do pierwowzoru także na niewiele się zdała, a chwilami można odnieść wrażenie, jakby ktoś w takim rozwiązaniu desperacko chciał zaskarbić sobie uznanie miłośników "Wstrząsów".  Moja ocena to 3,5/10 - głównie za Burta i kilka ciekawszych scenek, m.in pod koniec przedsięwzięcia, gdyż wówczas coś się działo w odróżnieniu od pierwszej, nudnej, przegadanej połowy. Film oglądałem z Tomaszem Knapikiem, niestety nie wiem, gdzie on to czytał, bo nie mam trójki na żadnym wydaniu.                                                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)