wtorek, 23 lipca 2019

"Śmiertelny rejs" (1998)

"Śmiertelny rejs" (1998) - pamiętam, jak ten film rozpalał moją wyobraźnię, kiedy byłem szczylem, a on akurat leciał w telewizji. Niestety nie mogłem wtedy ani go obejrzeć ani nagrać - na przeszkodzie stał albo niesprawny magnetowid albo zbyt późna pora emisji lub też fakt, że w tym samym czasie nadawano inną, jeszcze ciekawszą produkcję. Po latach jednak udało mi się obejrzeć "Śmiertelny rejs", ale za pośrednictwem torrentów (legendarny program Ares), natomiast ostatnio nabyłem go w końcu drogą legalną, tj. na poszukiwanym przeze mnie od wielu lat wydaniu VHS, choć paradoksalnie dość pospolitym. Intryga obrazu, wyreżyserowanego przez Stephena Sommersa skupia się na grupie najemników, którzy mają zatopić luksusowy wycieczkowiec "Argonautica" - do celu płyną wynajętą, nowoczesną łodzią innego najemnika, zawadiaki Johna Finnegana (Treat Williams). Kiedy cała ekipa dociera do statku, okazuje się, że został on opuszczony, a pasażerowie nie żyją. Wszystkie pokłady spowite są krwią i wszystko wskazuje na to, że na transatlantyku doszło do rzezi, jakiej z całą pewnością nie dokonał człowiek. Wkrótce, na przestępców zaczyna polować bliżej nieokreślona, morska istota, która wyraźnie zasmakowała w ludzkim mięsie. "Deep Rising" to typowy action-horror z drugiej połowy lat 90., z małą ilością grozy i powściągliwości, a dużą liczbą efektów specjalnych, scen kaskaderskich oraz akcji, humoru i specyficznego, luźnego klimatu.                       
Sommers doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że klasyków gatunku nie przeskoczy i nie nakręci niczego nowatorskiego w konwencji "statku-widomo", więc postawił na dobrą zabawę, odpowiednie tempo i nieco autoironiczny wydźwięk. Wyszło mu to nawet nieźle - znana obsada, dość przyzwoity budżet, opiewający na 45 milionów dolarów oraz zamiłowanie do przygodowej odmiany kina science-fiction sprawiły, że otrzymaliśmy tytuł, któremu warto poświęcić uwagę i z niekłamaną przyjemnością go obejrzeć. Nie obyło się jednak bez wad - do pierwszej z nich należą czasem zbyt nachalne akcenty humorystyczne, raz zabawne i trafione, a raz wymuszone i irytujące. Swoim błaznowaniem na ekranie i nieporadnością wkurzał  mnie (chociaż nie zawsze) Kevin J. O'Connor ("małpa" Pantucci), czyli chyba najmniej ciekawa postać w całym filmie. Drugim mankamentem "Śmiertelnego rejsu" są z kolei efekty specjalne, a raczej, mówiąc bardziej szczegółowo, wykonanie potwora z morskich głębin, stworzonego całkowicie za pomocą CGI. Zastosowana grafika komputerowa wyraźnie rzuca się w oczy i nawet jak na swoje czasy jest poniżej przyjętych standardów, ale teraz, po ponad 20 latach od premiery można ją zaakceptować. Zresztą, Stephen Sommers zawsze miał z tym na bakier - jego kolejny projekt, czyli "Mumia" dawał jeszcze radę pod kątem animacji cyfrowej, jednak "Mumia powraca" oraz "Van Helsing" to synonimy złego, plastikowego CGI. Wprawdzie reżyser ten dobrze czuł się w swoim zawodzie, a stanie za kamerą z całą pewnością dawało mu satysfakcję, lecz później jakoś przestał pilnować technicznego poziomu tego, co właśnie kręci.
Pomimo tego, co napisałem wcześniej, sam design/wyobrażenie podwodnego monstrum potrafi zainteresować i szkoda, że przedstawienie go w kadrze nie wyszło należycie. Pozostałe efekty mają się natomiast dość przyzwoicie - "Argonautica" wygląda okazale zarówno, gdy stanowi wytwór CGI, jak i dekorację, a wybuchy i strzelaniny są widowiskowe oraz emocjonujące. Sporo można zawdzięczać również dynamicznej, energicznej muzyce Jerry'ego Goldsmitha, w szczególności utworowi pt. "Hang On", który przygrywa w kulminacyjnym momencie. Krwawych momentów nie znajdziemy tu za wiele, ale gdy przyjdzie co do czego, to Sommers nie boi się ich pokazywać (ujrzymy m.in stertę trupów i nadtrawionego najemnika). Reasumując - "Śmiertelny rejs" to całkiem gładko nakręcone, B-klasowe przedsięwzięcie, które mogło wyjść jeszcze lepiej, gdyby poddano poprawce wygląd bestii, zastosowano więcej animatroniki i nieco bardziej stonowano humor. Niemniej jednak produkcja ta i tak dostarcza rozrywki oraz miło wypełnia czas spędzony przed telewizorem. Moja ocena to 7/10. Dawniej emitowano ją na TVP1 (2005-2006 r.) oraz Polsacie (2008-2009 r.) w ostatnich latach także na Puls i TV4. Lektorem na Pulsie był Maciej Gudowski, tak samo na wydaniu VHS i DVD od Vision
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)