"Bejbi Blues" (2012) - Kasia Rosłaniec, autorka słynnych "Galerianek" opowiada nam kolejną historię o nastolatkach. Tym razem bierze pod lupę zjawisko zachodzenia w ciążę, modne w środowisku nieletnich dziewcząt, marzących o posiadaniu dziecka, które stanowi dla nich nowy "gadżet" lub dodatek do kolejnej stylizacji. Intencje pani reżyser są jak najbardziej dobre i cieszy mnie fakt, że Rosłaniec chce coś społeczeństwu pokazać, uzmysłowić, jednak uczciwie trzeba przyznać, że robi to w sposób płaski oraz groteskowy (co było częściowo zamierzonym zabiegiem). Postacie są tu przerysowane do granic możliwości, a problematyka przedstawiana zostaje stereotypowo - główna bohaterka, Natalia z jednej strony chce skupić się na swoim synku, Antosiu, a z drugiej pragnie też życia towarzyskiego i imprez. Jej chłopak to z kolei wiecznie zjarany lekkoduch, który dumny jest z tego, że jego latorośl powiedziała "dupa". Scenariusz ucieka jak widać w banały, aczkolwiek "Bejbi Blues" nie miało było być jakąś wydumaną, pseudointelektualną produkcją, lecz luźnym, choć jednocześnie refleksyjnym kinem. Rosłaniec, by lepiej trafić do odbiorców, w prosty sposób kreśli więc protagonistów i stawia ich w codziennych sytuacjach, które mogą przydarzyć się każdemu, zaś całość na potrzeby języka filmowego została odpowiednio wyolbrzymiona.
Warto również docenić artystyczną, wizualną stronę "Bejbi Blues" - każda osoba ma tu dopasowany do swojego charakteru montaż, formę nagrywania oraz właściwie dobraną kolorystykę. Sceny z niektórymi bohaterami są nakręcone z ręki, szybko zmontowane, a w sekwencjach z innymi dominują dłuższe, statyczne ujęcia i zmniejszona ilość cięć. W filmie często też brakuje klatek, co posiada jednak swoje uzasadnienie - reżyserka chciała, by obraz ten stylistycznie przypominał bloga targanej różnymi emocjami nastolatki; stąd też ta zabawa gammą kolorów i montażem. W rolach głównych występują w dużej mierze nieznane twarze, ale w sumie nie można nic im zarzucić, ponieważ wyciągnęli ze swoich kreacji tyle, ile było możliwe. Finalizując - dzieło Katarzyny Rosłaniec nie należy do specjalnie wyszukanych, dość powierzchownie traktuje ona temat, o którym opowiada, a przekombinowana fabuła może niektórych odstręczyć, jednak realizacyjnie jest naprawdę niczego sobie. Zawsze to też jakaś alternatywa dla n-tych, mizernych romantycznych komedii z Piotrem Adamczykiem czy koszmarków, hurtowo kręconych przez Patryka Vegę. Moja ocena "Bejbi Blues" na razie waha się między 5/10 a 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)