"Demonstracja siły" (2013) - tym razem Steven Seagal wyjątkowo nie gra agenta FBI/człowieka do zadań specjalnych, a uznanego i bezwzględnego bossa mafii - to dość znacząca odmiana, która nawet wpłynęła na korzyść tego filmu. Co prawda nadal nie jest dobrze, ale miło zobaczyć Stevena w nieco innej roli, bez kreowania bohatera szlachetnego i nieskazitelnego. Powiedziałbym nawet, że Alexander Coates (w którego się wciela) jest postacią umiarkowanie ciekawą, choć sensei nadal robi wiochę, paradując w śmiesznych, maskujących nadwagę ubraniach oraz nosząc ciemne okulary, mimo panującego zmroku. Nadmienię też, że opasły gwiazdor pojawia się na ekranie rzadko i często schodzi na dalszy plan. Walk z jego udziałem jest mało, a w dodatku zostały fatalnie nakręcone - widać, że przeciwnicy Seagalowi sami się podkładają, a energiczny montaż załatwia resztę. Dubler natomiast zostaje wciśnięty wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe - w każdym ujęciu, gdzie Alexandra widać tyłem lub bokiem. Sekwencji mówionych także się to tyczy. W akcji znacznie częściej widzimy Brena Fostera (podobnego do Adriana Paula), który dość efektownie kopie i w kilku momentach może pochwalić się swoimi umiejętnościami.
Fabuła jest typowa dla nowych obrazów Stevena S. - pretekstowa, niespójna, infantylna. Ponadto, scenarzyści poszli tutaj w gangsterskie klimaty i wzięli na warsztat najbardziej oklepane schematy z tego gatunku filmowego, co dało efekt niezamierzonej parodii "Ojca Chrzestnego" czy mafijnych dzieł Briana De Palmy. Pojawiający się w "Demonstracji siły" motyw zemsty i prób przejęcia cudzych interesów okazuje się być kompletnie niejasny, bezpodstawny - nie wiemy, czemu Ice Man (Ving Rhames) przebywając w więzieniu celowo podaje złe informacje człowiekowi Alexandra, zaś po wyjściu na wolność jedzie do tegoż bossa i przyjmuje od niego zlecenie tylko po to, by chwilę później zwrócić się przeciwko niemu. Z kolei wspomniany Alexander prowadzi narrację z offu niczym Carlito Brigante, utrzymując, że ma dosyć takiego życia i pragnie spokoju, lecz jego czyny oraz zachowanie nie wskazują, by rzeczywiście planował się wycofać z interesu. Scena, w której dochodzi do spotkania Coatesa i Ice Mana (już po tym, jak wybuchnął między nimi konflikt) miała zawierać wątek gry pozorów i trzymać widza w napięciu - jeden gangster przejrzał drugiego, wojny nie da się uniknąć, z czego obaj zdają sobie sprawę, ale mimo wszystko siedzą i gawędzą przy stoliku, udając, że sytuacja jest opanowana. Całość wypadła teatralnie i stereotypowo, a żaden z występujących w tej sekwencji aktorów nie nazywa się Al Pacino.
Każdy z mafiozów posiada również willę, klub nocny (lub knajpę), rzeszę niezbyt inteligentnych przydupasów i nosi się w markowych ciuchach, popalając cygaro - cóż za powierzchowne wyobrażenie. Jedynym wyróżniającym się tu protagonistą (a raczej antagonistą) jest Oso, obdarzony twarzą Danny'ego Trejo, który paradoksalnie nikogo nie zabija ani nie gwałci. Oso to meksykański kucharz, a także szaman, potrafiący jadem skorpiona leczyć świeżo złamane kości - niezła odmiana. "Demonstracja siły" pomimo tej scenariuszowej mielizny i biednej realizacji technicznej nie jest jednak jakaś najgorsza - na te tandetne, pozbawione logiki strzelaniny oraz zabawę w podchody w wykonaniu Seagala i Rhamesa z nudów można popatrzeć; sensei ma w swojej filmografii pozycje znacznie gorsze, a nawet nieoglądalne. Moja ocena to 5/10. Produkcję tę widziałem w Polsat 2, na lektorce był bodaj Piotr Borowiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)