piątek, 21 sierpnia 2020

"Ukryty II" (1993)

"Ukryty II" (1993) - pierwsza część to znakomity action-horror, który zebrał w większości pozytywne recenzje i był hitem ery VHS, natomiast sequel powstał sześć lat później jako projekt direct-to-video i niektórzy nawet o nim nie słyszeli. Oczywiście druga odsłona ani trochu nie zbliżyła się do poziomu oryginału i ewidentnie powstawała na siłę, po kosztach. Pierwszy akt kontynuacji to ostatnie piętnaście minut pierwowzoru, czyli jego finał, tyle że nieco przemontowany, z inną muzyką oraz dogranymi ujęciami psa wynoszącego kawałek spalonej tkanki zabitego kosmity. Następnie akcja skacze o piętnaście lat do przodu i poznajemy dalsze losy Toma Becka (tyle, że nie gra go już Michael Nouri), w którego ciele znajduje się dobry kosmita, jakiemu poprzednio udało się powstrzymać inwazję. Mężczyzna z tego powodu szybko się zestarzał i zaczął gorzej wyglądać; udaje mu się jednak odkryć miejsce, do którego pies ponad dekadę temu wyniósł fragment tkanki, a następnie stał się nosicielem obcego. Teraz znajdują się tam jaja, czekające na wyklucie. Beck nie jest w stanie ich zniszczyć, ponieważ zostaje powstrzymany przez odrodzonego, złego kosmitę, a niedługo później umiera. Na Ziemię przybywa jednakże kolejna uczciwa, pozaziemska istota z zamiarem powstrzymania nadciągającej, drugiej inwazji, w czym pomóc jej ma córka nieżyjącego Toma Becka. "Ukryty II" pozbawiony został wdzięku jedynki, natomiast obdarzono go znacznie mroczniejszym klimatem, co oczywiście uznać należy za sporą zaletę. Niestety zawodzi tutaj tempo, a historia pozbawiona jest jakichkolwiek ciekawych, zapadających w pamięć postaci. W tytule tym nie pojawił się również żaden znany aktor - przynajmniej ja nie rozpoznałem nikogo z interesującym dorobkiem na koncie.

W jedynce każdy zainfekowany przez kosmitę obywatel, który stawał się agresywnym socjopatą, był wyrazisty i nawet po tylu latach kojarzy się nazwiska pierwszych zarażonych, takie jak Jack DeVries czy Jonathan Miller. Pamiętny epizod zaliczył również Ed O'Ross, poszatkowany w jednej ze scen przez dziesiątki kul. Nie wspomnę już o kultowym duecie Nouri-MacLachlan. W "Ukrytym II" protagoniści są nijacy, niespecjalne nas interesuje, czy ich misja się powiedzie, czy też w czasie jej wykonywania stracą życie. Tych, którzy stają im na drodze także pozbawiono charakteru, przez co nie wzbudzają oni ani grozy ani respektu. W poprzedniej odsłonie zakrwawiony, ostrzeliwany z każdej strony Ed O'Ross, zabijający z niewzruszoną miną policjantów i swoich kolegów skupiał na sobie uwagę, oglądający zastanawiał się, czy zostanie w końcu zatrzymany; tutaj bezdomna moczymorda kradnąca radio czy jakiś facet z przygłupim uśmieszkiem wypadają raczej komicznie aniżeli intrygująco. Efekty specjalne prezentują się całkiem nieźle, nie mam im nic do zarzucenia, choć de facto niewiele ich tu wyłapiemy, natomiast sekwencje zmieniania nosiciela przez złego kosmitę pokazywane są urywkowo albo wcale. Najczęściej atakuje on kogoś, zbliża się do twarzy i następuje cięcie lub widzimy, jak całkowicie znika w ustach ofiary. Nie będę się tego jakoś bardzo czepiał, bo technicznie jest w miarę dobrze, a że trochę skromnie, to pewnie kwestia niskiego budżetu, zresztą - skoro film kierowany był od razu na rynek wideo, to o czymś to świadczy.

W obrazie tym, tak jak już wspominałem, podobał mi się jeszcze klimat; znikome oświetlenie, jakieś magazyny, obskurne dyskoteki czy sieć tuneli nawet nieźle kontrastują z plenerami z "Ukrytego" z 1987 roku - ulicami, panoramami Los Angeles, nocnymi klubami, posterunkami albo luksusowym hotelem z salą konferencyjną. Muzykę w sequelu mamy raczej bezpłciową, aczkolwiek jeden utwór wpadł mi w ucho, mianowicie ten z dyskoteki. Plusem jest dla mnie również to, że dowiadujemy się tu czegoś więcej na temat przybyszów z kosmosu, a dokładniej, że należą do jednej rasy, która się podzieliła - część ich cywilizacji prowadzi byt poza-fizyczny, pozbawiony przyjemności, w formie czystej energii, natomiast druga stała się przestępcami w oślizgłych, owadzich ciałach, pragnących rozrywek, władzy oraz innych uciech. Moim zdaniem wyjaśnia to kilka kwestii, np. dlaczego dobry kosmita nie musi ciągle zmieniać nosiciela i wygląda zupełnie inaczej niż ten siejący śmierć oraz zniszczenie. Cóż - dwójka nie porywa, chwilami bywa nudnawa, z całą pewnością nie musiała powstać, aczkolwiek nie jest to też jakieś złe kino. Zwykły przeciętniak w gatunku horroru sci-fi, który można postawić chociażby obok "The Arrival". Moja ocena to 5/10, mam to na VHS od IMP, na wydaniu tym czyta Tomasz Knapik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)