niedziela, 20 października 2019

"Maska śmierci" (1996)

"Maska śmierci" (1996) - w tym filmie Lorenzo Lamas odgrywa podwójną rolę - w pierwszych minutach produkcji wciela się w bezwzględnego gangstera, Lyle'a Masona, ginącego w zasadzce zastawionej przez agentów federalnych, a następnie kreuje policjanta Dana McKennę, który po przypadkowym spotkaniu i wymianie ognia z Masonem trafia ranny do szpitala. Za namową ludzi  z FBI  glina poddaje się operacji plastycznej, by jak najbardziej upodobnić się do przestępcy i pod przykrywką doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości jego wspólników. Przy okazji, McKenna pragnie też zemścić się na kryminalistach za śmierć żony, zabitej w czasie obławy na Masona - kobieta została zastrzelona przez mafiozów uciekających przed FBI. Zarys opisywanej historii wypada nieźle, lecz jej przedstawienie na ekranie ma się o wiele gorzej - nie uniknięto kiczu oraz mocnych naciągnięć, a Lorenzo Lamas dość groteskowo, grubą kreską oddziela od siebie Masona i McKennę. Nie jest to jednak wina aktora, który stara się, by nadać charakteru obu mężczyznom, ale banalnego, kompletnie nieprzekonującego scenariusza. Moim zdaniem niepotrzebnie wykorzystano tandetną charakteryzację Lamasa podczas portretowania policjanta - raziły doklejone mu sztuczne wąsy i jasna peruka. Już lepiej byłoby, gdyby wyglądem nie różnił się od Masona, a jedynie zmienił styl bycia w chwili, gdy się nim "stał" na potrzeby śledztwa. Ubogi makeup, jakiemu poddano Lorenzo zabija tylko jakiekolwiek podobieństwo między odgrywanymi przez niego osobami i dziwne, że są ze sobą mylone, skoro jedna to stereotypowy typ spod ciemnej gwiazdy, natomiast druga sprawia wrażenie, jakby uciekła z planu "Janosika" lub "Chłopów". Twórcy chcieli w jakiś sposób, na siłę odróżnić Dana od Lyle'a, ale też sprzedać widzowi fakt, iż są do siebie łudząco podobni, jednak zwyczajnie się na tym wyłożyli i niekonsekwentnie podeszli do sprawy, gdyż zamysł intrygi wskazuje na jedno założenie, a jej zobrazowanie na drugie. Wspomnę również o tym, że początkowo McKenna to dobroduszny stróż prawa, praktycznie pozbawiony skaz, zaś Mason to uosobienie zła 😉.
"Maska śmierci" nie zaczyna się jakoś rewelacyjnie - widzimy dość siermiężną strzelaninę, pościg łodziami, później otrzymujemy wątek podmiany zmarłego zbira na policjanta, ale patrzy się na to bez przesadnego zainteresowania. Dopiero gdy główny bohater wyrusza w miasto i wyłapuje kolejnych rzezimieszków robi się ciekawiej, a i Lamas prezentuje się niczego sobie - w skórzanym płaszczu i z kitką dąży do zaprowadzenia porządku z degeneratami, lecz jako tajniak nie ma łatwego zadania, bowiem nieraz musi postąpić wbrew swoim zasadom i zwrócić się przeciw kolegom z pracy, by udowodnić przed gangsterami, że jest Lyle'em Masonem. Tutaj pochwalę Lorenzo za próbę oddania tego, jak liczne dylematy wpływają na protagonistę oraz jak okoliczności zmuszają go momentami do przekroczenia pewnych granic. Oczywiście trudno mówić o wybitnym aktorstwie albo świetnie napisanej personie, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z kinem klasy B albo nawet C, więc nie można oczekiwać oscarowych wystąpień czy złożonych, skomplikowanych charakterów postaci. Scen akcji uświadczymy w filmie niestety dosyć mało, a ich wykonanie jest nieco sztampowe. Szczególnie w finale brakowało mi jakiejś konkretnej jatki - "Maska śmierci" kończy się w iście serialowym stylu, kiedy to jeden mocniejszy wybuch załatwia wszystkie sprawy i zaczynają lecieć napisy. Skromnie, za skromnie 😉. Walk wręcz w wykonaniu głównej gwiazdy znajdzie się parę, aczkolwiek nie zachwycają i trwają krótko - większość to raczej szybko zmontowane ujęcia niż jakieś pełne sekwencje. Tytuł ten to monotonna, podrzędna sensacja z niżej półki z wypożyczalni VHS, ale śmiało można się z nim zapoznać, jeżeli lubi się takie klimaty oraz samego Lorenzo Lamasa (choć poza nim spotkamy tu jeszcze Billy'ego Dee Williamsa Raę Dawn Chong, wyglądającą o wiele lepiej niż w pamiętnym "Commando" z 1985 r.). W długi jesienny wieczór nie zaszkodzi obejrzeć - oceniam na 5/10. Obraz ten posiadam na kasecie od NVC, lektorem tej wersji jest Lucjan Szołajski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)