"Piknik pod Wiszącą Skałą" (1975) - do takich specyficznych, artystycznych produkcji czasem nie wiadomo jak podchodzić i jakimi kryteriami je oceniać, jednak dzieło Petera Weira nie stwarza tego typu problemów i choć to trudny film, tak z całą pewnością przyjemny w odbiorze. Scenariusz nie został specjalnie rozbudowany, a właściwie jest on nawet znikomy - akcja ma miejsce w 1900 roku, zaś cała fabuła skupia się na grupce uczennic, które zaginęły bez śladu w tajemniczych okolicznościach, podczas pikniku zorganizowanego pod Wiszącą Skałą. Nic innego właściwie nas nie interesuje, wątki poboczne są minimalnie rozwinięte, nie uświadczymy też żadnych gwałtownych punktów kulminacyjnych. Reżyser natomiast w bardzo mozolny sposób opowiada historię zniknięcia dziewcząt, posługując się przy tym długimi ujęciami oraz zdjęciami przedstawiającymi piękno natury. Nie daje nam jednak żadnych wskazówek, co mogło się zdarzyć, nie próbuje rozwiązać zagadki - interpretację zajścia pozostawia widzowi, co z kolei sprawia, że "Piknik pod Wiszącą Skałą" staje się kinem osobistym, indywidualnym, a każdy oglądający dostrzeże w nim coś zupełnie innego.
Jak już wspomniałem, Peter Weir prowadzi swój obraz dość monotonnie, niespiesznie, ale oferuje nam za to wspaniały, mistyczny klimat i aurę tajemnicy, która bezustannie magnetyzuje i bije z ekranu. Jej stężenie osiąga najwyższy poziom w momencie, gdy stają zegarki, a dziwnie zachowujące się dziewczyny niemal obsesyjnie rozpoczynają wspinaczkę po skale. Wtedy również mamy do czynienia ze stylistyką surrealistyczną, nietuzinkową. Duży walor "Pikniku pod Wiszącą Skałą" stanowi także pamiętna, melancholijno-refleksyjna, grana na flecie muzyka, która skupia na sobie uwagę oraz przenosi nas w psychodeliczny świat. Postacie napisane są szczątkowo, wiemy o nich jedynie tyle, co niezbędne, jednak każda z bohaterek (bądź każdy z bohaterów) posiada wyrazisty charakter, a także pełni jakąś rolę. Druga połowa filmu, rozgrywająca się już po zaginięciu uczennic znacznie mniej ciekawi i trochę się dłuży, aczkolwiek seans nadal jest w jakimś stopniu absorbujący. Projekt Peter Weira nie jest dla mnie jakiś genialny czy wybitny, niemniej jednak doceniam wykreowany nastrój niepokoju, zmysłową stronę wizualną oraz kunszt australijskiego reżysera. Niekiedy dobrze jest obejrzeć taki klasyczny, uznany tytuł. Wersję DVD czyta Jacek Brzostyński.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)