sobota, 27 lipca 2019

"Szczęki 3-D" (1983)

"Szczęki 3-D" - po spektakularnym, finansowo-artystycznym sukcesie części pierwszej oraz po ciepło przyjętej części drugiej, która również przyniosła spore zarobki, powstanie kolejnego sequela było tylko kwestią czasu. Markę reaktywowano w 1983 roku, a za kamerą trójki stanął debiutant, Joe Alves, scenograf z poprzednich odsłon i drugi reżyser dwójki, dla jakiego "Szczęki 3" były pierwszym i zarazem ostatnim nakręconym filmem - ciekawi mnie, czy skrajnie negatywny odbiór tej produkcji miał na to jakiś wpływ. Mimo iż kontynuacja ta w kasie poradziła sobie konkretnie, a także stanowiła jeden z najbardziej dochodowych obrazów 1983 roku, to jednak nie zyskała sympatii krytyków ani tym bardziej fanów oryginalnych "Szczęk", opuszczających kina z zawodem i w rozgoryczeniu. Widowni nie kupiły ówczesne efekty 3D ani też dość przyzwoity budżet, wynoszący 18 mln dolarów. Sama fabuła prezentuje się nawet nieźle - historia nie jest zerznięta z wcześniejszych epizodów, a akcja zostaje przeniesiona na Florydę, do najnowocześniejszego parku wodnego - "Morskiego świata", w skład którego wchodzi sieć podwodnych tuneli, lagun, oceanariów oraz innych atrakcji. W miejscu tym pracuje starszy syn szeryfa Brody'ego - Mike oraz jego dziewczyna, Kay. Właśnie trwają przygotowania do hucznego otwarcia placówki, kiedy na terenie jej wód pojawia się młody żarłacz biały. Szybko wychodzi na jaw, że nie tylko on jakimś cudem znalazł się w parku, ale i jego pokaźnych rozmiarów, rozwścieczona mamuśka, terroryzująca turystów oraz pracowników już od pierwszego dnia działalności "Morskiego świata". Mike, Kay Sean, który niedawno przyjechał w odwiedziny do brata będą musieli zmierzyć się z ogromnym rekinem.
Zmiana lokalizacji wyszła serii na dobre, ponieważ podejrzewam, że kolejna wizyta ludojada w Amity Island raczej by nie przeszła, więc scenarzyści dość sensownie zrobili, wybierając malowniczą Florydę jako arenę zmagań z żarłaczem. Sam wątek nowoczesnego, podwodnego parku wodnego także potrafi zaciekawić i napisano go w sprawny sposób. Niestety, studio wymusiło na filmowcach, by w "Szczękach 3" pojawiły się postacie synów szeryfa Brody'ego, skrypt przepisano i stracił on na jakości - intryga stała się lekko niedorzeczna, a postacie Mike'a i Seana dość nijakie, ewidentnie wciśnięte do finalnego projektu na siłę. Gdyby postawiono na całkowicie nowych protagonistów, niespokrewnionych z bohaterami z jedynki czy dwójki oraz bardziej skupiono się na atakach rekina i "Morskim świecie", to przedsięwzięcie Alvesa miałoby szansę na sukces i chociaż z całą pewnością nie dorównałoby dziełu Spielberga z 1975 roku czy jego kontynuacji z 1978 roku, tak prezentowałoby się nieporównywalnie lepiej. Aktorzy dwoją się i troją, by cokolwiek wykrzesać ze swoich ról, co w pewien sposób im się udaje - przykładowo: Mike'a, granego przez młodego Dennisa Quaida da się polubić, robi on też pozytywne wrażenie, ale to tylko dzięki Quaidowi, który w mgliście nakreśloną personę, wepchniętą do tego thrillera na siłę, tchnął trochę życia i obdarzył jakąś charyzmą. O Seanie ciężko cokolwiek powiedzieć, ponieważ jego występ ogranicza się do lęku przed wejściem do wody, co podkreśla w każdej scenie dialogowej. Przy tak maksymalnie okrojonym, ubogim zarysie osobowości chyba nawet Al Pacino niewiele by zdziałał. Najsolidniej z całej obsady wypada Louis Gossett Jr. jako stereotypowy szef-materialista - Calvin Bouchard, dbający jedynie o własny interes i zysk. Odniosłem wrażenie, że Gossett Jr. na planie czuje się mega swobodnie, a kreując Calvina, mającego kurwiki w oczach zawsze, kiedy pomyśli o kolejnych dolarach, które mogą nabić jego kabzę dobrze się bawi. Warto również zwrócić uwagę na Leę Thompson, ale tylko dlatego, że ładnie wygląda w kostiumie kąpielowym, bo głównie do tego ogranicza się jej obecność na ekranie ;).
