poniedziałek, 9 grudnia 2019

"RoboCop" (1987)

"RoboCop" (1987) - jedna z najsłynniejszych produkcji lat 80., na jakiej wychowały się całe pokolenia, a postać jej tytułowego bohatera zapisała się w popkulturze na stałe. Przenosimy się tu do niezbyt odległej przyszłości, a dokładnie do miasta Detroit, gdzie poznajemy Alexa J. Murphy'ego - wzorowego policjanta, a także kochającego męża i ojca, który ginie podczas obławy na grupę przestępczą. Mózg rozstrzelanego przez gangsterów stróża prawa zostaje jednak użyty podczas budowy cyborga - RoboCopa. Maszyna początkowo spełnia rozkazy przełożonych, ale po jakimś czasie przypomina sobie, kim tak naprawdę była oraz kto odpowiada za śmierć człowieka, na szczątkach którego została skonstruowana - zaczyna się mścić, co nie podoba się zwierzchnikom, postanawiającym zniszczyć ją za to, że zaczęła podejmować samodzielne działania i kierować się uczuciami. Nakręcony przez Paula Verhoevena projekt okazał się hitem kinowym, zebrał też sporo pozytywnych recenzji wśród krytyków oraz zaskarbił sobie uznanie widzów. "RoboCop" był również jednym z wielu szlagierów w wypożyczalniach wideo; kasety z nim chodziły jak świeże bułeczki. Obraz holenderskiego reżysera to jednak nie tylko brutalne kino akcji/sci-fi z czasów VHS, ale i satyryczne spojrzenie na kulturę amerykańską - zamiłowanie jankesów do przemocy, przekłamanych mediów, robiących papkę z mózgu oraz zjawisko korporacyjności czy też korupcji. Ekranowa przyszłość nie jest wcale jakaś futurystyczna, stanowi raczej odbicie ówczesnej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Powracający do życia jako cyborg Alex J. Murphy stanowi produkt starych/nowych czasów, niespełniający wymagań twórców -  gliniarz, który zginął tragiczną, bezsensowną śmiercią miał stać się kolejnym narzędziem w rękach włodarzy, a zbuntował się przeciwko systemowi oraz układom, przez co zapadła decyzja o jego natychmiastowej likwidacji.
"RoboCop" to dzieło pesymistyczne, opiewające w wiele wzruszających lub melancholijnych momentów, jak chociażby wyprawa robota do jego dawnego domu, gdzie odżywają wszystkie wspomnienia i wspaniałe chwile, które przeżył jako człowiek, wraz ze swoją rodziną. Oczywiście nie brakuje w tym wszystkim wysokooktanowej akcji oraz trzymających w napięciu scen (pierwsze ukazanie się RoboCopa w kadrze). Pojawia się tu także nieprzesadzona ilość wisielczego humoru (słowa "wezwijcie kartkę" zaraz po tym, jak jeden z garniturków w biurze został dosłownie poszatkowany i porozrywany na strzępy przez policyjnego robota, ED-209) czy nieco groteskowa, przerysowana brutalność, charakterystyczna dla widowisk sygnowanych nazwiskiem Verhoevena. Efekty specjalne są miejscami nieco archaiczne (animacja poklatkowa, domalówki), ale właśnie to sprawia, że cechuje je urokliwość i ponadczasowość. Nawet najlepsze CGI po jakimś czasie stanie się przeżytkiem i zacznie trącić tandetą (wyjątek to "Jurassic Park", "Terminator 2" i parę innych tytułów), a solidne, staroszkolne techniki zawsze będą w stanie się obronić. Mocną stroną "RoboCopa" jest też muzyka autorstwa Basila Poledourisa oraz samo aktorstwo - Petera WelleraKurtwooda Smitha czy Ronny'ego Coxa. Tworzą oni charakterne persony, szczególnie Smith, kreujący totalnego psychola, Clarence'a J. Boddickera. Świetne kino w starym, dobrym stylu, którym jeszcze niejedna generacja kinomanów będzie się zachwycać. Moja ocena to zasłużone, wystawione z czystym sumieniem 9/10.
Wersje lektorskie jakie znam:
TVP 4:3 - Jarosław Łukomski, tł. Tomasz Beksiński
TVP 16:9/HD - Stanisław Olejniczak (wersja rozszerzona/reżyserska)
TVN - Jarosław Łukomski
VHS od NVC - Stanisław Krawczyk

