środa, 24 kwietnia 2019

"Droga smoka" (1972)

"Droga smoka" (1972) - jedyny napisany i wyreżyserowany przez Bruce'a Lee film, którym udowadnia, że nie tylko świetnie radzi sobie przed kamerą, ale i z powodzeniem staje po jej drugiej stronie. Akcja tego obrazu została osadzona w Rzymie, a Lee odgrywa Tanga Lunga - skromnego, naiwnego chłopaka z hongkońskiej prowincji. Główny bohater przylatuje do Wiecznego Miasta, aby pomóc krewnym, nagabywanym przez włoską mafię do odsprzedania rodzinnej, chińskiej restauracji. Przybysz dość szybko daje się przestępcom we znaki, lecz ci łatwo nie zamierzają dać za wygraną i wszelkimi sposobami chcą przejąć prowadzony przez Chińczyków lokal. Wynajmą nawet amerykańskiego mistrza karate, Colta, żeby ten pokonał Lunga. Scenariusz "Drogi smoka" jest nieco umowny, pretekstowy i pełen luk, jednak opisana historia potrafi zaciekawić, a dzięki Bruce'owi została okraszona sporą ilością sytuacyjnego humoru oraz dość oryginalnym, chińsko-włoskim klimatem. Można by więc rzec, że zaserwowano tu jednocześnie smażony ryż i spaghetti. Lee w całkiem niezły sposób wprowadził do fabuły wątek zderzenia kultur, mający niekiedy formę komediową, ale też nienachalnie przedstawił w swoim autorskim dziele problemy związane z prowadzeniem interesu na obczyźnie oraz z trudami w zaaklimatyzowaniu się w nowym środowisku, czego zresztą sam niegdyś doświadczył.
Wykreowanemu przez Bruce'a protagoniście, odchowanemu na wsi, początkowo trudno zrozumieć panujące w Rzymie obyczaje, co powoduje w nim poczucie zagubienia i zakłopotania, ale jednocześnie zachęca do wychwalania prostego życia, jakie wiódł w hongkońskiej wiosce. Doprowadza to do wielu zabawnych momentów, np. tego, gdy zaraz po przylocie Lung próbuje zamówić posiłek, skorzystać z toalety lub złożyć pieniądze w banku. Rozśmieszyć może też scena, gdzie przysiada się do niego prostytutka, zaś zdezorientowany Tang próbuje odwzajemnić jej zalotne spojrzenia i "życzliwość", po czym z paniką wybiega z hotelu/mieszkania, gdy ta się rozbiera (to chyba jedyny facet, uciekający na widok nagiej kobiety :D). Bruce Lee udowadnia tym samym, że ma talent komediowy i dystans zarówno do swojej osoby, jak i kultury. Wplecione do filmu gagi, niektórym będą wydawać się dziwne czy nawet niestrawne, ale ja nie mam im nic do zarzucenia. Azjatycki humor jest raczej specyficzny i ma prawo komuś nie odpowiadać. Choreografia ekranowych walk nieco się zestarzała, a obsadę tworzy sporo aktorów, którzy nie mają o nich pojęcia i trochę nieudolnie się miotają, próbując symulować potyczkę z nasłanymi przez mafię zbirami. Oczywiście nie dotyczy to Bruce'a, który jak zawsze wymiata, prezentując swoje wyjątkowe, przykuwające uwagę umiejętności. Stoczy on tu również legendarny pojedynek z Chuckiem Norrisem, dla jakiego "Droga smoka" stanowiła aktorski debiut. Standardowo też, jak w każdej produkcji ze swoim udziałem, Lee będzie używał nunchaku, którym władanie opanował do perfekcji. Dziwi mnie tylko, że broń ta pojawia się w dłoniach mistrza zawsze wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebuje. Niby jest wyjmowana zza paska spodni, aczkolwiek to bardzo wątpliwe, że cały czas taszczy ją ze sobą, zresztą - i tak byłaby dobrze widoczna pod ubraniem. Ot, taki szczegół, lekkie niedociągnięcie lub celowe, fabularne naciągnięcie.
Zdjęcia w Rzymie, o ile mi wiadomo kręcono z ręki, bez profesjonalnego sprzętu (Bruce dysponował wtedy skromnym budżetem, a i tylko część ekipy otrzymała zgodę na filmowanie we Włoszech). Widać to w ujęciach, na których obserwujemy tętniące życiem ulice miasta lub zabytki, gdyż wtedy kadry mają strasznie słabą, wręcz amatorską jakość, kamera natomiast w tym czasie drga i trzęsie się. Finałowa konfrontacja między Tang Lungiem a Coltem (w tej roli Chuck Norris)mająca miejsce w Koloseum też nie została w nim nagrana, lecz w odpowiednio przygotowanym studio (wnętrze chińskiej knajpy również zbudowano w studio w Hong Kongu). Malowane tło oraz adekwatnie dobrane do niego oświetlenie jednakże stworzyły imponującą iluzję naturalnych widoków, chociaż celne oko dostrzeże, gdzie kończą się dekoracje, a zaczynają domalówki. Co prawda znajdzie się trochę scen, zarejestrowanych w prawdziwym zabytku, jednak uchwycono je bez pozwolenia i także z ręki. W chwili, gdy Bruce Lee biega we wnętrzu budowli obraz znów staje się mało wyraźny i roztrzęsiony, co świadczy o tym, że materiał utrwalono "na partyzanta". Mimo wszystko, dzięki solidnemu montażowi cała sekwencja pojedynku (jednego z najlepszych i najsłynniejszych w historii kina należy dodać) sprawia wrażenie nakręconej w rzeczywistych plenerach Koloseum i do dziś wielu widzów uważa, że tak właśnie było. Muzyka w "Drodze smoka" nie jest zbyt porywająca, ale na swój sposób wpasowuje się w to, co śledzimy na ekranie. W ścieżce dźwiękowej wykorzystano też niektóre kawałki Ennio Morricone, pochodzące ze spaghetti westernów (np. w przebitce z Chuckiem Norrisem, wyczekującym swojego przeciwnika na tle Koloseum). Moja ocena to 8/10, film mam nagrany z TV4 z Piotrem Borowcem na lektorce (wersja z amerykańskim dubbingiem), a dawniej oglądałem go w TVN7.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)