sobota, 22 grudnia 2018

"Świąteczna gorączka" (1996)

"Świąteczna gorączka" (1996) - tym razem Arnold Schwarzenegger wpada w wir przedświątecznych przygotowań i próbuje zdobyć dla swojego synka obiecaną zabawkę Turbo-Mana - replikę postaci z ulubionego serialu telewizyjnego chłopca. Sprawę utrudnia fakt, że zapomniał jej zamówić, a aktualnie kupienie figurki graniczy z cudem. Produkcja Briana Levanta została chłodno przyjęta przez krytyków, nie odniosła również jakiegoś wielkiego sukcesu, ale ma swoje grono zwolenników, doceniających całkiem niezłą rolę Arnolda oraz liczne zabawne momenty. Ja także lubię "Świąteczną gorączkę" i często do niej powracam, choć uczciwie muszę przyznać, że to dość nierówny film, który do pewnego miejsca trzyma przyzwoity poziom, a potem wszystko zaczyna siadać i w rezultacie ostatnie minuty są wręcz katastrofalne - scenarzysta wyraźnie się pogubił pisząc ostatni akt, który ucieka w tanie efekty specjalne, tandetę i nieznośny patos, promujący wartości rodzinne. Aż przykro patrzeć, jak Howard (bohater grany przez Schwarzeneggera) podczas świątecznej parady wbija się w strój Turbo-Mana i staje się ulubieńcem tłumu, przy okazji odbywając pojedynek ze swoim rywalem, listonoszem Myronem, który przywdziewa wdzianko serialowego antagonisty Turbo-Mana - Dementora i próbuje ukraść jedyną dostępną zabawkę. Męczą nieporadne sceny latania, nakręcone na niebieskim ekranie, a także zbyt duża ilość slapstickowego, kompletnie odrealnionego humoru.
Na szczęście jednak, przez 3/4 seansu "Świąteczna gorączka" oferuje solidną porcję rozrywki i konkretny trening przepony - nie zabraknie udanych, prześmiewczych sekwencji oraz takich, które potrzymają widza w napięciu. Jak dla mnie najlepsza z nich to ta, kiedy Arnold trafia do nielegalnej fabryki zabawek, prowadzonej przez fałszywych świętych Mikołajów, parających się rozprowadzeniem trefnych prezentów. Howard będzie się w niej musiał zmierzyć m.in z Mikołajem kulturystą i Mikołajem znającym kung-fu, natomiast w lidera całej szajki wciela się genialny James Belushi. Podobała mi się też akcja w sklepie, kiedy ludzie bili się o wręcz bezcenną zabawkę Turbo-Mana albo jak w innym supermarkecie sprzedawcy rzucili kuleczki z numerkiem do losowania (zwycięzca loterii otrzyma poszukiwaną lalkę) i każdy klient chciał złapać chociaż jedną. Kultowa jest również scena, gdy Howard spuszcza łomot animatronicznemu reniferowi, a następnie pije z nim whisky. Bożonarodzeniowy klimat został wyraźnie zaakcentowany, chociaż materiał nagrywano na wiosnę i w lato. No cóż - "Świąteczna gorączka" to przyjemna, dość przyzwoita komedia, jaką trochę zepsuł upośledzony, nieprzemyślany finał. Moja ocena to 5,5/10, film mam nagrany z Polsatu z lat 90., lektorem tej wersji jest Janusz Szydłowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)