"Komando FOKI" (1990) - kultowy film wojenno-sensacyjny autorstwa Lewisa Teague'a, który mimo iż zebrał negatywne opinie wśród krytyków i niewiele zarobił podczas projekcji na dużym ekranie (ok. 25 milion dolarów przy budżecie 21 milionów), to okazał się być hitem na rynku wideo oraz zyskał uznanie wśród sympatyków nieskomplikowanego, lecz gwarantującego dobrą zabawę, męskiego kina akcji. Obecnie produkcja ta jest już nieco zapomniana, jednak miłośnicy szlagierów ery VHS nadal chętnie po nią sięgają - ja również ją szanuję i pamiętam, jak dawniej stanowiła dość chodliwy, popularny towar. Poprzednio, gdy 7 lat temu przypominałem sobie "Komando Foki" w telewizji, w nieciekawej kopii, nie bawiłem się zbyt dobrze, ale teraz tytuł ten obejrzałem jak należy, czyli z wideo i nie ma porównania do wcześniejszych wrażeń; odpowiednia wersja lektorska danego obrazu potrafi dodać mu uroku czy poprawić jego odbiór. O czym opowiada dzieło Lewisa Teague'a? Historia jest prosta: podczas misji odbicia amerykańskich zakładników z rąk arabskich terrorystów w porcie śródziemnomorskim, jednostka Navy Seals (po naszemu Komando Foki) odkrywa magazyn pełen pocisków typu stinger - komandosi nie mają jednak czasu ich zniszczyć, ponieważ wyprowadzają odbitych, rannych jeńców i muszą stawić się w wyznaczonym punkcie ewakuacyjnym, z którego odbierze ich wojskowy helikopter. Po powrocie do bazy, a także złożeniu relacji przełożonym szybko wychodzi na jaw, że odnalezienie plus zniszczenie stingerów będzie kolejnym zadaniem oddziału.
Film zaczyna się z impetem i właściwie przez większość czasu ekranowego jesteśmy wrzucani w wir akcji; przerywnik w niej stanowią jedynie sceny, gdzie grupa Navy Seals wraz z jej dowódcą gromadzi informacje na temat lokalizacji stingerów i swojego przeciwnika - fanatycznej, religijnej organizacji Al Shudadah. Kiedy żołnierze nie biorą udziału w żadnej misji możemy bliżej ich poznać, a także dowiedzieć się co nieco o ich charakterach. Z całego zespołu najbardziej wyróżnia się spragniony ryzyka i lubiący brawurę Dale Hawkins oraz ułożony, powściągliwy porucznik James Curran, dla którego priorytetem jest bezpieczeństwo jednostki. Poznamy też sympatycznego, czarnoskórego Grahama czy ubezpieczającego kolegów potężną bronią snajperską Dane'a. Sylwetki głównych bohaterów zostały nakreślone całkiem nieźle, choć scenariusz koncentruje się głównie na Dale'u i Curranie - o reszcie teamu Navy Seals wiemy niewiele, lecz każdy pełni jakąś rolę podczas wykonywania operacji na terenie wroga. W "Komando FOKI" zagrała doborowa obsada: Charlie Sheen, Michael Biehn i Bill Paxton, czyli gwiazdorzy, będący w tamtym czasie u szczytu swojej kariery. Stworzyli oni może nie jakieś oscarowe, ale na pewno solidne kreacje, a Charlie Sheen jak dla mnie zaliczył tu swój drugi najlepszy występ (pierwszy to oczywiście "Pluton" Olivera Stone'a).
Sekwencje batalistyczne nakręcono z rozmachem i widać, że wpompowano w nie niemało forsy. Ponadto trzymają w napięciu, szczególnie finałowa strzelanina w Bejrucie, zaś aktorzy jako elitarni komandosi wypadają przed kamerą dość wiarygodnie, zresztą - przeszli nawet przeszkolenie wojskowe pod okiem Navy Seals. Nad samym projektem również czuwało kilku byłych członków tej jednostki w rolach doradców technicznych. Energiczny soundtrack Sylvestra Levay'ego daje konkretnego kopa i razem z piosenkami (m.in Jona Bon Jovi) znakomicie ilustruje oraz uzupełnia obraz Lewisa Teague'a. Można by ponarzekać, że "Komando FOKI" to podobnie jak "Delta Force" lekka propaganda amerykańskiej armii i amerykańskiego bohaterstwa na pokaz (znajdzie się nawet scena pogrzebu poległego w walce żołnierza w rzęsistym deszczu, z obowiązkowym zbliżeniem na składaną flagę Stanów Zjednoczonych), jednak nie widzę w tym sensu - wolę taką widowiskową, klimatyczną, dobrze zrealizowaną, dostarczającą niemałej rozrywki, niepoprawną politycznie propagandę USA z początku lat 90. niż dzisiejsze wchodzenie w tyłek wszelkim mniejszościom (seksualnym, etnicznym) przez Hollywood. Moja ocena to 7/10, mam tego klasyka na VHS od ITI z ostrym tłumaczeniem Tomasza Beksińskiego, lektorem tej wersji jest Jarosław Łukomski. Przedsięwzięcie to emitowano także w telewizji, na TVP, TVN (czytał chyba Radosław Popłonikowski lub Jacek Brzostyński) oraz Polsacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)