"Mściciel" (2004) - kariera Jean-Claude'a Van Damme'a przygasła w drugiej połowie lat 90., a po 2000 r. Belg zaczął grywać głównie w kinie direct-to-video nie najwyższych lotów. Co prawda nie skończył tak marnie jak Seagal, ale jego lata świetności minęły bezpowrotnie, zaś spory odsetek filmów, w których wystąpił w ciągu ostatnich kilkunastu latach to niestety szrot. Niemniej jednak znajdzie się kilka tytułów, będących na całkiem przyzwoitym poziomie, np. "Aż do śmierci" z 2007 r. (chyba najlepszy obraz JCVD, nakręcony po 2000 r.) lub chociaż znośnym jak "Replikant" lub "Krzyżowy ogień". "Mściciel" to produkcja, która prezentuje się niezgorzej, lecz miała o wiele większy potencjał - pogrążyła ją zwyczajna bylejakość oraz brak większych ambicji u twórców. Van Damme wciela się tu w rolę Bena Archera, typa o kryminalnej przeszłości, pracującego niegdyś dla marsylskiego gangstera; mężczyzna z nielegalnej profesji jednak się wycofał i pragnie żyć uczciwie wraz ze swoją żoną, Cynthią, pracownicą biura imigracyjnego oraz synem. Pewno dnia, kobieta przyprowadza do domu dziewczynkę, Chinkę o imieniu Kim, która przypłynęła statkiem imigrantów z Hong Kongu. Śladem Kim podąża jej psychopatyczny ojciec, Sun Quan, boss chińskiej triady, pragnący usilnie odzyskać swoje dziecko. Niespodziewanie Cynthia ginie podczas próby odebrania dziewczynki... Kiedy wiadomość ta dociera do Bena, ten początkowo czuje się załamany, lecz później postanawia dopaść Sun Quana za wszelką cenę, a także chronić syna oraz Kim. Fabuła "Mściciela" jest oklepana, ale nie w tym tkwi największy problem tego widowiska - zwyczajnie mogło być o wiele lepiej, o czym świadczą chociażby sceny dramatyczne, które autentycznie poruszają i zaangażowanie głównej gwiazdy, przepełnionej tu smutkiem i gniewem po stracie kogoś bliskiego.
Gdy żona Bena traci życie z ręki Sun Quna, w protagoniście można zaobserwować istną wściekłość, rozgoryczenie, a podkreśla to znakomity, sentymentalny soundtrack (czy tylko mnie się wydaje, że pobrzmiewały w nim melodie z "Sonaty Księżycowej"?), ale wątek ten nie zostaje należycie rozwinięty; chwilę później dostajemy teledyskowe, chaotycznie zmontowane sekwencje akcji, a JCVD rzadko kiedy samodzielnie wymierza sprawiedliwość. Znika gdzieś przepełniająca go furia, pragnienie zemsty, a sam gwiazdor z minuty na minutę coraz rzadziej pojawia się w kadrze lub jest ukryty pod kominiarką albo kaskiem (a może to jego dubler?). To takie wystawienie środkowego palca w kierunku fanów, gdyż zapewne większość chciałaby zobaczyć, jak rozjuszony Jean-Claude wyłapuje pionków szefa gangu i spuszcza im solidny łomot, a okazuje się, że niczego takiego nie zobaczymy. Walki pojawiają się sporadycznie i trwają bardzo krótko (a brak finałowego pojedynku jest niewybaczalny), aczkolwiek nagrano je całkiem przyzwoicie. Do wad "Mściciela" należy również lecąca sporymi skrótami intryga - Archer oraz jego pomocnicy, bazując na strzępkach informacji, wszystko elegancko rozpracowują, natomiast gangsterzy, gdy kogoś poszukują to zawsze, bezproblemowo trafiają pod właściwy adres i o właściwym czasie (np. do knajpki prowadzonej przez rodziców Cynthii, kiedy ta akurat w niej przebywa i nie ma ruchu, do domostwa Bena, gdy znajduje się w nim sam itp.). Czasem też wystarczy, że ktoś rzuci jakimś nazwiskiem lub wspomni o jakiejś sprawie czy zajściu, a postacie od razu łączą ze sobą fakty i domyślają się prawdy (jak ze skorumpowanym agentem biura imigracyjnego - Archer i jego kompani dowiadują się, że był na miejscu zabójstwa członków triady i natychmiast orientują się, że ten z nimi współdziała, choć wcześniej nawet o tym nie pomyśleli).
