"Rambo: Ostatnia krew" (2019) - czwarta część serii z 2008 r., która powstała 20 lat po zakończeniu oryginalnej trylogii, moim zdaniem była kręcona na siłę i do tematu niczego nowego ani świeżego nie wniosła (scenariusz to istna kalka skryptu do trójki). Nie rozwinęła też w ciekawy sposób postaci Johna Rambo - ot, dostaliśmy kolejną kontynuację po długiej przerwie, powstałą głównie po to, by przypomnieć się fanom marki i wydębić od nich parę groszy. Na szczęście obeszło się bez katastrofy - Stallone nie przeszarżował, nie odbiegł od założeń cyklu i zaprezentował niezłe, choć niekoniecznie potrzebne widowisko, którego siłą była brutalność oraz świetna realizacja strzelanin. Teraz, po ponad dekadzie od premiery czwórki, Stallone jeszcze raz postanowił wrócić do osoby Johna, lecz z nieco ambitniejszymi zamiarami; filmowiec zapragnął raczej na stałe pożegnać się z weteranem i zamknąć jego historię, a przy okazji pokazać go w zupełnie innym świetle niż dotychczas. W finale poprzedniej odsłony, Rambo zakończył tułaczkę po świecie i powrócił w rodzinne strony, na farmę ojca, w "Ostatniej krwi" wątek ten nadal jest kontynuowany i obserwujemy głównego bohatera jako starego człowieka, który odnalazł swoje miejsce na Ziemi, a dokładniej - w Arizonie. John zajmuje się pozostawionym mu ranczem, prowadzi skromną hodowlę koni i na bieżąco konserwuje sieć tuneli, własnoręcznie wykopanych pod posiadłością i farmą. Pełnią one funkcją odwadniającą, ale stanowią też dla Rambo azyl, do jakiego ucieka, by odciąć się od społeczeństwa. W podziemiach, były komandos rozpamiętuje również swoje przeżycia wojenne, gdyż nadal zmaga się z zespołem stresu pourazowego, którego nabawił się w czasie służby w Wietnamie (motyw potraktowany po macoszemu w czwartym epizodzie). Leciwego żołnierza wspiera gosposia jego zmarłego ojca, przebywająca na stałe w jego domostwie oraz jej nastoletnia wnuczka, Gabrielle. Obie kobiety są dla Johna jedyną rodziną, a młoda dziewczyna jest przez niego traktowana jak własna córka. Pewnego dnia, Gabrielle jedzie jednak do Meksyku, by odnaleźć swojego biologicznego tatę, co niesie za sobą fatalne skutki - zostaje uprowadzona przez tamtejszy kartel, parający się handlem żywym towarem i potocznie mówiąc, trafia do obskurnego burdelu. Kiedy Rambo dowiaduje się o wszystkim, bez namysłu wyrusza w podróż w celu odnalezienia nastolatki, póki nie jest za późno.
Scenariusza najnowszego ogniwa tej franczyzy pozbawiono tła polityczno-wojennego, a akcja nie jest osadzona w realiach żadnego międzynarodowego konfliktu zbrojnego - tym razem legendarny weteran walczy tylko i wyłącznie w obronie swoich najbliższych. Ujawnia się tu mroczna część jego osobowości, a rozgoryczenie oraz palące, traumatyczne wspomnienia sprawiają, że John zostaje opętany zwierzęcym szałem i bez żadnej litości, bestialsko zabija każdego, kto zakłócił jego sielankę i podniósł rękę na Gabrielle. Intrygę chwilami poprowadzono skrótowo (jak ojciec dziewczyny, którą porzucił lata temu, bezproblemowo ją rozpoznał, gdy ta stanęła w progu jego domu?), jednak mimo naiwności i stereotypów (Gabrielle to typowa nastolatka, na własne życzenie pakująca się w kabałę) angażuje oraz wciąga na tyle, że z przyjemnością ogląda się nawet sceny rozmów. Wiem, że spora ilość widzów narzekała na linie dialogowe, a mianowicie, że są płytkie i pretensjonalne, ale ja czegoś takiego nie zauważyłem - nigdy nie było to mocną stroną tego uniwersum (może poza słynnym, końcowym monologiem Johna z oryginału), a w piątce nasz protagonista jest już starym, wypalonym facetem, który z wiekiem zrobił się sentymentalny, lubi sobie pogadać, powspominać, pragnie też przynależeć do choćby najmniejszej grupy społecznej, co zostaje mu odebrane, więc srogo się wkurwia i daje upust swojej frustracji i gniewowi (także w słownictwie, a że niby banalne? A w której części takie nie było?). Dodatkowo Stallone prowadzi nastrojową, choć momentami może zbyt ckliwą narrację, w jakiej przedstawia przemyślenia swojego bohatera - to także ciekawy pomysł, dzięki któremu do intrygi zostają przemycone pewne refleksje o przemijaniu i stracie, snute przez naszego weterana, a może nawet samego Sylvestra.
