"Inwazja" (1985) - moja pierwsza książka Deana Koontza, jaką było mi dane przeczytać. Powieść ta posiada raczej średnie recenzje i początkowo również we mnie wzbudzała mieszane odczucia, jednak z czasem okazała się całkiem interesującą lekturą, choć dość nierówną i niepozbawioną wad. Fabuła przedstawia nam losy pewnego, niezwykłego 17-latka, Sama McKenzie, który dzięki wrodzonym, psychicznym zdolnościom potrafi rozpoznać krwiożercze potwory pod ludzką postacią, ukrywające się między nami. Jedynym celem tych stworzeń jest pognębienie oraz zniszczenie człowieka. Większość osób nie ma pojęcia o ich istnieniu i zwyczajnie ich nie zauważa, lecz nie Sam - on morduje wszystkie rozpoznane kreatury, wypowiada im prywatną wojnę. Po zabiciu swojego wuja-demona, wpływowego "człowieka", chłopak, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości trafia do objazdowego wesołego miasteczka, gdzie podejmuje pracę. Szybko wyjdzie na jaw, że wśród pracowników znajdzie wielu sojuszników w swojej krucjacie, z którymi wspólnie podejmie nierówną walkę z agresorem, szykującym się do ostatecznej likwidacji ludzkiej rasy. Opisywana historia jest trochę naiwna, miejscami brnie w klimaty hard science-fiction, aczkolwiek potrafi zaintrygować, a poszczególne wątki będzie czytało się z zapartym tchem, kartka po kartce.
Dla mnie najlepsze były momenty, kiedy Slim stopniowo urządzał się w miasteczku oraz rozwijał swoją relację z Ryą. Kolejny dobry rozdział to ten, gdzie protagoniści przenieśli swój interes do innej miejscowości, rządzonej i kontrolowanej przez monstra, nazywane przez Slima Goblinami - akcja nabiera wtedy tempa, a położenie głównych bohaterów staje się krytyczne. Czytelnika zastanawia co dalej poczną, jak sobie poradzą z tak trudną sytuacją i czy w ogóle wyjdą z niej cało. Ostatnie kilkadziesiąt stron, w tym finał, mający miejsce w kopalni również są emocjonujące, lecz z wiadomych przyczyn nie mogę ich opisać. Za minus "Inwazji" uważam natomiast pierwszoosobową narrację - czasem dziwnie czytało się, jak Slim dokładnie opowiadał co robi, w jaki sposób, jak walczy, co właśnie myśli itd. Na pewno niektórym taka forma będzie odpowiadała, ale do mnie jakoś nie przemówiła, chociaż z czasem nabrałem do niej przyzwyczajenia. Sam wstęp i pierwsze starcie z Goblinem charakteryzował lekki chaos, a miejscami wręcz głupkowatość. Późniejsze konfrontacje autor znacznie lepiej wplatał w rozgrywające się wydarzenia. Zastanawiająca była też dla mnie niezniszczalność Slima - wielokrotnie podkreślał on swój młody wiek, idący w parze z wielkim doświadczeniem, chociaż umiejętności Rambo czy nieomylność McGyvera były czasem wymuszone oraz denerwujące. Mimo wszystko postać tę dało się polubić, współczuć jej i kibicować. Solidnie została napisana także Rya, posiadająca dość skomplikowaną osobowość. Motyw starożytnej, zaawansowanej cywilizacji, panującej przed nami na Ziemi i jej eksperymentów genetycznych wypadł nieźle; myślę, że Koontz jeszcze bardziej mógł go rozszerzyć. Finał pozostawił furtkę do potencjalnej kontynuacji, która w sumie mogłaby uzupełnić oryginał, jednak tak się nie stało, a szkoda - z tego tematu spokojnie dałoby się wycisnąć znacznie więcej. Reasumując - "Inwazja" to średnia książka science-fiction z nieco naciąganą, miejscami oklepaną intrygą, jednakże mająca swoje lepsze, warte zapamiętania fragmenty oraz rozdziały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)