niedziela, 17 listopada 2019

"Arachnid - pajęczyna śmierci" (2001)

"Arachnid - pajęczyna śmierci" (2001) - obraz ten planowałem obejrzeć już jakąś dekadę temu, choć nie cieszy się on najlepszymi notami (3,5/10 na Filmweb, 3,9/10 na IMBD, 12% na Rotten Tomatoes). Znalazł jednak swoich zwolenników w gronie osób ceniących sobie kino tak złe, że aż dobre, a i jak kiedyś wyczytałem - broni się w miarę solidnymi, praktycznymi efektami specjalnymi, co po seansie mogę potwierdzić. O scenariuszu za wiele nie będę się rozpisywać - ot, widzimy jakąś malowniczą wyspę, leci na nią grupa naukowców, mająca sprawdzić doniesienia o rozprzestrzeniającej się tam epidemii nieznanego wirusa, ale po wylądowaniu okazuje się, że to nie żaden wirus, a kosmiczny pająk, który ciągle mutuje i atakuje kolejne ofiary. Badacze stają się następnym celem monstrum, jednak nie są w stanie opuścić miejsca pobytu, gdyż ich samolot w niewyjaśnionych okolicznościach doznał awarii i nie może wzbić się do lotu. Tak naprawdę fabuła nie jest tu nikomu potrzebna, ponieważ posiada ona tyle niedorzeczności oraz idiotyzmów, że i tak większość widzów będzie mieć ją w poważaniu i skupi się na scenach gore, wizerunku olbrzymiego, zabójczego stawonoga oraz urodziwej, głównej bohaterce w białej, opiętej podkoszulce. W zasadzie nie wiadomo dokładnie, czym jest owy pajęczak - w pierwszych minutach widzimy jakieś tajemnicze zjawiska związane z UFO, następnie wrak tegoż pojazdu (czy tam statku, jak zwał tak zwał), a także niewidzialną istotę na wyspie, która niedługo później zostaje zabita przez wielkie zwierzę, posiadające liczne odnóża (zgadnijcie jakie). Pająk przybył wraz ze statkiem kosmicznym czy siedział po prostu w dżungli i zmutował po kontakcie z siłami pozaziemskimi, po czym od razu uśmiercił przybysza z innej galaktyki? Tego się nie dowiemy ;). Tak samo ciężko powiedzieć, dlaczego niektórych napotkanych nieszczęśników poczwara "zapładnia" i składa w nich jaja, zaś innych usiłuje natychmiast pozbawić życia. No i co z tym wszystkim mają wspólnego krwiożercze, nienaturalnie wyglądające kleszcze, wgryzające się pod skórę? Zresztą... dość tych pytań bez odpowiedzi - walić to, w tej intrydze i tak nie ma co doszukiwać się sensu.
Największą atrakcją "Pajęczyny śmierci" są przede wszystkim nieco kiczowate efekty specjalne i pod tym kątem film daje radę - dominuje w nim animatronika oraz fizyczne wykonanie na planie. Dużo ujęć z wielkim modelem pająka została dobrze zrealizowana; wygląda on jak żywa, wściekła istota i dość dynamicznie się porusza, chociaż czasem niestety można spostrzec, że mamy do czynienia z atrapą ciągniętą po szynach lub wprawioną w ruch jakimś dźwigiem/ramieniem ukrytym poza kadrem. W końcówce, kiedy olbrzym biega po ścianach jaskini, również zastosowano jakieś przedpotopowe techniki - nie jestem pewny, ale możliwe, że to animacja poklatkowa albo miniatury, bo na pewno nie przypominało to CGI. Sceny, w których robale wychodzą z ciała/przemieszczają się pod skórą także zrobiono klasycznie, jak w "KleszczachTony'ego Randela z 1993 r., bez uciekania się do animacji cyfrowej (stosowano manekiny, gumowe części ciała oraz inne rekwizyty, przynajmniej tak mi się wydaje). Efekty komputerowe w "Arachnid" pojawiają się jedynie na wstępie i z przykrością stwierdzam, że prezentują się paskudnie, niczym z paździerza klasy Z ;). Na szczęście dalej nie uświadczymy ich już wcale, choć i tak mam ogromną chęć zedytować ten projekt - wyciąć to, co niepotrzebne i przemontować początek po swojemu, by nie raził mnie okropnym CGI. Panujący klimat jest nawet przyzwoity, ale to głównie zasługa lokacji - tropikalna wyspa, opuszczone wioski nieznanych, dzikich plemion itd., czyli sceneria, która w horrorach zawsze się sprawdza i buduje odpowiednią atmosferę. Trzymających w napięciu sekwencji także parę się znajdzie, przykładowo, gdy zawzięty stawonóg poluje na rozbitków i łatwo nie odpuszcza, tylko staje z nimi w szranki, mimo że ci twardo stawiają mu opór za pomocą broni palnej lub białej. Obserwowanie nosicieli, z jakich wykluwa się różne dziadostwo również w pewien sposób absorbuje - widz zastanawia się, czy uda im się przeżyć, ktoś im pomoże, czy jednak skończą marnie, w męczarniach. Aspekty takie jak muzyka czy aktorstwo są raczej uniwersalne - mamy jakieś postacie, jakaś melodia pobrzmiewa w tle, ale nie wiadomo, co o tym sadzić, ponieważ zaraz po seansie zapominamy o soundtracku oraz protagonistach (jedynie pani pilot w obcisłym podkoszulku może choć na chwilę zostać zapamiętana, ale z pewnością nie ze względu na talent kreującej ją aktorki). "Arachnid - pajęczyna śmierci" to gniot i nie bójmy się o tym uczciwie napisać, jednak i na gniocie można się przyjemnie bawić, o ile spełnia on pewne kryteria, tzn. przykuwa uwagę przyzwoitymi efektami specjalnymi, ładnymi zdjęciami czy plenerami oraz wzbudza dreszczyk emocji (ja jako osoba cierpiąca na arachnofobię momentami odczuwałem nutkę grozy i niepokoju, pomimo tandetności przedsięwzięcia). Moja ocena to "bezpieczne" 5/10. Mam to na VHS od SPI, lektorem tej wersji jest Piotr Borowiec.

2 komentarze:

  1. Zaciekawiłeś mnie tą recenzją i nawet zachęciłeś do zapoznania się z tym filmem, niestety ciężko go znaleźć w ludzkiej jakości niby na youtubie jest ale po portugalsku albo tamilsku, na chomikuj ripy są jedynie z filmboxa ich jakość jest gorsza nawet od vhsripa. Film ten emitowała po raz ostatni stopklatka ale już dość dano była ostatnia emisja bo w 2015.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również kawałek czasu go szukałem, ale czasem trafia się za grosze na VHS. O, nawet nie wiedziałem, że tam leciał, bo pewnie bym nagrał.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)