Włoski ogier właściwie spełnił swoje obietnice i zaprezentował nam takiego Rambo, jakiego do tej pory nie znaliśmy - podstarzałego, łykającego proszki, zmagającego się z demonami przeszłości. Aktor nie próbuje usilnie się odmłodzić oraz udawać, że czas stanął dla niego w miejscu, co było widoczne na planie czwórki, za to pogodził się z tym, że nie jest już młodzieniaszkiem - ani on ani odtwarzana przez niego persona. Ekranowy twardziel zyskał przez to na wiarygodności, a jego niezniszczalność nie jest już tak oczywista jak kiedyś. Podczas seansu "Ostatniej krwi" nie wiemy, czy z kolejnej opresji sędziwy żołnierz wyjdzie cało czy jednak nie, a sporym zaskoczeniem będzie sekwencja z chuliganami na dachu, w trakcie której John zbiera solidne bęcki i szybko zostaje sprowadzony do parteru. Sly potraktował z szacunkiem swoje najsłynniejsze, kinowe wcielenie i wszystko wskazuje na to, że pozwolił mu godnie odejść (przynajmniej z dużego ekranu). Sam natomiast, mimo ponad 70-ciu wiosen na karku, trzyma się bardziej niż przyzwoicie, nadal też jest w godnej podziwu formie oraz aktywny zawodowo. Na materiałach dodatkowych, zawartych na DVD widać, że był mocno zaangażowany w ten projekt, i chociaż osobiście go nie reżyserował, to udzielał się po obu stronach kamery - jednocześnie grał Rambo i pracował nad jego nowym wizerunkiem poza kadrem. Warto również nadmienić, że w fabule znajduje się kilka interesujących smaczków - w jednym ujęciu widać zdjęcia z młodym Johnem i prawdopodobnie jego ojcem, zaś w tunelach dostrzeżemy różnego rodzaju pamiątki, które mężczyzna przechowuje (również różne fotografie ze swojej młodości, plakaty, flagę Stanów Zjednoczonych, odznaczenia wojskowe czy kolekcję noży i broni). W piątce powracają także dręczące weterana flashbacki z Wietnamu, zmontowane z archiwalnych nagrań z okresu wojny. Może nie jest to wiele, ale moim skromnym zdaniem ciekawie uzupełnia całą opowieść.
Jeśli chodzi o poziom realizacji oraz wykonania "Ostatniej krwi", to niestety bywa różnie - efekty praktyczne, w tym gore i pirotechnika są całkiem solidnie, natomiast CGI mamy średniej jakości. Co prawda nie bije po oczach jak w trylogii "Niezniszczalnych", ale też nie jest niewidoczne - da się wyłapać fragmenty, w jakich go zastosowano, m.in w prologu z ulewą w górach, kiedy to Rambo ratuje kobietę przed utonięciem. Najgorzej jednak wypadło w ostatnim akcie, podczas wybuchania oraz zapadania się tuneli na farmie - widać wtedy bardzo dobrze, że to animacja komputerowa. W innych scenach, nawet w tej z opadami, da się ją jednak zaakceptować. Jeśli mowa o pozostałych aspektach technicznych, to zdjęcia do najnowszej części są ładne (tylko ja odniosłem wrażenie, że zastosowano jakiś żółtawy filtr?), a plenery urokliwe, choć materiał nie powstawał ani w Meksyku ani w Arizonie - rejestrowano go w... Bułgarii oraz na Wyspach Kanaryjskich. Twórcom udało się stworzyć jednak doskonałą iluzję, gdyż wybudowane w Bułgarii na potrzeby produkcji ranczo Johna i jego okolice z powodzeniem udają tereny USA. Soundtrack posiada przyjemne, czasem sentymentalne brzmienia, ale bywa za mało wyrazisty. Montaż generalnie nie wypada najgorzej, chociaż w scenach akcji bywał chwilami za szybki - zapewne miało to ukryć niedoskonałości efektów specjalnych oraz wiek Stallone'a. Na szczęście nie przesadzono z przyspieszeniami jak w "Expendables" czy "Rambo 4". Na koniec krótka konfrontacja z atakami krytyków i części widowni - mówiono, że utwór ma rasistowskie, ksenofobiczne zabarwienie, czyli dzisiejszy standard, gdy film nie jest poprawny politycznie. "Last Blood" rzekomo krzywdząco pokazuje Meksykanów jako wulgarnych prostaków i gangsterów... pytanie tylko gdzie? W piątce mamy jeden konkretny kartel, składający się z kilkudziesięciu degeneratów, przecież nie chodzi o całą ludność Meksyku czy nawet większość... To się nazywa szukanie dziury w całym i dopasowywanie czegoś pod swój spaczony światopogląd. Tym tokiem myślenia "Rambo 2" i "Rambo 3" negatywnie portretują mieszkańców Związku Radzieckiego, a "Szklana pułapka" opluwa Europejczyków oraz Niemców. Środowiska lewackie chyba zapiekła dupa 😉.
