środa, 8 stycznia 2020

"Pająk" (2001)

"Pająk" (2001) - tytuł ten po raz pierwszy obejrzałem na Polsacie, bodaj w 2005 lub 2006 r. - wtedy zdecydowanie trafił on w mój gust i do tej pory miło wspominam tamten seans. Później zdarzały się jakieś powtórki, również na stacji ze słoneczkiem, po czym nastąpiła dłuuuga przerwa, gdyż telewizja zaprzestała emisji tej produkcji. Niedawno, zupełnie przypadkowo natknąłem się na "Pająka" w krakowskiej wypożyczalni "Video-Film", po czym kupiłem go bez namysłu, by po sporej przerwie odświeżyć sobie ten obraz. Obawiałem się, że aktualnie, kiedy jestem już dorosłym widzem z wyrobionym gustem, może mi on nie podejść i tylko mnie rozczaruje, niszcząc przy tym miłe wspomnienia sprzed lat. Na szczęście myliłem się - to kawał solidnego kina, dość niebanalny horror, przywołujący na myśl kultową "Muchę" oraz satyra na image komiksowych superbohaterów. Jak się też okazuje, większość oglądających całkowicie nie załapała konwencji i oczekiwała od niego czegoś zupełnie innego, ale o tym za chwilę ;). Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest "Pająk", a mianowicie przedsięwzięciem nakręconym na potrzeby telewizji Cinemax, nawiązującym do dawnego telewizyjnego cyklu Creature-Features, w którym wyświetlano klasyczne straszaki oraz utwory sci-fi z lat 30., 40. czy 50. (choćby "Draculę", "Frankensteina" czy "Mumię"). Oryginalny tytuł opowieści z 2001 r. to "Earth vs. the Spider", odnoszący się do horroru z lat 50. o tej samej nazwie. Oba dzieła jednak w żaden sposób nie są ze sobą powiązane, a jedynie dzielą ten sam tytuł. "Pająk" to więc produkt przeznaczony na mały ekran, mający oddawać hołd dawnemu kinu grozy, nie zaś budżetówka ani wyrób starający się o status "superhitu". Wyprodukowanie "Earth vs. the Spider" zawdzięcza się legendarnemu Stanowi Winstonowi, który stoi również za efektami specjalnymi oraz obliczem ośmionogiego monstrum.
Fabuła opowiada nam o losach młodego ochroniarza, Quentina Kemmera, bezgranicznie oddanego fana komiksów, a w szczególności postaci "Pajęczego mściciela" (wariacja na temat "Spider-Mana"), czyli herosa obdarzonego cechami pająka, który dzięki swoim nadnaturalnym mocom zwalcza zło na świecie. Quentin to poczciwy, choć naiwny facet, cierpiący na syndrom tzw. "wiecznego chłopca". Pewnego dnia w pracy "daje ciała", jego partner ginie w napadzie, zaś sam Kemmer traci swoje stanowisko. Tak się składa, że w ochranianej przez niego placówce prowadzone były genetyczne badania nad stawonogami (swoją drogą ciekawy zbieg okoliczności), co wykorzystuje Quentin i po odnalezieniu laboratorium, w jakim wykonywano testy, wstrzykuje sobie surowicę pająka, ponieważ tak jak jego idol, pragnie stać się superbohaterem. W ciągu kilku dni były ochroniarz przechodzi przemianę i istotnie zyskuje nowe zdolności - jego zmysły się wyostrzają, kondycja fizyczna poprawia, a pewność siebie wzrasta. Kemmer zaczyna randkować z atrakcyjną sąsiadką, a nawet ratuje ją przed atakiem gwałciciela. Kiedy wydaje się, że przestał wreszcie być gapą i stał się upragnionym wybawcą Ziemi (a przynajmniej Stanów Zjednoczonych), jego organizm ujawnia niepożądane skutki uboczne - mężczyzna coraz częściej odczuwa skrajny głód, który coraz trudniej mu zaspokoić, ma ochotę na mięso i krew, a jego korpus, twarz i kończyny zaczynają przechodzić odrażającą metamorfozę.
Twórcy "Pająka" nie ukrywali inspirowania się "Muchą" (wszak podobieństwa między oboma horrorami są wyraźne), aczkolwiek klimat mamy tu zgoła inny. "Mucha" pokazywała nam naukowca, ofiarę własnego eksperymentu oraz stadium rozpadu jego ciała i osobowości - było więc filozoficznie, refleksyjnie i mrocznie. Tutaj z początku jest dość barwnie, luźno, humorystycznie, a całość wydaje się wpisywać w gatunek "rajtuzowy", ponieważ Quentin to wypisz, wymaluj protagonista wyciągnięty z kart komiksu, przywołujący na myśl Petera Parkera - popychadło, ciamajdę, która po kontakcie ze zmutowanym pajęczakiem staje się zmorą degeneratów grasujących po ulicach. Dalsze wydarzenia w "Earth vs. the Spider" nie są jednak tak kolorowe jak w "Spider-Manie", gdyż zachwyty Kemmera, jego zafascynowanie nowymi umiejętnościami i odmienionym stylem bycia ustępują strachowi i obrzydzeniu. Przemiana pracownika ochrony idzie nie w tę stronę co trzeba, a on sam uświadamia sobie, że raczej nie zostanie drugim "Pajęczym mścicielem" oraz, że zamiast pomagać ludziom, pragnie wypijać z nich krew. Quentina autentycznie nam szkoda - to przysłowiowy "dobry chłopak", ale jego parcie na heroizm, chęć bycia kimś lepszym niż jest się w rzeczywistości czy wpływ komiksów robią swoje i w końcu popełnia on pod wpływem impulsu błąd, za jaki będzie musiał słono zapłacić.
