środa, 29 stycznia 2020

"Wyniszczenie" (2018)

"Wyniszczenie" (2018) - w ciągu ostatnich lat przebrnąłem przez całą masę knotów Seagala (a kręci je hurtowo, czasem 3-4 pozycje rocznie) i już straciłem nadzieję na to, czy jeszcze kiedykolwiek zagra on w czymś chociaż przeciętnym. Jakiś czas temu obił mi się o uszy ten tytuł, który o dziwo zyskał trochę pozytywnych opinii - postanowiłem więc przekonać się na własne oczy, czy "Wyniszczenie" rzeczywiście wyróżnia się na tle innych produkcji Stevena. Początkowo wszystko na to wskazywało - jest zalążek sensownej fabuły, mającej ręce i nogi, mamy ładne zdjęcia, nagrywane bodaj w Tajlandii, dominują długie ujęcia, kamera nie lata jak pojebana, tylko elegancko przesuwa się i rejestruje wspomniane plenery, w ucho wpada orientalna muzyka, no i widzimy Stevena Seagala, w miarę zaangażowanego w swój występ. Nie ociąga się, nie znika z ekranu na długo, a i przemyca do filmu swoje filozoficzne, buddyjskie przemyślenia. Gwiazdor wciela się tu w Axe'a, byłego członka sił specjalnych, który po jednej z nie do końca udanych akcji postanawia zmienić swoje życie - oddaje się religii, osiedla się w wiosce w Birmie i niesie pomoc ludziom jako medyk. Axe, w swoim leczeniu stosuje akupunkturę, nastawia kości oraz służy wsparciem psychicznym swoim pacjentom. Bohater naucza także kung-fu i buddyzmu, a przy tym wiedzie spokojny, szczęśliwy żywot. Niestety sielanka nie trwa zbyt długo - w okolicy panoszy się gang, porywający młode kobiety, a ostatnią uprowadzoną jest dziewczyna o wyjątkowych zdolnościach parapsychicznych. Jej zrozpaczony ojciec błaga Axe'a o pomoc w odnalezieniu córki, ten niechętnie się zgadza, łamie złożone śluby i po raz ostatni skrzykuje swoją dawną ekipę agentów, by wspólnie z nimi uderzyć w przestępców. Fabuła "Wyniszczenia", w pierwszej połowie obrazu zaskakuje - panuje w niej urokliwy, azjatycki klimat, pobrzmiewa przyjemna melodia, a Seagal ma rolę adekwatną do swojego wieku; nie biega w kostiumie superżołnierza i nie pozuje na młodzieniaszka, tylko kreuje podstarzałego akupunkturzystę i można by rzec nauczyciela, przekazującego swe nauki oraz deliberacje innym. Steven wypada całkiem wiarygodnie jako Axe i widać, że ma obycie ze wschodnią kulturą - w końcu pomieszkiwał niegdyś w Japonii. Ponadto możemy tu poznać czy przybliżyć sobie jego prywatny światopogląd i filozofię.
Da się zauważyć, że "Wyniszczenie" było mocno inspirowane zarówno postacią Ip Mana, jak i filmem o nim (przynajmniej częściowo), ale te podobieństwa jakoś nie przeszkadzają, a wręcz stanowią ciekawy smaczek. Atrakcyjną niespodzianką jest również Seagal, dość płynnie posługujący się stylem Wing Chun, chociaż walki z jego udziałem nie trwają zbyt długo (za to są całkiem nieźle sfilmowane i rzadko zastępuje go dubler). Pomijając jakieś nocne wizje Axe'a z nagą kobietą (a może i rzeczywiste fantazje naszego senseia), opisującą go jako jakiegoś wybrańca czy kogoś w tym rodzaju, początkowo wszystko trzymało się tutaj kupy i reprezentowało przyzwoity poziom. Niestety później pan pulchny wszystko obraca o 180 stopni i raczy nas tym, co u niego najgorsze, a więc tępą, fatalnie zaaranżowaną rąbanką z agentami CIA na pierwszym planie. Mistyczna, duchowa atmosfera ulatuje bezpowrotnie, podobnie jak refleksje, a zamiast tego otrzymujemy hektolitry komputerowej krwi i zrobione na pececie wystrzały z broni. To nawet nie jest słaba grafika komputerowa - obłoczki cyfrowej posoki sprawiają wrażenie efektu lub nakładki z jakiegoś darmowego programu do obróbki wideo; niezależnie od kąta czy odległości, z jakiej przeciwnik zostaje trafiony kulą, wylatuje taka sama ilość juhy. Aktorzy nawet nie próbują udawać, że odgrywają wyszkolonych ludzi do zadań specjalnych czy innych tajnych komandosów - biegają gdzie popadnie i strzelają w co popadnie, zero w tym jakiegokolwiek realizmu bądź chęci, by zrealizować poprawne technicznie, trzymające w napięciu, efektowne sekwencje wymiany ognia. Wszystko zrobiono najtańszym kosztem, przy minimalnym wkładzie. "Wyniszczenie" to idealny przykład zmarnowanego potencjału oraz zmarnowane szansy; wydaje mi się, że nasz korpulentny mistrz na serio ma poryty czerep i wierzy w to, że był/jest tym cholernym agentem FBI/CIA i wszędzie wciska ten wątek. Nawet jak miewa swoje przebłyski, dzięki którym popełnia w miarę strawny skrypt, to finalnie i tak go zepsuje, bo nawpycha do niego motywy z agencjami wywiadowczymi, rządowymi itp. Podsumowując: mamy tu interesujące wprowadzenie, średnie rozwinięcie i beznadziejne zakończenie. Moja ocena to 4/10 - produkcję oglądałem na Stopklatce TV, czytał Kacper Kaliszewski.

