sobota, 8 lutego 2020

"Żelazny orzeł 3: Asy" (1992)

"Żelazny orzeł 3: Asy" (1992) - pierwsza część serii, jaką miałem przyjemność oglądać kilka miesięcy temu, mocno mnie urzekła i z miejsca ją polubiłem, a także dość wysoko oceniłem. Drugiej odsłony cyklu jeszcze nie widziałem, natomiast ostatnio w moje ręce wpadły kasety z trzecim i czwartym epizodem. Wszystkie sequele są ze sobą dość luźno powiązane, więc do seansu trójki zasiadłem bez obaw. Tym razem pilot "ChappySinclair (Louis Gossett Jr.) musi pomścić swojego dawnego przyjaciela, Ramona Moralesa, który zginął z powodu wdania się w ciemne interesy z handlarzami narkotyków. Teraz niebezpieczeństwo grozi jego siostrze, Annie (w tej roli kulturystka Rachel McLish). Kobieta pomaga Chappy'emu zlokalizować siedzibę kartelu w Peru, a ten, dzięki współpracy z innymi zaprzyjaźnionymi lotnikami różnej narodowości, postanawia wymierzyć sprawiedliwość przestępcom. Atak na nich oczywiście odbędzie się z powietrza, pod dowództwem Sinclaira. "Żelazny orzeł 3" został ostro zrugany przez krytyków oraz okazał się spektakularną klapą finansową. Osobiście film jakoś przesadnie mnie nie rozczarował, ale na pewno nie jest on tak lekki i wdzięczny jak oryginał z 1986 r. Podczas projekcji, w oczy rzuca się przede wszystkim to, że fabuła nie posiada praktycznie żadnego związku z jedynką i chyba nawet dwójką, a wszystkie te obrazy łączy jedynie postać pułkownika "Chappy'egoSinclaira. Scenariusz "Asów" wypada nieco topornie; pozbawiono go polotu, przez co głównie bazuje na modnych wówczas wątkach handlarzy narkotyków oraz bojowników sprawiedliwości w stylu Rambo.
Annę poznajemy jako twardą, umięśnioną laskę (mokry sen feministek), prężącą bicepsy (zbliżenia na nie będziemy widzieć bardzo często) i bohatersko walczącą za swoją rodzimą wioskę, w czym przyjaciele Chappy'ego ochoczo i bezinteresownie ją wspierają. "Iron Eagle III" to kino nie do końca złe, lecz z pewnością sztampowe i siermiężne, pozbawione uroku, cechującego jedynkę. O większej nudzie nie ma tu mowy, ale akcja nie została poprowadzona w dynamiczny sposób - najwięcej dzieje się dopiero na końcu, wcześniej bywa niestety nieco monotonnie. Realizacyjnie jest natomiast w miarę przyzwoicie - zobaczymy trochę wybuchów, średnio emocjonujących strzelanin czy samolotów w natarciu; używano zarówno prawdziwych maszyn, jak i modeli nakręconych na sztucznym tle, a to z kolei przemontowano z ujęciami aktorskimi, nagranymi na niebieskim ekranie lub z wykorzystaniem tylnej projekcji. Poza Louisem Gossettem Jr. występują tu również J.E. Freeman ("Obcy 4: Przebudzenie"), Paul Freeman ("Poszukiwacze zaginionej Arki", "Ryzykanci") oraz Mitchell Ryan ("Zabójcza broń", "Siła magnum") - obsada była więc mocna, jednak nie wykorzystano jej potencjału, gdyż  protagoniści są po prostu nijacy i żaden z nich nie zapada w pamięć. Jak dla mnie, "Żelazny orzeł 3" to rasowy przeciętniak, który dostarczy jakiejś tam rozrywki miłośnikom kaset wideo, jak ja, ale szczególnie nie porwie, a niektórych widzów wręcz zawiedzie. Oceniam na 5/10, mam to na VHS od Imperial, lektorem tej wersji jest Lucjan Szołajski.

4 komentarze:

  1. Co do techniki tylnej projekcji to szczerze jest ona równie sztuczna co dzisiejszy blue box jak widać wiele musiało się zmienić aby wszystko zostało po staremu ,przynajmniej jeżeli chodzi o ten aspekt techniczny

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj nie jestem do końca pewien jakiej techniki użyto, ale na pewno jest to blue-box albo tylna projekcja - doskonale widać, że aktorzy siedzą w dekoracjach kokpitu, który kołysze się na boki i imituje lot, a za nim rozciąga się mało wyraźna, mętna panorama nieba i innych samolotów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto dodać, że to film Johna Glena - twórcy wszystkich Bondów z lat 80.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)