"Nieobliczalny" (2006) - typowy obraz Stevena Seagala z ostatnich lat, w całości nakręcony w Rumunii, pozbawiony jakiegokolwiek wdzięku. Fabułę znają chyba wszyscy, nawet ci, którzy mieli choćby minimalną styczność z taśmowo realizowanymi filmami Seagala po 2000 r. - gra on byłego agenta CIA (a jakże), zostaje wrobiony w międzynarodowy spisek (ale nowość...) i jako ostatni sprawiedliwy bierze sprawy w swoje ręce. Dodatek do tak skostniałego scenariusza stanowi wątek porwanej córki głównego bohatera, jednak poprzez zrzucenie go na margines, twórcy nie poświęcają mu niemal żadnej uwagi. Nie ma mowy o ciągu przyczynowo-skutkowym, intryga zmierza w różne niejasne kierunki, zaś następujące po sobie sceny czasem mają niewiele wspólnego. Ponadto na każdym kroku widać liczne uchybienia techniczne, a cały projekt służy tylko temu, by jak najdobitniej promować dość złudną zajebistość Stevena Seagala. Sam aktor usilnie próbuje przekonać widzów, że jeszcze potrafi przyłożyć swojemu przeciwnikowi, ale niestety kończy się to fiaskiem - jego ruchy są niemrawe, niczym wyprowadzane przez pensjonariusza domu spokojnej starości, natomiast brzuch wyprzedza go na każdym kroku. Legenda gwiazdora z kucykiem chyli się ku końcowi, a każda kolejna produkcja senseia to kolejny gwóźdź do jej trumny.
Seagal, by uwierzytelnić w jakiś sposób swoje przemijające umiejętności, sprowadził na plan całą rzeszę dublerów, którzy zastępują go w połowie scen z jego udziałem - widać ich dosłownie wszędzie, nie tylko podczas walk. W każdym ujęciu, gdzie protagonista stoi tyłem lub bokiem, na ekranie pojawia się dubler, w niczym nieprzypominający pulchnego mistrza - jest szczupły, ma zupełnie inną posturę i włosy. Czasem w kadrze można też dostrzec jego twarz. Odniosłem wrażenie, że i w niektórych kwestiach mówionych głos pod Stevena podkłada ktoś inny, jednak w sumie to żadne novum. Sekwencje akcji czy strzelanin rażą uproszczeniami - podczas pościgu widać, że materiał wewnątrz aut nagrywany był w studio, a atrapy pojazdów kołysały się, imitując ruch. Tło za nimi to z kolei tylna projekcja, pochodząca chyba z czasów Hitchcocka i wczesnych Bondów. Najgłupszym momentem "Nieobliczalnego" jest zaś ten, w którym Seagal z broni krótkiej zestrzeliwuje bojowy helikopter, zawieszony wysoko w powietrzu - tak to nawet MacGyver nie potrafi. Do jednego z nielicznych plusów tego gniota należy natomiast muzyka - wpadająca w ucho, z ciekawym motywem przewodnim. Wyjątkowo nie uświadczymy żadnego rapu, od lat obecnego w Seagalowskich projektach. Moja ocena "Nieobliczalnego" to 4/10, seans odfajkowałem w TV PULS, lektorem był Maciej Gudowski. Dawniej tytuł ten emitował jeszcze Polsat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)