Poziom zastosowanych efektów specjalnych bywa naprawdę różny - ogólnie przyjmuje się, że w "Szczękach 3" wypadły one tragicznie oraz strasznie tandetnie, lecz moja opinia na ich temat nie jest taka jednoznaczna i uważam, że miejscami prezentowały się całkiem w porządku, a gdzie indziej kiepsko. Przykładowo - wygląd "Morskiego świata", poszczególne dekoracje, udział wielu statystów, wodne akrobacje czy sceneria są jak najbardziej przyzwoite, widać, że na poszczególne kadry nieco się wykosztowano, ale też czasem mamy tani, sztuczny green-screen, toporne łączenie ujęć w całość czy w końcówce nakładanie bez mała nieruchomego modelu rekina na nienaturalne tło, co miało dać odpowiedni efekt 3D, a ostatecznie wyszło dość kiczowato. Niemniej jednak, jako miłośnik lat 80. i archaicznych technik FX przyjąłem to na klatę, a nawet sądzę, że posiada to pewien urok. Szkoda, że nie jest to odrębny produkt X-muzy, a jedynie segment uniwersum "Szczęk", co automatycznie sprawia, że porównujemy go z innymi, solidniejszymi częściami i bardziej negatywnie, krytycznie oceniamy. Do minusów zaliczam również fakt, że pokazanie rekina ograniczono do kilku sekwencji i to w szybko zmontowanych przebitkach, gdzie zwierzę po prostu tkwi statycznie w obiektywie kamery. Kompletną głupotą są również momenty, gdy krwiożercza ryba pływa do tyłu, rozwalając ogonem bramę albo ryczy lub pomrukuje niczym kaiju, co jest totalną fikcją. Ponadto żarłacz porusza się w ślamazarnym, niemrawym tempie i jeżeli zachowywałby się tak w rzeczywistości, to najprawdopodobniej padłby z głodu, gdyż każda ofiara uciekłaby mu sprzed nosa, w międzyczasie czytając "Pana Tadeusza". Animatroniczny model rekina zbudowano przyzwoicie, ruchy tytułowych, aczkolwiek mechanicznych szczęk robią wrażenie, ale twórcy niestety nie umieli go odpowiednio sfilmować. Podobało mi się za to, że jeden fragment materiału nagrano od wewnątrz paszczy - zjadanie Philipa FitzRoyce'a, kiedy widać od środka, jak miażdży go wielka bestia. Gore może nawet nie uświadczymy zbyt wiele, lecz przynajmniej kąt kręcenia można uznać za dość niebanalny.
Muzyka Alana Parkera sprawdza się, chociaż nie należy do tak dobrych jak ta autorstwa Johna Williamsa i miejscami brakowało w niej brzmień trzymających w napięciu. Ogólnie rzecz biorąc, w "Szczękach 3" producenci mieli na bakier z gęstą atmosferą - film momentami przynudza, rekina widać rzadko, a reżyser nie potrafi trzymać widza w ryzach czy też zbudować konkretnej aury zagrożenia, niepewności, jaka cechowała pierwowzór. Seans nie należy do najgorszych, ale bywa, że się ciągnie, a chwile, które miały zapierać dech w piersiach są nudne jak flaki z olejem. Niepotrzebne także były cukierkowe wstawki z delfinami, pasujące do dreszczowca jak pięść do oka. W moim odczuciu trójka nie jest tak bardzo zła, jak niektórzy sądzą i da się ją obejrzeć, ale to przeciętne ogniwo cyklu, mocno odstające poziomem oraz sposobem wykonania od "Szczęk" i "Szczęk 2". Może gdyby Universal nie wpieprzał się i nie robił zamieszania na etapie przygotowań, a scenariusz nie miał kilku poprawek, to całość nie wyszłaby tak nieporadnie, a tak to otrzymujemy przeciętniaka z paroma sporymi wadami, ale i zaletami, który ani nie dostarczy godziwej rozrywki na wieczór ani też nie zniesmaczy. Oko cieszą plenery, panuje przyjemny, wakacyjny klimat, "Morski świat" przykuwa uwagę, jednak ciężko doszukać się w tym wszystkim pewnego ładunku emocjonalnego; brakuje dynamiki, profesjonalizmu Joe'go Alvesa i bardziej dopracowanych efektów wizualnych. Moja ocena to 5/10.

 Wersje lektorskie jakie znam:

    * TVP1 - Janusz Szydłowski
    * TV Puls - Maciej Gudowski
    * TVN - chyba Jacek Brzostyński
    * Polonia 1 - Tomasz Knapik



                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)