"Substancja" (1985) - kultowy horror Larry'ego Cohena, stanowiący swoiste połączenie motywów znanych z "Bloba" oraz "Inwazji porywaczy ciał", chociaż na myśl przywodzić może także słynne "Oni żyją" Johna Carpentera, ponieważ reżyser, podobnie jak mistrz kina grozy również w satyryczny sposób godzi w amerykański konsumpcjonizm (komunistom przy okazji też się trochę oberwie). Produkcji Cohena bliżej jednak do czarnej, ironicznej komedii aniżeli do poważnego thrillera sci-fi; opowiada ona o "Przysmaku", czyli podobnym do bitej śmietany, smakowitym produkcie, który niedawno wszedł na rynek i z miejsca podbił serca Amerykanów, a przy tym wykosił konkurencję. Taki obrót sprawy nie podoba się producentom lodów, gdyż ich sprzedaż drastycznie spadła - z tego względu wynajmują łebskiego szpiega przemysłowego, niejakiego Davida „Mo” Rutherforda, aby dowiedział się, z jakich składników robiony jest "Przysmak" oraz co stoi za jego sukcesem. Mężczyzna prowadząc śledztwo odkrywa, że nikt tak naprawdę nie wie, z czego składa się osobliwy deser, a zadając kolejne pytania na jego temat naraża się wielu ludziom, wyraźnie uzależnionym od pysznego kremu. W niedługim czasie wychodzi na jaw, że "Przysmak" to żywa istota, szukająca nowych nosicieli, zaś każdy, kto ją zjada, staje się jej niewolnikiem, pozbawionym własnej osobowości. Rutherford postanawia ujawnić prawdę i doprowadzić do zakazu sprzedaży niebezpiecznego pożywienia - już nie dla zysku, lecz po to, by ocalić swój kraj. "Substancja" w czasie premiery zyskała pozytywne recenzje i była zachwalana przez krytyków, aczkolwiek nie stała się hitem, według Cohena m.in dlatego, że obraz reklamowano jako horror, a w rzeczywistości przeważały w nim akcenty humorystyczne oraz satyryczny wydźwięk. Aktualnie jego dzieło cieszy się jednak mianem klasyki gatunku i ma dość spore grono zwolenników.
Osobiście film jakoś nie powalił mnie na kolana, ale uważam, że to solidne, dość pomysłowe przedsięwzięcie. Napisana i wyreżyserowana przez Larry'ego Cohena historia jest niezła, a aluzje do panującego w USA konsumpcjonizmu są czytelne, zabawne i jednocześnie celne oraz otwierające oczy na to zjawisko. Żeby nie było jednak zbyt pompatycznie, autor "Substancji" traktuje ją z mocnym dystansem, zaś panujący klimat cechuje swoboda. Oczywiście tam, gdzie trzeba, atmosfera staje się napięta, występuje też uczucie osaczenia (np. w tym miasteczku, gdzie węszy Mo i natrafia na samych uzależnionych od "Przysmaku" obywateli, którzy chcą go dopaść). Aktorstwo stoi na dobrym poziomie, główni bohaterowie mają wyraźnie zarysowany charakter (co prawda osoba Davida Rutherforda początkowo ciut irytowała mnie swoją pewnością siebie oraz wiarą we własną nieomylność, jednak w czasie seansu zmieniłem co do niego nastawienie), choć wątki niektórych postaci wyglądają na urwane - przykładowo "Czekoladowy Charlie" pojawia się dosłownie znikąd, pomaga zbierać Mo informacje na temat deseru, po czym zostaje w barze i nie widzimy go aż do samej końcówki, kiedy znów wyskakuje ni stąd ni zowąd. Wygląda to tak, jak gdyby scenarzysta (i zarazem reżyser) zapomniał sobie o nim i dopiero później przypomniał, ale może wina leży gdzie indziej - podobno w postprodukcji "The Stuff" nieco przycięto, by zwiększyć jego dynamikę, więc możliwe, że wyleciały niektóre sceny z "Czekoladowym Charlie'em". Z ekranu szybko znika również Danny Aiello (nawet nie wiem już, w kogo dokładnie się wcielał), co trochę mnie rozczarowało, ponieważ jego nazwisko bez mała sygnuje film, a w listach płac zawsze wymieniany jest gdzieś w pierwszych pozycjach, natomiast gra tu zaledwie epizod w jednej sekwencji.
Jeżeli chodzi o stronę techniczną, to prezentuje się ona pysznie (tak, wiem jak to brzmi😄) - efekty specjalne robią wrażenie i do dziś nie zestarzały się, a wręcz tylko zyskały na przestrzeni lat, gdyż obecnie, w dobie plastikowego CGI coraz bardziej zaczyna się doceniać animatronikę, charakteryzację czy nawet samą pomysłowość speców od praktycznych efektów specjalnych z minionych dekad. To właśnie w "Substancji" mamy legendarny już moment, kiedy twarz faceta nabrzmiewa, pulsuje, usta szeroko się rozdziawiają, a głowa eksploduje i z jej wnętrza wydobywa się inteligentna, krwiożercza maź, zalewająca cały pokój. Szkoda jedynie, że czasem tak rzadko pokazywany jest "Przysmak" w swojej naturalnej formie. Minusem dla mnie był również zbyt komediowy, groteskowy wątek rebeliantów ukrytych w dżungli, którymi dowodzi pułkownik szczerze nienawidzący komuchów - gdy Mo zjawia się w ich bazie, po czym wraz z nimi przystępuje do operacji zniszczenia smakołyku, projekt Cohena zaczyna niebezpiecznie oscylować w stronę zwyczajnej parodii. Na szczęście jednak autor "Substancji" całkowicie nie przeszarżował tego motywu i ostatecznie wyszło znośnie. Podsumowując - na horror ten na pewno warto zwrócić uwagę i ogląda się go naprawdę dobrze mimo, że nie jest idealny i ma swoje wady, o których wspomniałem. Moja ocena to mocne 6/10, mam go na wydaniu DVD - czyta je Tomasz Orlicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)