sobota, 7 marca 2020

"Piekielna walka" (1999)

"Piekielna walka" (1999) - chyba ostatni film Jean-Claude'a Van Damme'a tak mocno zakorzeniony w czasach VHS, w stylu produkcji z tamtego okresu. Później aktor ten miewał jeszcze całkiem niezłe obrazy, ale już kręcone w innej estetyce. Eddie Lomax (JVCD), zapijaczony weteran wojenny, przemierza na motocyklu pustynne bezkresy w celu odnalezienia swojego przyjaciela z pola bitwy, Johnny'ego (Danny Trejo) i poproszenia go o to, by ten pozwolił mu odejść. Mężczyzna pragnie ofiarować swojemu kompanowi motor w formie prezentu-niespodzianki, a następnie, za jego zgodą, popełnić samobójstwo, ponieważ dręczą go wspomnienia z przeszłości i nie widzi sensu w dalszej egzystencji. Na pustyni zostaje jednak napadnięty oraz postrzelony przez braci Hogan, którzy kradną mu też jedyny środek transportu. Półżywego Eddiego odnajduje Johnny, po czym pomaga mu dojść do zdrowia - Lomax postanawia zemścić się na Hoganach i odzyskać motor, przeznaczony dla kolegi. Początek "Piekielnej walki" zaczyna się dość intrygująco, przywodzi na myśl kino refleksyjne lub pesymistyczny dramat sensacyjny, lecz gdy głównemu bohaterowi wracają siły i wyrusza on do miasteczka terroryzowanego przez zdegenerowanych braci, by wymierzyć im sprawiedliwość, konwencja nagle ulega zmianie i otrzymujemy typowego actionera z ery wideo, utrzymanego w stylistyce współczesnego westernu oraz okraszonego sporą dawką humoru. Van Damme zgrywa tu Strażnika Teksasu, nosi brodę i kowbojski kapelusz, a swoich oponentów hurtowo likwiduje kopniakiem sprawiedliwości z półobrotu lub celnie wymierzonym strzałem z pistoletu, co de facto kłóci się z jego wcześniejszymi motywacjami - w końcu w pierwszych minutach utworu chciał ze sobą skończyć, ponieważ nawiedzały go dusze tych, których zabił na wojnie, a ona sama go zniszczyła. Jak widać, wątek ten zignorowano w dalszej części scenariusza i postawiono na czyste mordobicie oraz strzelaniny. Myślę jednak, że na tę fabularną niekonsekwencję (ktoś, kogo zadręcza poczucie winy za pozbawianie innych życia, nagle robi dokładnie to samo, bez zawahania, dobrze się przy tym bawiąc) można przymknąć oko, bo tytuł niejednokrotnie oscyluje w stronę gatunkowego pastiszu lub sensacyjnej komedii (serio).
Gdy Eddie zaczyna robić czystki w miasteczku, dostaje na to przyzwolenie od jego mieszkańców, którzy mu kibicują, ponadto wspierają go sympatyczni staruszkowie (m.in persona odgrywana przez znanego z serii "Karate KidPata Moritę), zaś młode kobiety pożądają; Lomax spędza nawet upojną noc z dwoma ponętnymi blondyneczkami (a podglądająca ich babcia, sącząc whiskey, pada z wrażenia po takich widokach oraz od ilości spożytego trunku). Elementów humorystycznych mamy tu sporo, część z nich jest dosyć śmieszna (babuszka, lubiąca sobie golnąć), ale są i żarty wymuszone, czerstwe, zbyt często powtarzane, jak wątek dziadka, który ciągle każe Eddiemu ciągnąć swoją butlę z tlenem. Uważam, że momentami mogło być nieco poważniej, jednak nie będę jakoś szczególnie na to narzekał, bo seans i tak należał do bardzo przyjemnych. Postacie pozytywne (chociażby team staruszków) zostały przyzwoicie napisane, każda osoba pełni też jakieś zadanie - Pat Morita pozbywa się trupów, a Eli (Bill Erwin) dostarcza Lomaxowi broń oraz amunicję. Antagoniści z kolei są nijacy, bez charakteru i to zwyczajnie cienkie bolki - dla Van Damme'a nie przewidziano żadnego godnego przeciwnika, a prymitywy zbierające od niego oklep w walce nie wyglądają zbyt wiarygodnie. Szkoda, że Belg nie miał do dyspozycji kogoś, z kim mógłby się efektownie zmierzyć. Generalnie bijatyk w "Piekielnej walce" znajdzie się kilka i to takich, które posiadają solidną choreografię, ale jak już pisałem - jedynie JVCD pod tym kątem wypada przyzwoicie, reszta niespecjalnie. Strzelaniny sfilmowano poprawnie, nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Z plusów można jeszcze wymienić ładne zdjęcia, pustynną scenerię oraz świetny soundtrack autorstwa Billa Conti'ego. W ucho wpada również klimatyczna piosenka "All Roads Lead To You". Pojawiający się na drugim planie Danny Trejo wyjątkowo nie portretuje żadnego typa spod ciemnej gwiazdy, co dla niektórych może być sporym zaskoczeniem - kreowany przez niego Johnny to jegomość stricte pozytywny. Dziwi mnie tylko, że gdy ginie, to Eddie nie odczuwa tego jakoś mocno, bo po dokonaniu vendetty odnajduje spokój ducha i odjeżdża motorem z poznaną w barze panną, mimo iż stracił najlepszego przyjaciela (z powodu którego zjawił się zresztą na pustyni). Podsumowując - oldschoolowy, wciągający film z niezłą atmosferą, chociaż ciut niekonsekwentny i nierówny, mający swoje niedociągnięcia. Moja ocena to 6/10, mam to na VHS od ITI, lektorem tej wersji jest Tomasz Magier. Na DVD "Piekielną walkę" czytał natomiast Janusz Kozioł. Były też emisje telewizyjne, m.in w TVP1, ale nie wiem, kto tam czytał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)