"Trzej Amigos" (1986) - cenię sobie komedie nakręcone przez Johna Landisa, ale uczciwie trzeba przyznać, że miał ciekawsze w swoim dorobku, np. kultowe "Blues Brothers". "Trzej Amigos" to taka średnia produkcja, która została zrealizowana jakby od niechcenia - z niewyszukanym humorem i na szybko skleconym scenariuszem. Co prawda jakoś źle nie jest, ale do zachwytów mimo wszystko daleko. Uświadczmy momentami zabawne sceny, ale większość gagów jest notorycznie powielana, przez co po jakimś czasie stają się one czerstwe ( np. tańczenie albo przywitanie Amigos). Aktorzy też średnio wypadają - Steve'a Martina nie lubię, więc w ogóle go nie liczę, ale Martina Shorta stać było na coś więcej. Chevy Chase jest z kolei dość ospały tutaj, a szkoda, bo miał chyba największy potencjał z całej trójki. Co tu dużo mówić - począwszy o reżysera cała ekipa swoją robotę odwaliła po linii najmniejszego oporu, od niechcenia.
Fabuła w zalążku była ciekawa z tym, że pomylono aktorów z prawdziwymi rewolwerowcami, ale dalej leci samymi schematami -gwiazdorzy początkowo myślą, że wynajęto ich do kolejnego przedstawienia, a gdy dowiadują się, że tak naprawdę wynajęto ich do walki z grabieżcami, uciekają, by w kulminacyjnym punkcie wrócić i jednak pomóc uciśnionym wieśniakom. Podobne wątki w kinie można było już spotkać, więc to nic oryginalnego. Klimat Meksyku jest mdły, ale zdjęcia są całkiem przyzwoite. Poza ujęciami w plenerach, niektóre sceny realizowane były także w studio, np. cała sekwencja jak Amigos siedzą przy ognisku na pustyni, a następnie kładą się spać była filmowana w dekoracjach. Dobrze widać, że tło na drugim planie jest namalowane i postawione za aktorami, natomiast chmury są nieruchome, a barwa nieba w ogóle się nie zmienia - ciągle jest ten sam kolor, choć pomału zapada noc. Kaktusy i kamienie także zalatują tworzywem sztucznym. Taką prostą historię można było znacznie lepiej poprowadzić, ale widać, że "Trzej Amigos" powstawali "na odwal" - byle wypuścić jak najszybciej film do kina i zbijać dolary na znanej obsadzie, która poziom produkcji nadciąga raczej samymi nazwiskami niż swoją grą - oceniam na 5/10. Oglądałem to w Puls 2 i niestety czytał Jan Czernielewski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)