"Sądna noc" (1993) - znakomity, choć dziś zdecydowanie zapomniany thriller w reżyserii Stephena Hopkinsa z czasów wypożyczalni VHS. Doborowa obsada, odpowiednie umiejscowienie rozgrywających się wydarzeń i napięta atmosfera zagwarantują nam godną rozrywkę przez ponad 100 minut czasu ekranowego. Fabuła jest ciekawa, choć po zawiązaniu akcji staje się nieco pretekstowa - główni bohaterowie, którzy skrótem jechali na bokserski mecz, wjeżdżają w nieprzyjazną dzielnicę, gdzie stają się świadkami morderstwa. Jako iż są jedynymi świadkami dokonanej zbrodni, lider grupy przestępczej - Fallon pragnie ich zlikwidować za wszelką cenę. Byłoby to wszystko jak najbardziej do kupienia, gdyby nie fakt, że herszt bandy ścigając protagonistów, po drodze zabija kolejne osoby, a i daje się zobaczyć wielu innym. Robi również pieprznik w blokowisku oraz wywołuje kilka strzelanin - po takich manewrach raczej nie zostałby anonimowy, ale cóż... sposób opowiadania historii rekompensuje jej luki i naiwności.
Scen trzymających w napięciu uświadczymy tu naprawdę wiele, chociażby przechodzenie po dachach i kładce czy chowanie się przestraszonych kumpli w wagonie. Te momenty są naprawdę dobrze wyreżyserowane, zawierają też odpowiedni ładunek emocjonalny, który maksymalnie zaabsorbuje widza. Widzimy, jak na twarzach bohaterów maluje się przerażenie, a i panikują, co z kolei prowadzi do spięć i nieporozumień w grupie. Aktorzy z nieco szablonowych postaci wyciągnęli wiele i nadali im charyzmy oraz osobowości. Prym wiedzie tu Emilio Estevez, który jako świeżo upieczony, wyciszony tatuś musi wziąć sprawy w swoje ręce i przypomnieć sobie młodzieńcze lata oraz dawne czasy by uratować kompanów i samego siebie. Tylko on bowiem zachowuje zdrowy rozsądek i trzeźwość umysłu w porównaniu do reszty. Nieźle wypada również Cuba Gooding Jr jako ryzykant, dla którego zaistniała sytuacja to możliwość sprawdzenia siebie. O wiele bardziej wolę go w takim wydaniu niż w dennych komediach familijnych, namiętnie emitowanych przez Polsat. Denis Leary jako Fallon wypada trochę groteskowo, ale w swojej roli czuje się pewnie i kreuje ją dość przekonująco i wzbudza respekt.
Klimat "Sądnej nocy" jest bardzo mroczny i wyrazisty, a sceneria niczym wyciągnięta z filmu postapokaliptycznego - dzielnica, do której trafia paczka niedzielnych kibiców jest opustoszała, pełna degeneratów, podrzędnych gangsterów itd. Pojawia się też charakterystyczna dla Stephena Hopkinsa brutalność, co moim zdaniem dodaje realizmu - rany postrzałowe wyglądają bardzo wiarygodnie, a podczas szarpanin nie brakuje krwi i skaleczeń. Całą produkcję bardzo ładnie ilustruje soundtrack Alana Silvestri'ego, któremu kompozytor nadał brzmień z kultowego "Predatora" (tam też odpowiadał za muzykę). Podsumowując - świetne, bezkompromisowe kino lat 90., pełne uroku tamtego okresu. Niedociągnięcia scenariusza przysłoni nam gęsta atmosfera, wyczucie reżysera oraz pieczołowita realizacja. Seans mija szybko i przyjemnie, a gdy pojawiają się napisy końcowe, to aż szkoda wyciągać kasetę z magnetowidu, ponieważ przycisk "REW" i wizja ponownego odpalenia kusi. Oceniam na 8/10 z czystym sumieniem. Na VHS wydało to u nas ITI, a pamiętne tłumaczenie czyta tam Jarosław Łukomski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)