środa, 30 września 2020

"25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" (2020)

Sprawą Tomasza Komendy żyła cała Polska. Według Wikipedii aż 89% Polaków dowiedziało się o niesłusznym skazaniu go na karę 25 lat pozbawienia wolności. Niesłabnący szum medialny i ogromne zainteresowanie jakże krzywdzącą dla mężczyzny decyzją sądu sprawiło, że sprawiedliwości stało się zadość… tyle że w drugą stronę. Film w reżyserii Jana Holoubka ukazał się we wrześniu tego roku w kinach, z czego postanowiłam skorzystać – nie tylko ze względu na to, że poruszyła mnie historia Komendy, ale też z powodu niełatwego czasu dla kin w dobie pandemii koronawirusa. Choć nie należę do grona zapalonych kinomaniaków, ucieszyłam się, kiedy mogłam zasiąść wygodnie w fotelu i obejrzeć produkcję na wielkim ekranie, z odpowiednim nagłośnieniem. W myśl tego, co powiedział Tomek podczas jednego z ostatnich wywiadów, składają się na nią dwie godziny wyjęte z jego życia – wszystko, z czym przyszło mu się mierzyć przez te 18 lat moim zdaniem zostało w niej jasno przedstawione. Być może w roli głównej nie obsadzono żadnego wybitnego aktora (a takowy nie musi przecież posiadać bogatego dorobku, czego znakomitym przykładem jest chociażby Dawid Ogrodnik), ale mimo wszystko uważam, że Piotr Trojan uporał się z tak trudnym zadaniem i emocje towarzyszące w tamtym czasie naszemu bohaterowi były zdecydowanie odczuwalne. Można rzec, że wchodzimy w butach w prywatne zakamarki jego przeszłości, ale jeżeli nam je udostępniono, to czemu z tego nie skorzystać?

Wtargnięcie policji do mieszkania Komendów otwarło zupełnie nowy, ale jakże trudny rozdział w życiu tej rodziny. Codzienność zarówno więźnia, jak i jego bliskich, w tym przede wszystkim matki od tego dnia przepełniona jest strachem przeplatanym z nadzieją, która zdaje się nigdy nie słabnąć. Z jednej strony stoi za nią wiara w niepopełnienie zarzucanego mu czynu, z drugiej matczyna miłość, gotowa znieść każdą przeciwność losu. Za sprawą przeskoków w akcji poznajemy także okoliczności śmierci młodej Małgorzaty czy wieś, z jakiej pochodziła. Możliwe, że dla widzów „25 lat niewinności” typowe traktowanie więźniów, którzy dopuścili się gwałtu na nieletniej nie jest niczym nowym, ale myślę, że bez tego ciężko byłoby nam zrozumieć, z jak ogromną przemocą fizyczną i psychiczną miał do czynienia Tomek. Twórcy nie poskąpili scen brutalnego kopania, bicia, łamania nadgarstków czy wulgarnych wypowiedzi pozostałych członków zakładu, zamieniających dotychczasową egzystencję Komendy w istne piekło. Brakuje słów, by opisać traumatyczne 18 lat spędzonych w celi, ale zdecydowanie nie brakuje łez, przerażenia, próśb o uwolnienie, a przez długi czas także biernej postawy, która rzekomo miała mu zagwarantować szybsze opuszczenie więzienia. W sposób bardzo jednoznaczny przedstawiono polski wymiar sprawiedliwości z okresu prawie 20 lat, gotowy oskarżyć niewinnego człowieka o bestialski czyn, zgarnąć satysfakcjonującą ilość pieniędzy i zamknąć tę sprawę raz na zawsze. Celnie zestawiono go z grupką osób, które wstawiły się za wówczas 41-latkiem, narażając przy tym utratę swoich stanowisk, ale chcących, by ta „właściwa” prawda ujrzała światło dzienne. Przytknięty do muru wrocławianin wraz z pojawieniem się na przesłuchaniu otrzymał zadanie przyznania się do winy i bycia posłusznym, z czego nie pozwalała mu zrezygnować dotykająca go, wszechobecna agresja. 

Powrót do tamtych czasów, czyli do końca lat 90. umożliwiają w filmie m.in. telewizory kineskopowe, na ekranie których pojawiają się programy z tamtych lat, plakaty różnych zespołów, obowiązująca wówczas moda czy fryzury. Przeważająca część akcji rozgrywa się na terenie zakładu karnego, który od 2004 roku był dla głównego bohatera niczym drugi, a w zasadzie jedyny dom. Muzyka, mimo iż nie zapada w pamięć (wyjątek stanowi piosenka Kazika), to subtelnie podkreśla rozgrywające się wydarzenia i pozwala choćby po części zrozumieć drogę, jaką musiał przebyć Tomasz Komenda, by wyjść na wolność i zacząć naprawdę żyć. Z obsady rzucili mi się w oczy tacy aktorzy jak Agata Kulesza (niezastąpiona Kwiatkowska w „Róży”), która naprawdę dobrze poradziła sobie w roli matki współodczuwającej tragedię syna, Jan Frycz (jego kojarzę jedynie z ról prezesów w dwóch filmach, a mianowicie „Tylko mnie kochaj” oraz „Pech to nie grzech”), Magdalena Różczka czy Sebastian Stankiewicz („W lesie dziś nie zaśnie nikt”). Jeżeli macie ochotę po raz ostatni, od deski do deski prześledzić sprawę niesłusznie skazanego 23-latka z Wrocławia, to zdecydowanie polecam Wam wybrać się na ten film, odkrywający przed nami smak oraz cenę wolności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)