"Jeździec bez głowy" (1999) - nigdy nie należałem do grona miłośników twórczości Tima Burtona - lubię jego "Batmany", "Edwarda Nożycorękiego", a nawet remake "Planety małp" z 2001 r., ale styl, jakim się posługuje jakoś niespecjalnie do mnie przemawia, a najnowsze obrazy spod ręki tegoż wyrobnika całkowicie mnie odpychają. Co do Johnny'ego Deppa, to cenię sobie jego role z lat 80. i 90., kiedy grał zwyczajnych facetów oraz kreację w "Piratach z Karaibów" - później moim zdaniem aktor się wypalił i tworzył kolejne wariacje, karykatury czy mało wyraziste, dziwaczne klony Jacka Sparrowa. Depp wraz z Burtonem nakręcili wspólnie wiele filmów, jednakże najlepszy z nich to chyba "Edward Nożycoręki" i możliwe, że właśnie "Jeździec bez głowy". Fabuła tego drugiego została osadzona w 1799 r. w skromnym miasteczku Sleepy Hollow, założonym przez holenderskich osadników, w jakim dochodzi do serii brutalnych morderstw, rzekomo popełnianych przez tytułowego, bezgłowego jeźdźca. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi młody nowojorski konstabl Ichabod Crane (Johnny Depp), który nie wierzy w zjawiska paranormalne oraz rzeczy nadprzyrodzone i stara się dowieść, że zbrodnie popełnia zwykły przestępca. Ichabod szybko jednak będzie musiał zmienić swoje podejście, gdyż sam stanie się świadkiem sytuacji, niedających się racjonalnie wytłumaczyć ani tym bardziej wyjaśnić za pomocą nauki. "Jeździec bez głowy" to elegancka produkcja, którą spowija wspaniały, baśniowo-gotycki klimat, nie zabrakło w niej również nutki grozy i specyficznego, "burtonowskiego" humoru.
Filmowe Sleepy Hollow wybudowano od podstaw w Anglii w jakieś cztery miesiące i prezentuje się znakomicie - dekoracje oraz scenografia są namacalne, rzeczywiste, nie sprawiają wrażenia sztuczności, nie ma doklejanego, cyfrowego tła. Ponadto autor zdjęć, Emmanuel Lubezki potrafił wydobyć z mieściny mrok, ale przy tym także urokliwe i plastyczne kadry. Muzyka Danny'ego Elfmana zawiera chóralne, wpadające w ucho brzmienia i kiedy trzeba, potrafi być wręcz upiorna, jeżąca włos na karku, a innym razem nieco melancholijna, o spokojniejszych tonach. Efekty specjalne są świetne i cieszę się, że Tim Burton zdecydował się na praktyczną realizację - jak już wspomniałem, postawiono fizyczny plan miasteczka Sleepy Hollow, a w jeźdźca wciela się aktor z komputerowo wymazanym czerepem. Sceny dekapitacji także były często filmowane z rekwizytami w postaci manekinów czy modeli ludzkich głów, obcinanych przez zjawę zza światów. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to do paru ujęć ze słabym, kiepskim nawet jak na ówczesne standardy CGI; mam na myśli moment, kiedy jeździec odnajduje swoją czaszkę i jego twarz się materializuje oraz fragment, gdy Ichabod rozmawia z leśną wiedźmą, a ta wybałusza gały niczym bohater "Maski" i z ust wyskakuje jej wąż. Nie mam pojęcia, dlaczego reżyser zdecydował się na pokazanie tak kiczowatych, groteskowych wstawek - jak dla mnie zaniżyły one nieco poziom całości, aczkolwiek jej nie zepsuły oraz nie odebrały przyjemności z seansu.
Czasem też irytował mnie trochę zmanierowany, przerysowany Johnny Depp - rozumiem, że Crane był osobą ciut zahukaną, ekstrawagancką, pragnącą wszystko wytłumaczyć za pomocą dowodów i faktów, jednak niepotrzebne było to wywracanie oczu, strzelanie głupich min etc. Taki, a nie inny sposób gry Johnny'ego sprawił, że parę lat temu kariera niegdyś słynnego gwiazdora poczęła blaknąć i zaczęto zarzucać mu odtwórczość, jechanie na autopilocie czy brak pomysłu na kolejne postacie. Tutaj jakoś przesadnie to nie wkurza, ale wolałbym, żeby Depp już bardziej z dystansem, luzem portretował Ichaboda aniżeli ciągle przewracał oczami i krzywił się do kamery. Niemniej jednak, pomimo paru wad, "Jeźdźca bez głowy" uważam za solidny, godny polecenia horror, z pamiętną atmosferą, mglistymi lokacjami oraz unoszącą się nad nim aurą tajemniczości. W formie ciekawostki dodam, że występuje tu również legendarny Christopher Lee, Christopher Walken, a także znany z "Żołnierzy kosmosu" Casper Van Dien. Coś w sam raz na jesienno-halloweenowy okres (na ekranie pojawiają się nawet złowrogie dynie) - moja ocena to 7/10. Obraz ten posiadam na kasecie VHS od ITI, lektorem tej wersji jest Janusz Szydłowski.
Czasem też irytował mnie trochę zmanierowany, przerysowany Johnny Depp - rozumiem, że Crane był osobą ciut zahukaną, ekstrawagancką, pragnącą wszystko wytłumaczyć za pomocą dowodów i faktów, jednak niepotrzebne było to wywracanie oczu, strzelanie głupich min etc. Taki, a nie inny sposób gry Johnny'ego sprawił, że parę lat temu kariera niegdyś słynnego gwiazdora poczęła blaknąć i zaczęto zarzucać mu odtwórczość, jechanie na autopilocie czy brak pomysłu na kolejne postacie. Tutaj jakoś przesadnie to nie wkurza, ale wolałbym, żeby Depp już bardziej z dystansem, luzem portretował Ichaboda aniżeli ciągle przewracał oczami i krzywił się do kamery. Niemniej jednak, pomimo paru wad, "Jeźdźca bez głowy" uważam za solidny, godny polecenia horror, z pamiętną atmosferą, mglistymi lokacjami oraz unoszącą się nad nim aurą tajemniczości. W formie ciekawostki dodam, że występuje tu również legendarny Christopher Lee, Christopher Walken, a także znany z "Żołnierzy kosmosu" Casper Van Dien. Coś w sam raz na jesienno-halloweenowy okres (na ekranie pojawiają się nawet złowrogie dynie) - moja ocena to 7/10. Obraz ten posiadam na kasecie VHS od ITI, lektorem tej wersji jest Janusz Szydłowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)