"Cobra" (1986) - jeden z najsłynniejszych filmów lat 80., pamiętny, ikoniczny występ Sylvestra Stallone'a oraz po dziś dzień cytowany hit wypożyczalni VHS. W chwili premiery produkcję tę krytycy sakramencko zjechali od góry do dołu, nie pozostawiając na niej suchej nitki, ale mimo wszystko okazała się być kasowym sukcesem i entuzjaści kina akcji w starym, dobrym stylu do teraz pieją nad nią z zachwytu. Uczciwie przyznam, że jestem jednym z nich i "Cobrę" zdarzało mi się oglądać naprawdę często, czasem kilka razy w roku. Choć znam na pamięć już każdą scenę, a dialogi mógłbym recytować, to z każdym seansem daję się porwać przedsięwzięciu Georga P. Cosmatosa i Sylvestra Stallone'a i beztrosko się na nim bawię. Włoski ogier wciela się tutaj w glinę, ścigającego seryjnego mordercę, ochrzczonego przez prasę Nocnym Rzeźnikiem (lub też Nocnym Rozpruwaczem - w zależności od tłumaczenia), który zabija przypadkowe ofiary w wyjątkowo brutalny sposób. Nieuchwytny do tej pory psychopata, podczas jednej ze swoich zbrodni popełnia jednak błąd i zostaje zauważony przez modelkę o imieniu Ingrid. Próba wyeliminowania świadka kończy się fiaskiem, a kobieta trafia pod opiekę detektywa Cobretti'ego, zwanego Cobrą, słynącego z niekonwencjonalnych metod pracy. Stróż prawa wkrótce odkrywa, że Nocny Rzeźnik nie działa solo, lecz jest członkiem grupy fanatyków, pragnących stworzyć "nowy świat" (cokolwiek to znaczy). Sekta ta nie cofnie się przed niczym, byleby dopaść Ingrid i nawet ochrona policji nie będzie w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa przed atakami maniaków z siekierami. Cobra bierze sprawy w swoje ręce i postanawia sam zawalczyć o życie niedoszłej ofiary.
Obraz ten zaczyna się z impetem i akcja zawiązuje się już od pierwszych minut, kiedy to główny bohater zostaje wezwany do sprzątnięcia świra, mającego roszczenia do całego świata, który w markecie zaczął strzelać do Bogu ducha winnych ludzi i wziął zakładników. W chwili, gdy negocjacje zdają się na nic, do działania przystępuje Cobra, chcący opanować sytuację oraz zrobić należyty porządek z zamachowcem - jak sam mówi, nie pertraktuje z psycholami, tylko ich eliminuje. To właśnie w tej scenie padają legendarne słowa, wypowiedziane przez Stallone'a: "jesteś chorobą, a ja lekarstwem na nią", skierowane do szajbusa w sklepie. Z całą pewnością zna je każdy kinoman, wychowany na kasetach wideo. Protagonista filmu to typowy, bezkompromisowy funkcjonariusz wydziału specjalnego, którego przeznaczeniem jest łapanie zwyroli, a także pakowanie się w kłopoty. Nosi ciemne okulary, z jakimi nie rozstaje się nawet po zmroku, długi płaszcz oraz rękawiczki, bez przerwy żuje zapałkę, a pizzę wyjętą prosto z lodówki tnie nożyczkami i konsumuje w trakcie czyszczenia broni, zdobionej wizerunkiem kobry. Sylvester idealnie spasował do tej roli (sam ją zresztą napisał) i kreowanie porucznika Cobretti'ego ewidentnie sprawiało mu frajdę, choć na planie podobno gwiazdorzył i stwarzał problemy. Przykładowo - kultowy moment przemowy Nocnego Rzeźnika, podczas której wyzywa Cobrę od "wieprza" została sfilmowana bez Sly'a; Brian Thompson ("Lwie serce", "Z Archiwum X", "Terminator"), odgrywający czarny charakter swoje pełne jadu wypowiedzi adresował do asystentki z planu, gdyż Stallone pojechał w tym czasie oglądać mecz. Materiał z nim został nakręcony później, dlatego na ekranie, podczas monologu mordercy nie widzimy obu postaci na raz, tylko naprzemiennie.
