niedziela, 31 maja 2020

"Wieżowiec" (1996)

"Wieżowiec" (1996) - grupa terrorystów pragnie zdobyć najnowocześniejszą broń na świecie, mogącą wpłynąć na jego porządek. W tym celu musi odnaleźć cztery elementy ukryte w czterech neseserach - broń zadziała tylko wtedy, kiedy będą mieć je wszystkie. Przestępcy wynajmują atrakcyjną, niczego nieświadomą pilot helikoptera, Carrie Wink (Anna Nicole Smith), by przetransportowywała ich z miejsca na miejsce. Kiedy docierają do drapacza chmur, do którego ma przybyć osoba z ostatnim neseserem, opanowują budynek, a następnie odcinają go od świata zewnętrznego oraz biorą zakładników. Uwadze kryminalistów ucieka jedynie Carrie - kobieta przypadkowo wchodzi w posiadanie cennej, poszukiwanej przez nich walizki i podejmuje z nimi samotną, heroiczną walkę. "Wieżowiec" to B-klasowa wariacja na temat kultowej "Szklanej pułapki", okraszona scenami rodem z soft-porno. Film miał niemały potencjał - pochodzi z wytwórni PM, odpowiedzialnej m.in za rewelacyjnego "Ostatniego sprawiedliwego" i widać, że przeznaczono na niego trochę kasy, bo znajdziemy tu kilka nieźle sfilmowanych wybuchów oraz sekwencji akcji (z tego słynęło zresztą studio PM), ale całość raczej nie przekonuje i nie zapewnia godziwej rozrywki. W oczy razi przede wszystkim mętna fabuła, przedstawiona po łepkach (następujące po sobie sceny wyglądają jak losowo dobrane i początkowo panuje spory mętlik, dopiero z czasem wszystko się rozjaśnia), fatalne aktorstwo i ogólna, twórcza nieporadność.
Nieżyjąca już Anna Nicole Smith jest cholernie drętwa (wiem, nie powinienem teraz tak mówić, ale takie są fakty), dialogi o macierzyństwie i dziecku wypowiada z taką manierą, jakby reklamowała proszek do prania, a w scenie gwałtu na jej bohaterce, Anna ma wyraz twarzy sugerujący, że śmiertelnie się nudzi, jednocześnie zastanawiając się, co ugotować na obiad. Pani Smith znalazła się na planie "Wieżowca" chyba jedynie ze względu na swój gigantyczny biust, dość często tu zresztą eksponowany. Ujęcia erotyczne są jednak koncertowo spartaczone - do intrygi wpleciono je całkowicie na siłę, bez żadnego uzasadnienia (np. Carrie, uwięziona w wieżowcu przypomina sobie, jak mąż, policjant LAPD uczy ją strzelać, po czym uprawia z nim seks na farmie), a ponadto zostały źle nakręcone. Zamiast koncentrować się na ogóle czy nastrojowości (a plenery były do tego odpowiednie, piosenka również), to kamerzysta  usilnie skupia się głównie na silikonowych cyckach aktorki, sprawiających wrażenie, jakby lada chwila miały wybuchnąć. Do wad tego obrazu zaliczyć można także monotonię - film o takiej tematyce (jeden przeciwko wszystkim na zamkniętej przestrzeni), nawet jeśli jest niskobudżetowy i głupi, to powinien przynajmniej trzymać w napięciu, natomiast ten miejscami zwyczajnie nudzi. Widza może absorbować tylko jedna scena, mianowicie ta, w której Carrie zeskakuje z dachu budowli na platformę dla zmywaczy okien, a następnie wyskakuje z niej, zawieszona na lince, próbując kopnięciem rozbić okno i dostać się ponownie do wnętrza wieżowca.
Nie dość, że moment ten został całkiem sprawnie sfilmowany (widać, że przynajmniej częściowo nagrywano go w powietrzu), to jeszcze ogląda się go w niemałym skupieniu. Niestety i tak w całości zerżnięty został  ze "Szklanej pułapki", gdzie John McClane skacze z dachu Nakatomi Plaza, przywiązany do węża strażackiego, więc niczego nowego, poza przyzwoitym powtórzeniem schematów nie zobaczymy (skopiowano nawet to, że gdy Carrie dostaje się przez wybite okno do środka drapacza chmur, to jest ściągana w dół przez spadającą wyciągarkę, do której wcześniej przymocowana była linka, po jakiej się opuściła - podobnie rzecz miała się u Johna, ciągniętego przez bęben przymocowany do drugiego końca węża). Podobieństw do "Szklanej pułapki" mamy oczywiście znacznie więcej, np. terroryści są cudzoziemcami i mówią z obcym akcentem, a działania policji nie przynoszą żadnych rezultatów. Szkoda tylko, że utwór ten nuży, oponenci naszej blond heroiny są sztuczni jak jej biust (a ich lider z maniakalnym uporem ciągle cytuje m.in Szekspira, by udowodnić swoją inteligencję), zaś humor jest wymuszony oraz infantylny (nieudolny ochroniarz obiektu chce naśladować Rambo, a nie umie obchodzić się z bronią, wylatującą mu z rąk). "Wieżowiec" śmiało można obejrzeć w nudny wieczór do piwa, ale ciężko tu mówić o dobrej zabawie. Nie ogląda się tego tytułu jakoś źle, ale mógł wypaść o wiele lepiej, nawet w swojej kategorii - zabrakło kreatywności, akcji, a przede wszystkim dystansu. Moja ocena to 4/10, mam to na VHS od NVC, lektorem tej wersji jest Lucjan Szołajski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)