Akcja produkcji zagęszcza się w miarę szybko, a twórcy nie owijają w bawełnę, nie udają, że chcą pokazać coś więcej niż efektowne, męskie kino zemsty z twardym protagonistą. Robert Patrick jako mściciel wypada znakomicie i widać, jak wczuwa się w swoją postać - historia Jeffa, pomimo banalnej intrygi porusza, a przy tym posiada on konkretną motywację do działania. Patrick odnajduje się w scenach dramatycznych, ale i wiarygodnie portretuje pałającego rządzą zemsty renegata, wypowiadającego prywatną wojnę kartelowi oraz działającego wbrew temu, czego uczył się, będąc stróżem prawa. Sekwencje strzelanin są dopracowane, widowiskowe, nie można im absolutnie niczego zarzucić - płomienie i eksplozje często zalewają kadry, a i nie jeden degenerat zostaje poszatkowany przez Jeffa. Bijatyki trwają krótko (wszak to nie film opowiadający o sztukach walki), ale mają się nie najgorzej. "Zero tolerancji" ogląda się w skupieniu, zaś poszczególne chwile trzymają widzą w napięciu. Co tu więcej mówić? Klasyk swoich czasów, na którym - jeżeli zaakceptujemy lekko niedorzeczne rozwiązania fabularne - można cudnie się bawić. Ja tytuł ten posiadam na wydaniu VHS od Vision, lektorem tej wersji jest energiczny Janusz Kozioł. Oceniam na 6/10, na pewno jeszcze powrócę do tego przedsięwzięcia.
czwartek, 31 października 2019
"Zero tolerancji" (1994)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)