wtorek, 13 października 2020

"Wstrząsy 2" (1996)


"Wstrząsy 2" (1996) - tak jak pisałem Wam w recenzji oryginału, finansowo się on zwrócił, choć nie był zbyt dochodowym projektem. Popularność zdobył jednak dzięki kasetom VHS i część druga została skierowana głównie na rynek wideo z zaledwie ograniczonymi pokazami kinowymi. Nakręcony za 4 miliony dolarów, w ciągu 27 dni w Kalifornii sequel być może nie stał się tak kultowy jak pierwowzór, ale zdobył bardzo dobre recenzje i zyskał uznanie wśród krytyków. Wśród fanów cyklu, z opinią na temat drugiej odsłony bywa różnie - dla wielu nic, co powstało po pierwszym epizodzie nie istnieje, dla innych dwójka ujdzie, ale "to już nie to samo", a jeszcze inni ponad nią stawiają choćby IV, czyli prequel serii. Ja należę do skromnego grona osób ceniących sobie "Wstrząsy 2" i uważam, że niewiele im brakuje do dzieła z 1990 roku.

Fabuła się koncentruje tutaj na postaci Earla Bassetta (ponownie w tej roli Fred Ward), który po wydarzeniach sprzed kilku lat w miasteczku Perfection nadal w nim pozostał; w wyniku złych decyzji nie zarobił zbyt wiele po tym, jak zyskał medialny rozgłos i nie rozpoczął nowego życia. Odnajduje go jednak właściciel pola naftowego Petromaya, położonego w Chiapas w Meksyku oraz Grady Hoover - jego oddany fan. Prezes firmy ma nietypowy problem, bowiem jego pracownicy giną w paszczach podziemnych potworów, takich samych jak te, z którymi Earl walczył w Nevadzie i dlatego proponuje on Bassettowi sowite wynagrodzenie, jeśli ten pomoże mu pozbyć się bestii. Mężczyzna początkowo nie wyraża zainteresowania, lecz finalnie się zgadza, zaś jego pomocnikiem zostaje Grady. Po dotarciu do Meksyku okazuje się jednak, że tzw. chwytoidów jest znacznie więcej niż mogłoby się wydawać. Earl wzywa więc na pomoc survivalistę Burta Gummera (Michael Gross), solidnie zaopatrzonego w różnego rodzaju broń oraz ładunki wybuchowe. Gdy wydaje się, że wszystko od tej pory będzie szło gładko, na jaw wychodzi, że monstra mają jeszcze jedną niespodziankę w zanadrzu.

Druga część zaczyna się z impetem i nie zwalnia nawet na moment, zaś przeniesienie akcji z Nevady w zupełnie inny region okazało się dość celnym posunięciem. Zamiast pustynno-skalistej scenerii oraz prowincjonalnej osady mamy trawiaste bezdroża, pole naftowe, baraki i inne robocze budynki. Konwencja jest jeszcze luźniejsza niż w jedynce, a i jajcarskiego humoru mamy tutaj o wiele więcej. Earl Bassett cały czas przekomarza się Hooverem czy Burtem, ale również żarty sytuacyjne non-stop przewijają się w tle (np. chwytoid wciągający pod ziemię radio, ciągnący za sobą na łańcuchu pick-upa, cała sekwencja wysadzania w powietrze potworów, pożerających zdalnie sterowane samochodziki z dynamitem). Niemniej jednak film też potrafi trzymać mocno w napięciu, kiedy bohaterowie muszą zmierzyć się z nowym rodzajem krwiożerczych stworzeń i rozgryźć, czym one są. Niektóre sceny ogląda się na bezdechu, np. tę kiedy środku nocy  protagoniści wracają do "bazy" z buta, a dookoła nich w mroku coś czyha czy jak później zostają uwięzieni na terenie obozowiska bez żadnego sprawnego samochodu, jakim mogliby uciec.

"Wstrząsy 2" potrafią zaskoczyć świeżymi pomysłami scenarzystów, starających się nie kopiować schematów z poprzednika (no może jedynie poza ostatnim aktem, gdzie wszyscy zostają odcięci od świata zewnętrznego i zmuszeni są ukrywać się wśród zabudowań/na zabudowaniach). Soundtrack jest żwawy, dynamiczny i elegancko ilustruje to, co rozgrywa się na ekranie. W mojej opinii oprawa muzyczna jest tu nawet lepsza niż w widowisku Rona Underwooda. Efekty specjalne mamy solidne i choć monstra nie są tak ruchliwe jak w fundamentalnej odsłonie, tak nadal robią wrażenie. Nowe kreatury także prezentują się nieźle, zarówno te animatroniczne, wprawiane w ruch przez lalkarzy, jak i te wygenerowane komputerowo przez studio Phila Tippetta. Generalnie dla "Wstrząsów 2" jestem na tak - podczas pierwszego seansu brakowało mi co prawda Kevina Bacona, ale z kolejnymi powtórkami przekonałem się, że duet Earl-Grady, wspomagany przez Burta też daje radę. Moja ocena to 7,5/10, udana kontynuacja. Mam ją na VHS od ITI, lektorem tam jest Mirosław Utta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)