"Mój własny wróg" (1985) - zakurzona produkcja science-fiction Wolfganga Petersena, której akcja toczy się w odległej przyszłości, podczas wojny ludzi z zaawansowaną rasą kosmitów - Draków. W trakcie jednej z kosmicznych bitew pilot Willis Davidge (Dennis Quaid) zostaje zestrzelony, po czym rozbija się na nieprzyjaznej, opustoszałej planecie. W identyczny sposób, na tę samą planetę trafia również jeden z Draków. Ziemianin i obcy początkowo nie pałają do siebie sympatią i jeden pragnie wyeliminować drugiego, lecz szybko się okaże, że aby przeżyć, są zmuszeni połączyć siły oraz współpracować, mimo dzielących ich różnic. W chwili premiery, film Petersena otrzymał raczej mieszane recenzje i nie był finansowym strzałem w dziesiątkę, aczkolwiek doczekał się statusu kultowego; dziś natomiast stanowi niezły kąsek dla miłośników zapomnianych tytułów z czasów VHS. Wątek galaktycznej wojny jest jedynie punktem wyjściowym fabuły i starcia statków kosmicznych zobaczymy jedynie na samym początku "Mojego własnego wroga" - późniejsza akcja niemal w całości rozgrywa się na niezbadanej planecie, na której uwięzieni są Willis z Drakiem, a reżyser koncentruje się na rozwijaniu relacji między protagonistami. Niechęć, jaką rozbitkowie żywią do siebie nawzajem stopniowo przeradza się we wzajemną akceptację, a następnie w szorstką przyjaźń, w jakiej nie branie złośliwości i docinków. Obaj bohaterowie będą musieli także przewartościować swoje życie oraz zweryfikować przyjmowany dotychczas punkt widzenia - nie wszystko okaże się takie, jak mogłoby się wydawać.
Panujący w obrazie Wolfganga Petersena klimat jest luźny, pokrzepiający, ale miejscami też refleksyjny. Nie ukrywam, że czasem było trochę zbyt cukierkowo, jednak nie wpływa to na niekorzyść tej pozycji i nie odbiera przyjemności czerpanej z seansu. Solidna muzyka Maurice'a Jarre'a odpowiednio podkreśla to, co widzimy na ekranie. Miejscami niektóre kawałki przypominały mi te z "Mad Max pod Kopułą Gromu", którego także nagrywano w 1985 roku i do którego soundtrack tworzył nie kto inny, jak właśnie wspomniany wcześniej kompozytor. Dennis Quaid w głównej roli wypada naprawdę nieźle, aczkolwiek wcielający się w Draka Louis Gossett Jr. nie pozostaje w tyle, również tworząc wyrazistą kreację. Jako ciekawostkę dodam, że obaj aktorzy spotkali się dwa lata wcześniej na planie "Szczęk 3-D". Ze znanych nazwisk przewinie się tu jeszcze Brion James, czyli etatowy czarny charakter Hollywood. Efekty specjalne stoją na zadowalającym poziomie, są przyjemnie archaiczne i miło się patrzy na zaprezentowane tu modele nagrywane na niebieskim ekranie, domalówki czy studyjne dekoracje. Połączenie wszystkich tych technik przekłada się na ładnie wyglądające ujęcia, potrafiące przykuć uwagę widza. Dla mnie najlepsze sceny filmu to te, kiedy Willis i kosmita docierają się oraz postanawiają połączyć siły, aby wybudować sobie schronienie, a następnie próbują urządzić się w spartańskich warunkach. Występujące w produkcji elementy humorystyczne rozładowują atmosferę, a także nadają całości nieco familijnego tonu. Dzieło Wolfganga Petersena może nie należy do jakichś niezapomnianych szlagierów, ale jest godne polecenia i obejrzenia. "Mojego własnego wroga" mam nagranego z Polsatu (emisja z czerwca 2013 r., jeszcze w 4:3), a lektorem tej wersji jest Radosław Popłonikowski.
Panujący w obrazie Wolfganga Petersena klimat jest luźny, pokrzepiający, ale miejscami też refleksyjny. Nie ukrywam, że czasem było trochę zbyt cukierkowo, jednak nie wpływa to na niekorzyść tej pozycji i nie odbiera przyjemności czerpanej z seansu. Solidna muzyka Maurice'a Jarre'a odpowiednio podkreśla to, co widzimy na ekranie. Miejscami niektóre kawałki przypominały mi te z "Mad Max pod Kopułą Gromu", którego także nagrywano w 1985 roku i do którego soundtrack tworzył nie kto inny, jak właśnie wspomniany wcześniej kompozytor. Dennis Quaid w głównej roli wypada naprawdę nieźle, aczkolwiek wcielający się w Draka Louis Gossett Jr. nie pozostaje w tyle, również tworząc wyrazistą kreację. Jako ciekawostkę dodam, że obaj aktorzy spotkali się dwa lata wcześniej na planie "Szczęk 3-D". Ze znanych nazwisk przewinie się tu jeszcze Brion James, czyli etatowy czarny charakter Hollywood. Efekty specjalne stoją na zadowalającym poziomie, są przyjemnie archaiczne i miło się patrzy na zaprezentowane tu modele nagrywane na niebieskim ekranie, domalówki czy studyjne dekoracje. Połączenie wszystkich tych technik przekłada się na ładnie wyglądające ujęcia, potrafiące przykuć uwagę widza. Dla mnie najlepsze sceny filmu to te, kiedy Willis i kosmita docierają się oraz postanawiają połączyć siły, aby wybudować sobie schronienie, a następnie próbują urządzić się w spartańskich warunkach. Występujące w produkcji elementy humorystyczne rozładowują atmosferę, a także nadają całości nieco familijnego tonu. Dzieło Wolfganga Petersena może nie należy do jakichś niezapomnianych szlagierów, ale jest godne polecenia i obejrzenia. "Mojego własnego wroga" mam nagranego z Polsatu (emisja z czerwca 2013 r., jeszcze w 4:3), a lektorem tej wersji jest Radosław Popłonikowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)