Ciekawostką jest również fakt, że prawdopodobnie to Włoski ogier wyreżyserował "Cobrę", a George P. Cosmatos, jako autor jego dzieła figuruje jedynie dla zasady i formalności. Doczytałem też, że pierwotnie projekt ten miał trwać około 130 minut i być o wiele bardziej brutalny, jednak poskracano go na rzecz częstych, dodatkowych pokazów oraz ugrzeczniono w celu uzyskania niższej kategorii wiekowej. Ograniczono także wątki innych, pobocznych bohaterów, skupiając się bardziej na Cobretti'm. W sumie... ciekawe, jakby prezentował się ten tytuł, gdyby został bardziej rozbudowany? Tego raczej się już nie dowiemy, ale i tak mamy do czynienia z kapitalnym, dynamicznym, emocjonującym, mrocznym akcyjniakiem. Po seansie odnosi się wrażenie, że cały świat leży u naszych stóp i czuć przypływ pozytywnej energii. Twórcy nie znają słowa "realizm", gdyż serwują nam epickie sekwencje akcji, gdzie Stallone w pojedynkę rozpieprza w drobny mak całe zastępy degeneratów, praktycznie ani razu nie zmieniając magazynka. Standardowo dewianci nie umieją trafić w Cobrę nawet z bliskiej odległości, mając go na widelcu, zaś on bez celowania potrafi ich wystrzelać jak kaczki. W scenariuszu aż roi się od naciągnięć - kryminaliści gotowi są w biały dzień ścigać zatłoczonymi ulicami policyjny wóz, w którym znajduje się poszukiwana przez nich Ingrid i werbują całą armię do zabicia jej, chociaż dziewczyna widziała tylko jednego z członków "Nowego Świata" i tak naprawdę w żaden sposób nie zagraża organizacji.
W trakcie bezczelnej, śmiałej obławy na modelkę, przestępcy wychodzą z ukrycia, robią istny pieprznik w centrum miasta, narażają się na aresztowanie oraz pomnażają ilość świadków. Niezbyt sensowne posunięcie, tym bardziej, jeżeli chce się pozostać w miarę anonimowym. Innym, bardzo nielogicznym krokiem jest zachowanie się Nancy - wtyki "Nowego Świata" i Nocnego Rozpruwacza w policji. Ma ona bowiem doskonałą okazję, by po cichu pozbyć się Ingrid, ponieważ zostaje wyznaczona do jej ochrony i często z nią przebywa, ale zamiast tego dokonać, to telefonuje po dziesiątki zbirów, którzy sieją ogromne spustoszenie, czym zwracają na siebie niemałą uwagę całej społeczności. Nie wspomnę o tym, że fałszywa Nancy finalnie pięknie się demaskuje przed kolegami z pracy, popełniając niemal szkolne wpadki. "Cobra" posiada mocne, fabularne niedociągnięcia, bywa pretekstowa, jednakże nie jest to produkcja, od jakiej wymaga się wymyślnej, złożonej historii czy jakiejś głębi; Sly doskonale o tym wiedział, dlatego postawił na klimatyczną rozrywkę, solidną rozwałkę, wyrazistą, charyzmatyczną personę Cobretti'ego oraz jego adwersarza - Nocnego Rozpruwacza, genialnie sportretowanego przez Briana Thompsona. Soundtrack ma pierdolnięcie, a występujące w nim utwory jak "Feel The Heat" czy "Angel Of The City" są niezapomniane. Film ten to bez wątpienia kwintesencja lat 80., zaś obcowanie z nim to czysta przyjemność. Oceniam na 9/10.
Wersje lektorskie, jak znam ("Cobra" miała do nich farta, każda kopia jest dobra, a Knapik czytał ją trzy razy, choć zawsze z innym tłumaczeniem. BD z jego szeptanką jeszcze nie posiadam, wymieniam tylko to, co mam w swojej kolekcji):
* VHS od ITI - Tomasz Knapik
* Polsat - Tomasz Knapik
* TVP - Maciej Gudowski
* TVN - Jacek Brzostyński
* VHS od ITI - Tomasz Knapik
* Polsat - Tomasz Knapik
* TVP - Maciej Gudowski
* TVN - Jacek Brzostyński
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń