"Arachnid - pajęczyna śmierci" (2001) - obraz ten planowałem obejrzeć już jakąś dekadę temu, choć nie cieszy się on najlepszymi notami (3,5/10 na Filmweb, 3,9/10 na IMBD, 12% na Rotten Tomatoes). Znalazł jednak swoich zwolenników w gronie osób ceniących sobie kino tak złe, że aż dobre, a i jak kiedyś wyczytałem - broni się w miarę solidnymi, praktycznymi efektami specjalnymi, co po seansie mogę potwierdzić. O scenariuszu za wiele nie będę się rozpisywać - ot, widzimy jakąś malowniczą wyspę, leci na nią grupa naukowców, mająca sprawdzić doniesienia o rozprzestrzeniającej się tam epidemii nieznanego wirusa, ale po wylądowaniu okazuje się, że to nie żaden wirus, a kosmiczny pająk, który ciągle mutuje i atakuje kolejne ofiary. Badacze stają się następnym celem monstrum, jednak nie są w stanie opuścić miejsca pobytu, gdyż ich samolot w niewyjaśnionych okolicznościach doznał awarii i nie może wzbić się do lotu. Tak naprawdę fabuła nie jest tu nikomu potrzebna, ponieważ posiada ona tyle niedorzeczności oraz idiotyzmów, że i tak większość widzów będzie mieć ją w poważaniu i skupi się na scenach gore, wizerunku olbrzymiego, zabójczego stawonoga oraz urodziwej, głównej bohaterce w białej, opiętej podkoszulce. W zasadzie nie wiadomo dokładnie, czym jest owy pajęczak - w pierwszych minutach widzimy jakieś tajemnicze zjawiska związane z UFO, następnie wrak tegoż pojazdu (czy tam statku, jak zwał tak zwał), a także niewidzialną istotę na wyspie, która niedługo później zostaje zabita przez wielkie zwierzę, posiadające liczne odnóża (zgadnijcie jakie). Pająk przybył wraz ze statkiem kosmicznym czy siedział po prostu w dżungli i zmutował po kontakcie z siłami pozaziemskimi, po czym od razu uśmiercił przybysza z innej galaktyki? Tego się nie dowiemy ;). Tak samo ciężko powiedzieć, dlaczego niektórych napotkanych nieszczęśników poczwara "zapładnia" i składa w nich jaja, zaś innych usiłuje natychmiast pozbawić życia. No i co z tym wszystkim mają wspólnego krwiożercze, nienaturalnie wyglądające kleszcze, wgryzające się pod skórę? Zresztą... dość tych pytań bez odpowiedzi - walić to, w tej intrydze i tak nie ma co doszukiwać się sensu.
Największą atrakcją "Pajęczyny śmierci" są przede wszystkim nieco kiczowate efekty specjalne i pod tym kątem film daje radę - dominuje w nim animatronika oraz fizyczne wykonanie na planie. Dużo ujęć z wielkim modelem pająka została dobrze zrealizowana; wygląda on jak żywa, wściekła istota i dość dynamicznie się porusza, chociaż czasem niestety można spostrzec, że mamy do czynienia z atrapą ciągniętą po szynach lub wprawioną w ruch jakimś dźwigiem/ramieniem ukrytym poza kadrem. W końcówce, kiedy olbrzym biega po ścianach jaskini, również zastosowano jakieś przedpotopowe techniki - nie jestem pewny, ale możliwe, że to animacja poklatkowa albo miniatury, bo na pewno nie przypominało to CGI. Sceny, w których robale wychodzą z ciała/przemieszczają się pod skórą także zrobiono klasycznie, jak w "Kleszczach" Tony'ego Randela z 1993 r., bez uciekania się do animacji cyfrowej (stosowano manekiny, gumowe części ciała oraz inne rekwizyty, przynajmniej tak mi się wydaje). Efekty komputerowe w "Arachnid" pojawiają się jedynie na wstępie i z przykrością stwierdzam, że prezentują się paskudnie, niczym z paździerza klasy Z ;). Na szczęście dalej nie uświadczymy ich już wcale, choć i tak mam ogromną chęć zedytować ten projekt - wyciąć to, co niepotrzebne i przemontować początek po swojemu, by nie raził mnie okropnym CGI. Panujący klimat jest nawet przyzwoity, ale to głównie zasługa lokacji - tropikalna wyspa, opuszczone wioski nieznanych, dzikich plemion itd., czyli sceneria, która w horrorach zawsze się sprawdza i buduje odpowiednią atmosferę. Trzymających w napięciu sekwencji także parę się znajdzie, przykładowo, gdy zawzięty stawonóg poluje na rozbitków i łatwo nie odpuszcza, tylko staje z nimi w szranki, mimo że ci twardo stawiają mu opór za pomocą broni palnej lub białej. Obserwowanie nosicieli, z jakich wykluwa się różne dziadostwo również w pewien sposób absorbuje - widz zastanawia się, czy uda im się przeżyć, ktoś im pomoże, czy jednak skończą marnie, w męczarniach. Aspekty takie jak muzyka czy aktorstwo są raczej uniwersalne - mamy jakieś postacie, jakaś melodia pobrzmiewa w tle, ale nie wiadomo, co o tym sadzić, ponieważ zaraz po seansie zapominamy o soundtracku oraz protagonistach (jedynie pani pilot w obcisłym podkoszulku może choć na chwilę zostać zapamiętana, ale z pewnością nie ze względu na talent kreującej ją aktorki). "Arachnid - pajęczyna śmierci" to gniot i nie bójmy się o tym uczciwie napisać, jednak i na gniocie można się przyjemnie bawić, o ile spełnia on pewne kryteria, tzn. przykuwa uwagę przyzwoitymi efektami specjalnymi, ładnymi zdjęciami czy plenerami oraz wzbudza dreszczyk emocji (ja jako osoba cierpiąca na arachnofobię momentami odczuwałem nutkę grozy i niepokoju, pomimo tandetności przedsięwzięcia). Moja ocena to "bezpieczne" 5/10. Mam to na VHS od SPI, lektorem tej wersji jest Piotr Borowiec.
Zaciekawiłeś mnie tą recenzją i nawet zachęciłeś do zapoznania się z tym filmem, niestety ciężko go znaleźć w ludzkiej jakości niby na youtubie jest ale po portugalsku albo tamilsku, na chomikuj ripy są jedynie z filmboxa ich jakość jest gorsza nawet od vhsripa. Film ten emitowała po raz ostatni stopklatka ale już dość dano była ostatnia emisja bo w 2015.
OdpowiedzUsuńJa również kawałek czasu go szukałem, ale czasem trafia się za grosze na VHS. O, nawet nie wiedziałem, że tam leciał, bo pewnie bym nagrał.
OdpowiedzUsuń