Często dawanym, a przestrzelonym zarzutem jest również to, że "Ostatnia krew" zbyt mocno przypomina "Kevina", za co kiedyś oberwało się nawet "Skyfall" (tak, jakby ujęcia zbrojenia się, zastawiania pułapek oraz fortyfikowania w domu były przypisane tylko do jednego tytułu i nikt już nie mógł skorzystać z podobnych schematów). Owszem, może przywodzić to na myśl "Home Alone", ale traktowanie tego jako argumentacji, czemu dane przedsięwzięcie stanowi niewypał, to już mało poważne zachowanie i zwykłe czepialstwo. Obszernie się rozpisałem, rozłożyłem bodaj każdy element piątki na czynniki pierwsze, więc tak w wielkim skrócie: najnowsza odsłona Rambo to sensowna zmiana, ukazanie Johna jako cierpiącego, rozgoryczonego staruszka, zmuszonego odpłacić z nawiązką tym, którzy pozbawili go wszystkiego, co kochał w swoich ostatnich latach oraz krwawa, męska, bezkompromisowa jatka, pokazująca środkowy palec poprawności politycznej. Finał to istna rzeź (mniej odporni kinomani mogą nie dotrwać do końca), jakiej w filmie sensacyjnym chyba jeszcze nie było, dodatkowo logicznie umotywowana. W "Last Blood" pełno gatunkowych uproszczeń lub płycizn, ale obraz ten i tak się broni i znakomicie się go ogląda, mimo niedoróbek oraz tego, że nie dorównuje poprzednikom (za to przebija czwórkę). Moja ocena to naciągane 8/10. "Rambo V" mam na wydaniu DVD od Monolith z bardzo ostrym tłumaczeniem, czytanym przez Radosława Popłonikowskiego.
Często dawanym, a przestrzelonym zarzutem jest również to, że "Ostatnia krew" zbyt mocno przypomina "Kevina", za co kiedyś oberwało się nawet "Skyfall" (tak, jakby ujęcia zbrojenia się, zastawiania pułapek oraz fortyfikowania w domu były przypisane tylko do jednego tytułu i nikt już nie mógł skorzystać z podobnych schematów). Owszem, może przywodzić to na myśl "Home Alone", ale traktowanie tego jako argumentacji, czemu dane przedsięwzięcie stanowi niewypał, to już mało poważne zachowanie i zwykłe czepialstwo. Obszernie się rozpisałem, rozłożyłem bodaj każdy element piątki na czynniki pierwsze, więc tak w wielkim skrócie: najnowsza odsłona Rambo to sensowna zmiana, ukazanie Johna jako cierpiącego, rozgoryczonego staruszka, zmuszonego odpłacić z nawiązką tym, którzy pozbawili go wszystkiego, co kochał w swoich ostatnich latach oraz krwawa, męska, bezkompromisowa jatka, pokazująca środkowy palec poprawności politycznej. Finał to istna rzeź (mniej odporni kinomani mogą nie dotrwać do końca), jakiej w filmie sensacyjnym chyba jeszcze nie było, dodatkowo logicznie umotywowana. W "Last Blood" pełno gatunkowych uproszczeń lub płycizn, ale obraz ten i tak się broni i znakomicie się go ogląda, mimo niedoróbek oraz tego, że nie dorównuje poprzednikom (za to przebija czwórkę). Moja ocena to naciągane 8/10. "Rambo V" mam na wydaniu DVD od Monolith z bardzo ostrym tłumaczeniem, czytanym przez Radosława Popłonikowskiego.
Co do tej książeczki dvd zauważyłem że monolith się stara z ich wykonaniem konktrente chodzi o treść na tych kilkunastu stronach są ciekawe informacje, przydatne zwłaszcza wtedy jak na płycie niema dodatków, kiedyś tego typu ksiażeczki raczej streszczały film i dawały krótkie mało szczegółowe biogramy twórców i aktorów
OdpowiedzUsuńTo prawda, też to zauważyłem, że dawniej 3/4 to streszczenie fabuły filmu, a potem sylwetki aktorów przez kilka stron. A ostatnio to czasem takie informacje, że w necie ciężko je znaleźć.
Usuń