"Powrót do zaginionego świata" (1992) - kontynuacja "Zaginionego świata" z tego samego roku, kręcona równocześnie z oryginałem. Do zapomnianej przez czas krainy, położonej na płaskowyżu, w 1912 roku dociera ekipa doktora Hammondsa, poszukująca ropy naftowej. Przybysze niszczą środowisko, zabiją żyjące na tym terenie dinozaury, zmuszają tubylców do niewolniczej pracy, zaś ich wodza zrzucają z urwiska. Mężczyźnie udaje się jednak przeżyć, a plemię decyduje, by wezwać na pomoc swoich przyjaciół z krajów cywilizowanych: profesorów Challengera oraz Summerlee, Edwarda Malone'a, Jenny, a także chłopca Jima. Kiedy Malone dostaje wiadomość od mieszkańców zagubionego lądu, zbiera resztę towarzyszy i wszyscy wspólnie wyruszają im na ratunek, równocześnie pragnąc ocalić ostatnie istniejące, prehistoryczne gady przed najemnikami Hammondsa. Bardzo lubię filmy o dinozaurach i motyw zaginionego świata, widziałem większość ekranizacji powieści sir Arthura Conan Doyle'a o tym samym tytule (nie oglądałem chyba tylko tej z lat 60. i tej z 1992 r. właśnie), ale ta produkcja wyjątkowo mnie rozczarowała i w czasie projekcji odliczałem, ile do jej końca. Ktoś ewidentnie nie miał ani pomysłu ani budżetu, by nakręcić ciekawe kino przygodowe - obraz jest przerażająco nudny, monotonny, pozbawiony jakiejkolwiek atrakcyjności i strasznie infantylny. Rozumiem, że projekt był kierowany bardziej w stronę młodszej czy nawet dziecięcej widowni (choć jak na ironię pojawia się krew, np. kiedy zostaje zastrzelony pancerny dinozaur, to widać, jak kule uderzają w jego głowę i zaczyna krwawić lub jak sługus Hammondsa zostaje zabity), ale obecny tu humor można określić jako wyjątkowo denny, irytujący. Słowne utarczki między Challengerem a Summerlee wypadają infantylnie, a charakter ich sporów jest groteskowy, stereotypowy; dwaj uczeni zaciekle bronią swoich racji, wydzierają się, strojąc przy tym głupie, wściekłe, karykaturalne miny.
Postacie obu profesorów są mocno przerysowane, powiedziałbym, że wręcz komiczne; w innych adaptacjach prozy Conan Doyle'a panowie ci mieli ze sobą na pieńku, często się spinali, ale ich relacje nie wyglądały tak błazeńsko jak tutaj. Aktorzy: John Rhys-Davies (Challenger) oraz znany z "Titanica" czy "Omena" David Warner (Summerlee) starali się jak mogli, jednak niewiele byli w stanie zdziałać z tak fatalnie napisanymi rolami. Pozostali bohaterowie są niestety bezpłciowi, anonimowi i ciężko zwrócić na nich jakąkolwiek uwagę podczas seansu, a później całkiem się o nich zapomina. Jeżeli chodzi o dinozaury, to pojawiają się może w trzech-czterech scenach (na początku i gdzieś w połowie z dwa razy), a i tak widzimy głównie same głowy i szyje na tle lasu czy nieba, ewentualnie czasem jakąś łapę. Właściwie nie dochodzi do integracji pomiędzy człowiekiem a tymi zwierzętami, jedynie jedna z kobiet opiekuje się małym dinozaurkiem, ale to dość sztuczny, praktycznie nieruchomy model. Inne, większe modele animatroniczne również wyglądają bardzo nienaturalnie, są toporne, posiadają typowo mechaniczne ruchy, w których nie ma żadnej płynności. "Powrót do zaginionego świata" powstawał na początku lat 90., jednak bardziej przypomina przedsięwzięcia z lat 60.-70. o tej samej tematyce, np. "Ląd, o którym zapomniał czas". Moim zdaniem całość wypada bardzo kiepsko i praktycznie nic w tym filmie mnie nie urzekło, żadna scena nie trzymała w napięciu, żaden dialog (większość jest o sile przyjaźni, nauce i pięknie zaginionego świata) nie zaciekawił, muzyka brzmi nijako, a efekty specjalne są zwyczajnie paskudne. Moja ocena to 3/10, mam to na VHS, lektorem tej wersji jest Maciej Gudowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)