"Pająk" stanowi doskonały kontrast, alternatywę dla komiksowych historii; Stan Winston wraz z reżyserem filmu, Scottem Ziehlem pokazują widzowi, że nie każdemu pisane jest bycie superbohaterem i nie wystarczy wstrzyknąć sobie preparat na bazie krwi jakiegoś stworzenia, by odmienić swój byt. Moim zdaniem to całkiem nietuzinkowa, inteligentna zabawa formą, aluzjami, tworzeniem kontrapunktów dla czegoś mocno zakorzenionego w popkulturze. Szkoda tylko, że większa część krytyków, ale i kinomanów nie poznała się na stylistyce "Earth vs. the Spider" i uważa ją za tanią podróbkę "Muchy", imitację "Spider-Mana" czy gniota nagrywanego na zamówienie kablówki (to nie pierwszy przypadek takiego niepoznania się na rzeczy). "Pająk" to błyskotliwa mieszanka różnych wątków, pełna różnorakich smaczków (stare aparaty fotograficzne używane przez reporterów, niektóre ubrania statystów/obsady wyglądające jak z innej epoki), potraktowana z rezerwą, ponieważ takiego scenariusza nie dałoby się brać w 100% na poważnie. O dystansie autorów tej pozycji świadczy choćby fakt, iż miejscem pracy Quentina jest tajne laboratorium, w którym mają miejsce eksperymenty, dokonywane na pająkach. Spory plus należy się ekipie Stana Winstsona za tak pomysłową koncepcję, a zarazem odważną estetykę czy wyśmianie reguł rządzących światem komiksów. Kolejny mocny walor stanowi płynne przejście z humorystycznego, nieco jarmarcznego tonu w napiętą atmosferę dreszczowca oraz momenty bez mała dramatyczne, smutne.
Skoro omówiłem już wydźwięk tej produkcji, to teraz przyjrzę się stronie technicznej - efekty specjalne są cholernie dobre, zważywszy na to, że mowa o wytworze telewizyjnym sprzed niemal 20 lat, a nie budżetówce za gruby hajs. Widać, że sam Stan Winston czuwał nad f/x - przekształcanie się protagonisty w bestię robi spore wrażenie nawet do dziś, wygląd hybrydy wywołuje uczucie grozy, zohydzenia, ale i zachwyca wykonaniem. Zarówno praktyczne efekty (charakteryzacja, animatronika, elementy lateksowe), jak i CGI reprezentuje naprawdę wysoki poziom. Czasem współczesna animacja komputerowa wygląda gorzej/sztuczniej od tej z "Earth vs. the Spider". Niskie nakłady finansowe ujawniają jedynie sceny kręcone w laboratorium, w którym zatrudniony jest Quentin - ujęcia w nim ograniczają się do widoku korytarza przypominającego ten z powiatowego szpitala, pomieszczenia dla ochrony oraz jednej, mikroskopijnej sali, w jakiej uczeni pastwią się nad pająkami. Aktorstwo jest jak najbardziej w porządku - Devon Gummersall to nie Jeff Goldblum, ale mimo to bezbłędnie odnajduje się w swojej roli i wiarygodnie portretuje Kemmera, zaś Dan Aykroyd gra nienagannie i wbrew opiniom innych nie uważam, że odcina kupony od swojej kariery, byleby sobie dorobić i od czasu do czasu pokazać się fanom. Dostrzec można w nim znudzenie, ponieważ kreowany przez niego, podstarzały detektyw Jack Grillo zmaga się z licznymi problemami osobistymi - z powodu zawahania w akcji niedawno stracił partnera, podupadła jego reputacja, a żona zdradza go na prawo i lewo, jak więc miał tryskać energią i młodzieńczym wigorem? Wykonuje swoją robotę, pragnie doprowadzić śledztwo w sprawie morderstw dokonywanych przez Quentina do końca, ale jest przy tym wycofany, przygaszony, rzekłbym nawet, że pogrążony w wyraźnej depresji. Aykroyd nie próbuje usilnie zerwać ze swoim komediowym wizerunkiem czy zabłysnąć czymś nowym - wciela się w przygniecionego życiem glinę, toteż tak prezentuje się na ekranie: jako zrezygnowany, posępny. Kojarzył mi się on również z personami detektywów ze starych kryminałów czy thrillerów z lat 50-60. (kolejny smaczek). Muzyka o różnorodnych brzmieniach jakoś szczególnie mnie nie porwała, lecz spełniała swoje zadanie i to, co miała podkreślać, podkreślała. Podsumowania tworzył nie będę, przy tak obszernym tekście (nie usnęliście?) uważam je za zbędne. Moja ocena to 7/10, "Pająka" posiadam na VHS od Warner, czyta go Maciej Gudowski. Dawniej wyświetlał go także Polsat, ale nie pamiętam, kto tam lektorował i nie mam tej wersji nagranej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)