Dość banalne rozwiązanie fabularne to także główny bohater jako eks-przestępca, któremu niestraszne jest zabijanie, a ponadto ma on obycie z bronią; mowa więc o personie, jakiej mszczenie się przychodzi z łatwością, która posiada niejeden pistolet i niejeden karabin oraz ma powiązania ze światem podziemia. Szkoda, że w filmach sensacyjnych z motywem zemsty (szczególnie tych nowych), przeważnie zawsze mamy byłego najemnika/komandosa/agenta lub człowieka do zadań specjalnych - jednym słowem gościa, który ze wszystkim bez trudu sobie poradzi i większy twardziel od niego nie istnieje. O wiele bardziej kreatywni byli scenarzyści "Życzenia śmierci" albo "Wyroku śmierci", kiedy to obserwowaliśmy zwykłych, przeciętnych facetów, zmuszonych wziąć sprawy w swoje ręce. We wspomnianych tytułach mogliśmy liczyć na wiele emocjonujących, trzymających w napięciu momentów, ponieważ nie mieliśmy pewności, jak poradzi sobie w roli mściciela architekt czy biznesmen z wielkiego miasta. Tutaj wszystko odbywa się według wzoru, utartych klisz, odtwórczo. Jednakże, tak jak już pisałem, nie raziłoby to tak bardzo, gdyby przedsięwzięcie to broniło się innymi aspektami, np. interesującymi, efektownymi strzelaninami, bijatykami bądź samą kreacją Van Damme'a. Niestety, i to potraktowano w sposób mechaniczny, po linii najmniejszego oporu - ot, siermiężne wymiany ognia, raz na pół godziny Ben wymierzy komuś kopniaka i tyle. Oczekiwałem, że "Mściciel" rozkręci się po morderstwie Cynthii, a Archer da upust swojej złości, a nic takiego się nie stało. Po paru nieźle wyreżyserowanych i sfilmowanych, absorbujących fragmentach, tempo utworu zaczyna zwalniać i przestaje on czymkolwiek zaskakiwać, automatycznie stając się kolejną, nijaką pozycją z rynku DVD. Muzyka była tu naprawdę ładna, utrata żony przez JCVD solidnie zaprezentowana, znalazło się też nieco krwawych ujęć (wiercenie wiertarką w łokciach i kolanach), ale całość nie jest niczym specjalnym. Reżyser, Philippe Martinez mógł trochę bardziej podkręcić brutalność, zbudować gęstszą atmosferę oraz lepiej wykorzystać Van Damme'a, który wyraźnie się starał, a tak to wyszedł monotonny przeciętniak z paroma przebłyskami. Moja ocena to 5/10, mam tę pierdółkę na VHS od SPI, lektorem tej wersji jest Piotr Borowiec. Ta sama ścieżka lektorska była na Polsacie i zapewne na DVD od tego dystrybutora.
Bramkarza z klubu Jean grał w filmie z 2018 który ma tytuł "Gotowy na Wszystko". to coś innego bo to belgijski dramat kryminalny gdzie są tylko 2 bardzo krótkie sceny akcji bijatyka i pościg, Van Damme zagrał w nim dobrze ale szczerze pomimo że film miał 80 minut to strasznie mnie wymęczył wyszło niestrawne połączenie filmu rozrywkowego z jakimś kinem moralnego niepokoju. Tym bardziej się zawiodłem bo film miał być powrotem do udanych produkcji.
OdpowiedzUsuńSłyszałem coś o tym tytule, polecali mi go niektórzy.
OdpowiedzUsuń