czwartek, 25 lipca 2019

"Najlepsi z najlepszych" (1989)

"Najlepsi z najlepszych" (1989) - lata 80. oraz 90. to złoty okres kina kopanego, które przeżywało wtedy rozkwit i stanowiło najbardziej chodliwy gatunek filmowy na rynku wideo. Produkcje opowiadające o sztukach walki cieszyły się niemałą popularnością, były kręcone niemalże hurtowo, a Amerykanie rywalizowali z Azjatami o to, kto na ekranie pokaże lepsze oraz bardziej widowiskowe mordobicie. Mimo, że skośnoocy twórcy w tej tematyce mieli większe pole do popisu i nierzadko przodowali, to i w USA udało się zrealizować naprawdę wiele kultowych filmów martial arts, na jakich wybił się choćby Chuck Norris, Jean-Claude Van Damme, Steven Seagal czy Jeff Speakman. Niektóre z tych obrazów posiadały zabarwienie sensacyjne, a efektowne bijatyki były tylko dodatkiem do całej intrygi (dzieła Seagala, Norrisa), natomiast inne skupiały się głównie na pojedynkach i miały stricte sportowy charakter ("Bez odwrotu", "Krwawy sport", "Kicboxer"). Do tej drugiej grupy zaliczyć można właśnie "Najlepszych z najlepszych", czyli niedoceniony przez krytyków szlagier ery VHS, który choć nie odniósł kasowego sukcesu, to trafił w gusta widowni do tego stopnia, że na przestrzeni lat powstały trzy jego sequele, z czego niestety każdy kolejny był klasę gorszy od poprzedniego. Przedsięwzięcie wyreżyserowane przez Roberta Radlera przedstawia historię pięciu zawodników karate/taekwondo, którzy zostają wytypowani do reprezentowania Stanów Zjednoczonych w turnieju walk z Koreą Południową. Wybrani sportowcy posiadają różne motywacje, każdy z nich wyznaje inne wartości (bądź też uprzedzenia), ale tylko dzięki współpracy i wzajemnej tolerancji mogą stanąć do rozgrywek z Koreańczykami, przygotowującymi się do meczu w ekstremalnych warunkach. Funkcję trenera jankesów obejmuje bardzo wymagający i bezkompromisowy pan Couzo, który stawia na dyscyplinę oraz tytaniczny, wycieńczający trening.
Scenariusz tego tytułu być może bazuje na schematach (grupa, która początkowo za nic w świecie nie może znaleźć wspólnego języka, bezlitosny trener, sprawiający wrażenie pozbawionego ludzkich uczuć) i stereotypowych bohaterach (targanych wewnętrznymi konfliktami, próbującymi uporać się z demonami przeszłości, szukającymi zemsty lub odkupienia), jednak jest stonowany i naprawdę sprawnie napisany, a co najważniejsze - nie ma w nim przegięć. Przewidywalność czy nieco ograne chwyty (zwątpienie we własne możliwości, osobista tragedia) absolutnie nie przeszkadzają, a wręcz działają na korzyść filmu, ponieważ mniej-więcej wiemy, czego możemy się po nim spodziewać i zastanawiamy się, jak reżyser poprowadzi poszczególne wątki oraz czy poradzi sobie z ich rozwinięciem. Mimo iż "Najlepsi z najlepszych" to debiut Roberta Radlera, filmowiec wykonał swoją pracę bez zarzutu i znalazł złoty środek - jego pierwszy projekt, choć miejscami bywa podszyty patetyczną otoczką, nie jest nachalnie ckliwy, smętny ani nie można go nazwać tępym, płytkim łubudu bez zalążka jakiejkolwiek intrygi, stawiającym na umowność konwencji. Produkcja ta potrafi w ostatnich minutach wzruszyć do łez nawet największego twardziela, a także skłonić do refleksji, co oczywiście nie przysłania ekranowych starć ani założeń gatunku kina karate, za to stanowi idealne połączenie tych wszystkich, czasem kontrastujących  ze sobą elementów.
Obsada aktorska prezentuje się znakomicie, zaś postacie napisane są całkiem nieźle - każdy z protagonistów na swój sposób jest indywidualistą, posiada własną osobowość i rządzą nimi odmienne pobudki. Alex Grady próbuje urzeczywistnić swoje marzenia o karierze sportowej i jednocześnie samodzielnie wychować syna, Tommy Lee nie może pogodzić się ze śmiercią brata, który zginął niegdyś na macie w takich samych zawodach taekwondo, a Travis Brickley to burak, nadęty kowboj, szukający zwady z każdym, kogo spotka na swojej drodze. Mamy również trenera Couzo, w jakiego bezbłędnie wciela się James Earl Jones, obdarzony głosem tak słynnym, że tylko nasz Tomasz Knapik może z nim konkurować. Batalie między Amerykanami a Koreańczykami uchwycono ładnie, efektownie, a prym w tym wszystkim wiedzie Phillip Rhee oraz Simon Rhee (czyli Dae Han, przeciwnik Tommy'ego Lee) - bracia, mistrzowie sztuk walki, toczący w finale zawzięty, krwawy bój. Eric Roberts również elegancko kopie oraz dobrze sobie radzi. Pozostali w czasie turnieju w zasadzie uzupełniają tło i widać u nich braki w umiejętnościach, więc kamera mało się na nich skupia. Podsumowując - "Najlepsi z najlepszych" to pamiętny, klimatyczny klasyk, który bywa zarówno emocjonujący, grający na odczuciach, jak i zachwycający wykonaniem technicznym oraz choreografią zmagań zawodników. Moja ocena to 7,5/10. Na TV4 i TV Puls czytał go Janusz Kozioł, ale nie wiem, czy to ta sama wersja. Dawniej były jeszcze emisje w TVN7, ale nie pamiętam, kto tam czytał.

2 komentarze:

  1. Oglądałem wszystkie 4 części, chociaż 3-kę i 4-kę co najmniej 6 lat temu. Według mnie cała seria trzyma poziom, 2-ka dorównuje 1-ce - akcja jest nawet bardziej dynamiczna, zamiast turnieju sztuk walki mamy sensacyjną intrygę i wolnoamerykankę. 3-ka uderza bardziej w tematy ideologiczne, zaś 4-kę pogrzebał nieco niski budżet i słabe efekty specjalne. Mimo to cała seria naprawdę wpariatku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem gdyby część trzecia i czwarta nie była podciągnięta pod tę serię, to inaczej by się na nie patrzyło.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)