5 komentarzy:

  1. Sensei już chyba nigdy nie wystąpi w dobrym filmie. Ale że walczy w stylu Wing Chun to spore zaskoczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, dość płynnie się w tym odnalazł i rzadko korzystał z dublera.

      Usuń
  2. dla mnie z tych wszystkich b klasówek po 2001 najlepiej oglądało się Żądze Śmierci z 2009 - bo była jako taka oryginalnośc po raz pierwszy Seagal grał ex gangstera i w tej roli tusza nie przeszkadzała bo kojarzył mi sie w tym filmie z naszym niesłynnym masą który też był niezłym schaboszakiem i też pisał ksiązki, w tym filmie były fajnie zrobione strzelanki i pod względem tekściorów kojarzył mi się z wczesnym Stevenem no i nawet wpadłą mi w pamieć ta chwytliwa gruzińśka muzyczka z tego filmu, nawet zapamiętałem viliana z tego filmu bo z innych jego produkcji to już nie pamiętam kto był złym gościem szczerze to mi się ten film bardziej podobał niż niektóre z okresu świetności senseia chodzi mi o jego te 2 ekooszołomskie przygody z lat 90
    niestety po 2009 to jest nędza w jego filmach szacunek mam do krawców że umieją mu uszyć takie kombinezony dla special opsów w formacie xxxxl
    jedny dobry film w którym wystapił to China Salesman z 2017 szkopólw tym że gra tam epizod ależ oczywiście plakaty i okładki promowały na froncie Tysona i Gruba mewe, akurat ten piewszy miał wiekszą rolę ale mimo wszystko nie główną, sam film to ciekawa chińska sensacja której bohaterem jest facet od telekomunikacji który przez cały film sam więcej dostaje po mordzie niż tłucze, a i w filmie jest walka Seagal vs Tyson której wynik cholernie mnie zaskoczył znajac megalomanię jednego z tych zawodników

    OdpowiedzUsuń
  3. "Żądza śmierci" jeszcze przede mną. Z tych po 2000 r. z nim, co w miarę podobały mi się, to "Wpół do śmierci", "Gra o życie", "Sprawiedliwość ulicy" i "Naprzeciw ciemności". Znasz te tytuły? To fakt, że ma przygotowane kostiumy na swoje rozmiary :D. A te płaszcze niektóre, to ponoć w Polsce kupował/zamawiał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tych co wymieniłeś nie widziałem tylko "Naprzeciw Ciemności" trailer mnie odstraszył juz w 2009. pól do śmierci to z koleji mi sie strasznie nie podobał bo to film niewiadomo dla kogo był moim zdaniem skierowany pg 13 i matrixowe płąszcze wskazywały że do dla młodziaków z 21 wieku al ich ten film nie zachęci a starych fanów zniesmaczony pamiętam że go na 2 raty oglądałem i z trudem przebrnąłem, przez ten film

    gra o życie- była anwet ciekawa to wcześniejszy film reżysera Żadzy Śmierci

    Spraiedliwość Ulicy - oglądało się nieźle bo przypominało mi gra san andreas nieoficjalną ekranizację

    co do nowszych filmów moim zdaniem oglądalnym średnaikiem jest Killing Salazar ale to raczej dzięki Lukowi Gossowi i Georgo St Pierrowi bo największym hamulcowym tego filmu jest Segal który pojawia sie w pierwszej akcji i końcowej i oczywiście kradnie show w tych śmiesznych kostiumach special ops w wersji dla schaboszczaków, gdyby go nie było wcale albo gdyby był tylko w scenach przesłuchania film by tylko na tym zyskał

    Całkowicie poległem na Kodeksie Sprawiedliwego też z 2016 strzelaniny z mega chamsko podłożonymi komputerowymi ogniami z luf i beznadziejny lektor Bukrewicz sprawiły że poległem po 4 minutach

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)