Co prawda w dziele, wyreżyserowanym przez Neila Marshalla nie zobaczymy żadnych widowiskowych przemian Homo sapiens w zwierzę, czym zasłynęły wymienione powyżej projekty, ale sam image wilkołaków jest po prostu zajebisty i budzący przerażenie. Mroczne, nieludzkie sylwetki, szybko poruszające się między drzewami, za młodu nieźle zawładnęły moją wyobraźnią i przez jakiś wchodząc do lasu po zmroku czułem się dość nieswojo. Całości wiele też daje dynamiczna praca kamery oraz sprawny montaż, dzięki czemu odnosimy wrażenie, jakbyśmy znajdowali się w samym centrum wydarzeń, gdzie dookoła coś się skrada i atakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Górska sceneria cieszy oko - luksemburskie lasy z powodzeniem udają malowniczą Szkocję, a przy tym wyglądają całkiem znajomo, swojsko. Ekipa odciętych od cywilizacji wojaków została barwnie napisana - każdy z protagonistów jest obdarzony odpowiednią charyzmą i wypada przed kamerą wiarygodnie (cała obsada przeszła specjalny trening, przygotowujący do roli żołnierzy), a oprócz tego to banda naprawdę twardych Angoli, którzy wilkołaków traktują jako kolejnego przeciwnika do wyeliminowania. Nikt tu nie wymięka, tylko wykorzystuje zdobytą wcześniej wiedzę i umiejętności, by przetrwać szarżę nieznanych do tej pory antagonistów, ocalić siebie oraz kolegów i wrócić do domu na mecz Anglia-Niemcy. Niestety, nie każdemu będzie to pisane ;). Sekwencje, kiedy oddział sierżanta Wellsa barykaduje się w leśnej chatce oraz odpiera ataki wroga, mającego zdecydowaną przewagę liczebną są bardzo umiejętnie sfilmowane i w efekcie przyspieszają pracę serca czy nieustannie trzymają oglądającego za przysłowiową mordę. Posoka tryska hektolitrami, do położonego na uboczu domu drzwiami i oknami wdzierają się potwory, ludzie pod dowództwem Wellsa dzielnie ostrzeliwują się lub bronią przedmiotami codziennego użytku (gorąca woda, narzędzia ostre, młotek), zaś muzyka zagęszcza atmosferę.
Neil Marshalla precyzyjnie buduje klimat z wprawą Georga A. Romero lub Johna Carpentera; widać, że Brytyjczyk inspirował się twórczością tych uznanych, hollywoodzkich filmowców, lecz nie można zarzucić mu biernego naśladownictwa - "Dog Soldiers" przesiąknięte jest autorskim, indywidualnym stylem osoby, która doskonale wie, co i w jaki sposób pokazać publice. Marshall postawił na prostotę, oldschoolowe wykonanie, pieczołowicie wykreowany nastrój ciągłego zagrożenia oraz charyzmatycznych bohaterów i ze swoich założeń wywiązał się na szkolną 5-tkę. Przy okazji potraktował swój projekt z lekkim przymrużeniem oka, by filmu o wilkołakach nie cechował nader poważny ton - brutalność oraz gore autor serwuje z dystansem, czasem czarnym humorem (wychodzące na wierzch jelita, wyszarpywane przez psa, sklejanie bez mała rozprutego sierżanta), a ekranowi komandosi notorycznie rzucają pod nosem suchymi one-linerami bądź ironicznymi komentarzami, jak na prawdziwych twardzieli przystało. "Armia wilków" to według mnie godny następca kultowego "Predatora" i jeden z najsolidniejszych horrorów XXI wieku, który posiada cechy najsłynniejszych przedstawicieli gatunku (pobrzmiewają tu echa "Szczęk", "Nocy żywych trupów", "Martwego zła" czy wspomnianego "Predatora"): panujący klimat jest pierwszorzędny, reżyser ma wprawną rękę, zgrabnie opowiada nam stworzoną przez siebie intrygę, zaś strona techniczna ma się pysznie. Ponadto energiczny soundtrack zapada w pamięć, a aktorzy, tacy jak Kevin McKidd czy Sean Pertwee brylują i na planie bawią się przednio. Godziwa rozrywka z odpowiednią dawką dreszczyku - czego chcieć więcej? Moja ocena to bite 8/10. Przedsięwzięcie to posiadam na DVD od Kino Świat, gdzie na lektorce mamy Macieja Gudowskiego (tłumaczenie ujdzie, pada nawet parę bluzgów). Na VHS od tego samego dystrybutora ponoć również on to czytał i jak kojarzę to także na TV Puls. Nie wiem niestety, jaki lektor był w dawnym TVP, w okolicach 2007-2009 r., bo za łebka skasowałem to nagranie (a teraz tego żałuję).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)