"K-9" (1989) - kino policyjne w latach 80. i 90. przechodziło swój renesans, ekranowi gliniarze podbijali serca widzów, a gatunek ten często łączono z innym - np. z filmem science fiction ("Dark Angel"), komedią ("Gliniarz z Beverly Hills", "48 godzin"), horrorem ("Ukryty", "W mgnieniu oka") czy kinem kumpelskim ("buddy movie"), gdzie zestawiano partnerów o skrajnie odmiennych charakterach ("Zabójcza broń", "Żółtodziób", "Bad Boys", "Czerwona gorączka", "Pociąg z forsą" bądź wymieniony już "Dark Angel"). Powstało też kilka produkcji, w których krnąbrny policjant za partnera/pod opiekę dostaje... psa - czworonoga przydzielono Tomowi Hanksowi w "Turner i Hooch", Chuckowi Norrisowi w "Top Dog", a także Jamesowi Belushi w recenzowanym "K-9", ostatnio jakby zapomnianym - dawniej tytuł ten dość często emitowano w telewizji, nawet w godzinach wieczornych, przyciągających największą ilość widzów, a dziś próżno go szukać w ramówce. Obraz z 1989 r., wyreżyserowany przez Roda Daniela idealnie łączy sensacyjną intrygę z humorem, zaś klimat lat 80. wprost wylewa się z ekranu. James Belushi gra tu nonszalanckiego detektywa z wydziału antynarkotykowego, respektującego jego własną interpretację prawa (aktor stworzył niemal identyczną kreację w "Czerwonej gorączce"), który od dwóch lat namiętnie rozpracowuje pewnego biznesmena (wciela się w niego znany z "Wykidajło" Kevin Tighe), podejrzewanego o szemraną, związaną z narkotykami działalność. Nowym partnerem bezkompromisowego Dooley'a zostaje humorzasty, nieposkromiony owczarek niemiecki, Jerry Lee.
Relacje między psem a zwariowanym gliną nie będą początkowo zbyt łatwe, co zaowocuje wieloma zabawnymi sytuacjami - na widza czeka masa żartów, a Jerry Lee i Dooley zaczną prześcigać się w złośliwościach. Zwierzę m.in trafi wraz z kabrioletem do myjni samochodowej, spędzi noc w szafie, natomiast detektyw przez nowego towarzysza nie będzie mógł spędzić wieczoru ze swoją kobietą, a jego wóz zostanie pozbawiony lusterka bocznego oraz radia. Nie zabraknie nawet sceny bójki w barze, jakże typowej dla filmów akcji z czasów VHS, z tym, że awanturników po ścianach porozstawia szczerzący kły Jerry Lee, a nie "ludzki" bohater. Zabawne, nierzadko rubaszne gagi potrafią rozbawić i rozluźnić oglądającego, przy czym w żadnym stopniu nie przysłaniają fabuły i nas nie dekoncentrują. Widać dobrze, że autorzy scenariusza w chwili jego pisania mieli głowę na karku i nie przedobrzyli; wszystko zaserwowane jest w odpowiednio wyważonych proporcjach. Sekwencje strzelanin czy pościgów wyglądają całkiem imponująco, zrealizowano je należycie oraz umiejętnie. Energiczny soundtrack podnosi napięcie w czasie seansu, a zdjęcia w słonecznym, tętniącym życiem San Diego są urzekające. Do dużych walorów "K-9" można zaliczyć jeszcze niepoprawność polityczną - pomimo niższej kategorii wiekowej znalazło się tu trochę brutalności, ostrzejszych wyrażeń czy dialogów z podtekstem. Czy warto coś jeszcze dodać? Chyba tylko to, że "K-9" mogę z czystym sumieniem polecić każdemu miłośnikowi takich kultowych pozycji. Moja ocena to 7,5/10. Obraz ten mam na przegrywanej kasecie wideo, lektorem jest Stanisław Olejniczak. Widziałem go też wielokrotnie w TVP i TVN, lecz nie pamiętam, kto był lektorem na tych stacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)