wtorek, 30 kwietnia 2019

"Poszukiwany żywy lub martwy" (1987)

"Poszukiwany żywy lub martwy" (1987) - kultowy tytuł z czasów wypożyczalni VHS, w którym Rutger Hauer wciela się w wynajętego przez policję łowcę głów, mającego odszukać i powstrzymać zamachowca Malaka Al Rahima (w tej roli Gene Simmons, lider zespołu Kiss), podkładającego ładunki wybuchowe na terenie Stanów Zjednoczonych. Malak okaże się być godnym przeciwnikiem dla bohatera odgrywanego przez Hauera, a przy okazji wyjdzie na jaw, że obaj mężczyźni się znają, lecz nie pałają do siebie sympatią, natomiast gliniarze będą mieli na uwadze własne korzyści i spróbują posłużyć się zwerbowanym najemnikiem jako przynętą na terrorystę. Fabuła jak najbardziej ma sens, zaś film to typowy actioner z lat 80. - protagonistę obdarzonego licem słynnego Holendra wykreowano na zapatrzonego w siebie cynika, potrafiącego wykołować każdego, kto stanie mu na drodze, lubiącego brać sprawy w swoje ręce, a jego oponent to zły do szpiku kości bad-ass, który z całą pewnością wysadziłby w powietrze własną matkę, jeżeli zaszłaby taka potrzeba. Klimat lat 80. zdecydowanie da się tu wyczuć, jednakże akcja rozkręca się w dość oszczędny sposób i nie gna na złamanie karku - jest dość stonowana, a twórcy stawiają bardziej na stopniowy rozwój prezentowanej historii aniżeli strzelaniny.
Oczywiście nie oznacza to, że skazano nas na nudę - produkcja ta skutecznie trzyma w napięciu, a co jakiś czas pojawiają się też kozackie, pamiętne sceny, np. gdy Rutger Hauer udaremnia napad na sklep, przesłuchuje podejrzanego lub wymusza informacje na oprychach, którzy nadepnęli mu na odcisk. Muzyka tworzy tutaj odpowiedni  nastrój, zaś zdjęcia są nieco mroczne, skąpane w chłodnych barwach. Scenariusz nie zawiera luk, cechuje go prostota, ale nie pretekstowość - intryga ma ręce i nogi, poszczególne wątki kleją się ze sobą, widać w niej również ciąg przyczynowo-skutkowy. Na "Poszukiwanego żywego lub martwego" patrzy się z niekłamaną przyjemnością oraz pełną satysfakcją, a po seansie przychodzi ochota na jak najszybszą powtórkę. Moim zdaniem tytuł ten jak najbardziej można zaliczyć do udanych i nie dziwię się, że był szlagierem ery kaset wideo. Jedyne, czego mi tutaj brakowało, to miejscami żwawszego tempa i nieco więcej sekwencji demolki w wykonaniu Rutgera. Niemniej jednak to konkretne kino, które oceniam póki co na 6,5/10. Kto wie, czy ocena nie wzrośnie podczas następnego oglądania. Film mam nagrany z TVP1, lektorem tej wersji jest młody Stanisław Olejniczak, a w tłumaczeniu pada parę "skurwieli",  co w Telewizji Polskiej stanowi rzadkość. Kasetę z tym obrazem zdobyłem na krakowskiej Hali Targowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)