2 komentarze:

  1. Pierwsza część to jeden z moich ulubionych filmów lubię oglądać ją najbardziej ą z lektorem Jarosławem Łukomskim i tłumaczeniem Tomasza Beksińskiego te tłumaczenie było moim drugim kontaktem z Robo z 1987. Po raz pierwszy całą trylogię widziałem na tv4 2003 wte dy czytał Brzostyński. Jedynkę z tłumaczeniem Beksińskiego widziałem na tvp1 w lutym 2006 roku, tedy szokiem było dla mnie że w tłumaczeniu telewizyjnym były 2 mocne przekleństwa. Zapewne gdyby Beksiński tłumaczył ten film na vhs pozwoliłby sobie na więcej bluzgów ale tutaj były wykorzystane w dobrych momentach emocjonalnych. . Druga część to taki średniak w dodatku za długi przez co za dużo przestojów. A trójka traktuję jako tak słabe że aż śmieszne ale jakieś drobne plusy miał ten film. Serial z lat 90 oglądałem kiedyś na polsacie na pewno jeden odcinek no i nawet za dzieciaka wydawał się lamerski. Jedyny plus tego serialu to hełm robo w filmach kinowych po zdjęciu hełmu magicznie znikała osłona na policzki a w tym serialu była wbudowana w hełm i widoczna nawet po jego zdjęciu.

    Oglądałem ten koszmarek Prime directives. To miniserial wyprodukowany w Kanadzie przez co widać że robiony po kosztach w dodatku Robo był w nim słabym wojownikiem bo całe show kradł ten nowy model Cable . Ogólnie nie polecam tej produkcji nawet do browara.

    Tego filmu z 2014 do dziś nie widziałem nawet jak emitowali w tv to po paru minutach nie chciało mi się dalej oglądać dla mnie nawet ten antyterrorysta z hełmem Robocopa z jednego odcinka 13 posterunku był dla mnie prawdziwszym Robocopem niż to coś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja "RoboCopa" z tł. Tomasza Beksińskiego oglądałem na zimę 2008 r. po raz pierwszy, o ile dobrze pamiętam. Dwójka wtedy w ogóle mi się nie podobała - najbardziej chyba trójka mi siadła, ponieważ nastawiony byłem na nieco inne, nie tak brutalne klimaty, jakie reprezentowały dwie pierwsze odsłony. Przed zapoznaniem się znałem tylko właśnie serial "Prime Directives", który TVP dawało jakoś w 2006-2007 r. (potem emitowało go Tele5 oraz Polsat z Brzostyńskim). Aktualnie oczywiście najbardziej cenię sobie oryginał z 1987 r. oraz nawet niezłą część drugą i trzecią. Wiem, że ostatni epizod jest nieco wymuszony, posiada złagodzoną kategorię wiekową, ale ma kilka wątków, które mi się podobają np. bunt policji i ich walka z najemnikami rządowymi, by ocalić biedaków. No i Robo ma tutaj parę fajnych scen.

    Remake to niestety wysryw dzisiejszych czasów - totalna odwrotność tego, co reprezentował sobą pierwowzór - łagodny film dla nastolatków, pokolenia Marvela. Cała rodzinka może sobie go oglądnąć przy obiadku albo wybrać się w niedzielę do kina. Oklepane kino sci-fi, jakiego pełno. Obejrzałem 40 minut premiery w HBO i dałem sobie z tym spokój.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)