piątek, 7 grudnia 2018

"Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł" (2011)

"Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł" (2011) - rzadko sięgam po polskie produkcje, szczególnie historyczne, które z reguły są propagandowe i przekłamane, ale ten tytuł mile mnie zaskoczył. "Czarny Czwartek" okazał się być realistycznym oraz wciągającym projektem, nieuciekającym w tani patos ani mizerne efekty specjalne, mające imitować hollywoodzkie superprodukcje. Wydarzenia z grudnia 1970 roku są tu dość dobrze odtworzone i nieubarwione, choć nie jestem historykiem, by jakoś dogłębnie analizować wszystkie fakty. Zresztą... materiałów archiwalnych wpleciono tu bardzo dużo (czasem można odnieść wrażenie, że sceny aktorskie są rekonstrukcją tego, czego nie widać na nagraniach z tamtego okresu), a scenariusz łączy się z nimi, więc siłą rzeczy nie może być jakichś rozbieżności. Całość ma też wyraźny, antykomunistyczny wydźwięk i godzi w ówczesny system.
Główni bohaterowie to członkowie rodziny Drywów - ludzie zwyczajni, skromni, próbujący jakoś związać koniec z końcem, niezaangażowani w strajk stoczniowców, a jednak ponoszący ofiarę wskutek działań zbrojnych wojska i milicji. Stanowi to ciekawy zabieg fabularny, pokazujący, że tragedia, jaka spotkała Bogu ducha winnych Drywów mogła przytrafić się każdemu, kto znalazł się w pobliżu miejsca masakry. Ich wątek jest jednak poboczny, bowiem reżyser skupia się również na tłumie protestujących robotników oraz na tym, co dzieje się w partii - analizuje społeczną i polityczną sytuację z grudnia 1970 r. W role komunistów znakomicie wcielili się aktorzy Piotr Fronczewski i Wojciech Pszoniak. Ten pierwszy portretuje Zenona Kliszkę, natomiast drugi Władysława Gomułkę - obie te kreacje są warte uwagi oraz zasługują na pełne uznanie, choć to Gomułka w interpretacji Pszoniaka wyraźnie przoduje i przyćmiewa pozostałych.
Realizacja techniczna jest bez zarzutu, widać, że twórcy przyłożyli się do wykonania filmu - dekoracje, charakteryzacja czy kostiumy robią wrażenie. Sekwencje stłumienia rewolty pracowników stoczni przez wojsko wypadają imponująco i nie zalatują amatorszczyzną, powszechnie obecną w rodzimym kinie. Cieszę się, że nie zdecydowano się tutaj na użycie taniej animacji komputerowej, tylko wykorzystano prawdziwe czołgi oraz inne fizyczne rekwizyty. Na korzyść "Czarnego Czwartku" działa także fakt, że materiał nagrywano w odpowiednio przygotowanych przez scenografów plenerach, nie zaś w ucharakteryzowanym studio. Muzykę do obrazu Antoniego Krauze napisał Michał Lorenc, więc trzyma on pewien poziom, aczkolwiek uczciwie trzeba przyznać, że kompozytor ten ma o wiele lepsze soundtracki w swoim dorobku. Jedyne, co mi w "Czarnym Czwartku" niezbyt się podobało, to niektóre dialogi i miejscami teatralna gra aktorska poszczególnych protagonistów, ale to mało ważny detal. Moja ocena to 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)