"Nieoczekiwany atak" (1993) - nakręcony na potrzeby telewizji HBO dreszczowiec autorstwa Geoffa Murphy'ego ("Liberator 2", "Młode strzelby 2", "Forteca 2"). W rolach głównych wystąpili tu: Rutger Hauer, Ron Silver oraz Rebecca De Mornay. Z tego, co się dowiedziałem, film ten był ceniony w czasach wideo i uchodził za niezły przebój, polecał mi go również zarówno ojciec, który miał tę pozycję w swojej wypożyczalni, jak i właściciel wypożyczalni, z jakiej niedawno odkupiłem ten tytuł. Ciężko się takiej renomie dziwić, wszak "Nieoczekiwany atak" to klasyczny thriller ery VHS, a te stanowiły wtedy dość chodliwy towar, w dodatku gra w nim Rutger Hauer, będący wówczas u szczytu popularności. Początkowo myślałem, że obraz będzie bardziej wybuchowy (coś jak "Autostopowicz"), ale okazał się stonowany oraz powściągliwy - reżyser stawiał o wiele mocniej na napięcie niż akcję. Fabuła może kojarzyć się natomiast z "Przylądkiem strachu" - młode małżeństwo wraca właśnie z podróży z Meksyku, kiedy na maskę ich samochodu niespodziewanie wyskakuje mężczyzna. W wyniku potrącenia ginie on na miejscu, a na domiar złego wychodzi na jaw, że był policjantem; Doug i Lynn postanawiają uciec z miejsca wypadku, w obawie przed surowym, meksykańskim wymiarem sprawiedliwości. Po powrocie do Stanów wydaje się, że nikt nie poznał szczegółów feralnego zajścia, a sprawa nie została rozdmuchana, jednak pewnego dnia, w domu małżeństwa pojawia się tajemniczy Shell (Rutger Hauer), który zachowuje się tak, jakby wiedział o wszystkim, co miało miejsce w Meksyku. Shell nie da się ani zastraszyć ani też przekupić - staje się coraz bardziej bezczelny i śmiały, aż stopniowo zmienia życie Douga i Lynn Kainesów w piekło. Wymusza, by para zatrudniła go u siebie w firmie, zajmującej się produkcją mebli, a ponadto miesza się w jej prywatne sprawy oraz mieszka w swoim camperze, zaparkowanym tuż obok ich willi. "Nieoczekiwany atak" rozkręca się powoli, ale za to treściwie - dręczyciel wchodzi z buciorami w codzienność Kainesów i rozpoczyna psychiczny terror, coraz silniej pastwiąc się nad swoimi ofiarami; za każdym razem, kiedy wydaje się, że odpuścił lub zniknął na dobre, to wnet powraca i wyrządza małżeństwu jeszcze większą podłość niż poprzednio. Nie wiadomo, kim jest, co nim kieruje, jaki będzie jego kolejny krok oraz w co jeszcze uderzy.
Postać Shella to niemal reinkarnacja Johna Rydera z "Autostopowicza", zaś Hauer obu zwyrodnialców kreuje bez mała w bliźniaczy sposób. Jak już jednak wspomniałem, "Nieoczekiwany atak" jest o wiele bardziej kameralny oraz mniej efektowny od "The Hitcher". Scenerię także mamy zupełnie inną - tutaj trafiamy w środek miasta oraz do ekskluzywnej willi, w "Autostopowiczu" natomiast dominowały pustynne plenery, warsztaty samochodowe czy obskurne stacje benzynowe. Moim zdaniem oba te tytuły można jednak postawić obok siebie, a klamrą spina je blondwłosy Holender, idealnie portretujący ekranowych psychopatów. Scenariusz "Blind Side" być może jedzie na gatunkowych schematach (pojawiający się znikąd oprawca-szantażysta, czerpiący satysfakcję z gnębienia innych, tajemnica, trzymająca głównych bohaterów w szachu, brak możliwości zwrócenia się o pomoc do mundurowych), bywa przeciągany (liczne flashbacki z wypadku, pojawiające się w nocnych koszmarach Douga i Lynn) oraz chwilami naiwny (małżeństwo zaskakująco szybko godzi się z faktem, że straciło pierwsze dziecko i błyskawicznie dochodzi do siebie, z kolei długo zwleka z przeciwstawieniem się Shellowi i nie wykorzystuje okazji, by go obezwładnić lub uwięzić, jak chociażby wtedy, kiedy śpi pijany), ale reżyseria jest na tyle sprawna, a całość na tyle interesująca, że różne niedociągnięcia nie rzucają się w oczy i nie psują przyjemności z seansu. Warto też mieć na uwadze fakt, że dreszczowce rządzą się swoimi prawami i gdyby protagoniści zbyt szybko postawili się swojemu nemezis, podejmując konkretne, zdecydowane kroki, to film skończyłby się po jakichś 40 minutach 😉. Gęsta atmosfera czy uczucie osaczenia, bezradności musiały zostać na czymś zbudowane, więc historia momentami została naciągnięta i podkręcona tak, żeby skupić uwagę widza i sprawić, by w trakcie projekcji jak najdłużej siedział jak na szpilkach.
Efektów specjalnych mamy tu niewiele, a te, które się pojawiają, są raczej skromne (pirotechnika, sceny kaskaderskie, wizualny efekt negatywu w finale, chwilami nieco podrasowany montaż), acz konkretne. Kiedy Doug szarpie się ze Shellem, widać, że ciosy dosięgają celu (kamera nie ucieka, nie ma szybkiego cięcia), a i szamotaninę odgrywają aktorzy, a nie dublerzy (przynajmniej w większości ujęć). Główną gwiazdą projektu jest oczywiście nieodżałowany Rutger Hauer, ale Ron Silver również trzyma poziom (choć paradoksalnie prezentuje ten sam zestaw min i spojrzeń co zawsze), podobnie jak urocza Rebecca De Mornay, tutaj przez większość czasu przestraszona (ale kiedy trzeba, to potrafi się w sobie zebrać i stawić czoła przeciwnikowi). Podsumowując - "Nieoczekiwany atak" to solidny, klimatyczny, absorbujący utwór, który może zagwarantować przyzwoitą, wieczorną rozrywkę, okraszoną nutką grozy. Zdarzają się drobne, zauważalne potknięcia, które wymieniłem w drugim akapicie, ale naprawdę są to jedynie szczegóły, nadające się co najwyżej do odnotowania lub wspomnienia w recenzji, bo na film ani intrygę nie wpływają w niekorzystny sposób. Moja ocena "Blind Side" to mocne 7/10, przedsięwzięcie to posiadam na kasecie VHS od IMP, lektorem tej wersji jest Jerzy Rosołowski. O innych ścieżkach lektorskich jak na razie nie słyszałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)