niedziela, 4 listopada 2018

"Split" (2016)

UWAGA, SPOILERY

"Split" (2016) - bardzo lubię produkcje Shyamalana, więc chętnie sięgnąłem po ten tytuł - tym bardziej, że ma prawie same dobre recenzje. Reżyser mnie nie zawiódł, nakręcając godny polecenia film, który choć nie dorówna "Szóstemu zmysłowi" czy "Znakom", to z całą pewnością nie pozwoli przejść koło siebie obojętnie. Właściwa akcja zaczyna się już od pierwszych minut, a następnie nabiera tempa i nieustannie absorbuje widza - maksyma Hitchcocka "najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie wzrasta" jak widać nadal się sprawdza i sprawdzać będzie, jeśli reżyser ma odpowiednie wyczucie, a w przypadku Shyamalana tak właśnie jest; doskonale wie, co i jak chce pokazać. Posiada konkretną wizję oraz pomysł na "Split", a fabułę prowadzi w charakterystyczny dla siebie sposób - z początku nic tu nie jest oczywiste, karty są stopniowo odkrywane, nie ma pośpiechu ani skrótów. Obraz początkowo utrzymywany zostaje w formie psychologicznego thrillera, choć naukowe fakty potraktowano dość luźno, a także mocno podkoloryzowano. Przedstawienie osobowości wielorakiej także wypada dość groteskowo, umownie, ale była to zamierzona strategia, mająca oglądającemu coś konkretnie zobrazować, uzmysłowić. Zresztą, wątek rozdwojenia jaźni stanowi jedynie pretekst i motor napędowy, wprowadzający do właściwej części historii - konwencja z czasem zacznie się zmieniać w bardziej komiksową, pojawią się też elementy fantastyczne, ale o tym później dokończę, już na sam koniec.
Część rozgrywających się wydarzeń umiejscowiono w ponurych, posępnych magazynach i pokojach, w których przez nieobliczalnego Kevina (czy kim on aktualnie jest) zostają uwięzione trzy główne bohaterki - sceneria zdaje się żyć własnym życiem, skrywając swoje mroczne tajemnice. Zdjęcia są solidne, powściągliwe, a praca kamery przemyślana - każde jej położenie nie jest przypadkowe, a wszystkie jej ruchy należą do precyzyjnych oraz przemyślanych. Można tu uświadczyć uczucie osaczenia i klaustrofobii, choć mamy również sceny filmowane na zewnątrz, w mieście. Zostaną też wplecione sekwencje retrospekcji z przeszłości (a konkretnie dzieciństwa) jednej z protagonistek, które będą posiadały pewne znaczenie dla całości, a i pełnią funkcję swoistego przerywnika. Postacie dziewczyn są mocno zarysowane - każda ma swoją osobowość i przypisaną jakąś rolę w grupie. Nie mamy tu do czynienia z pustymi, piszczącymi oraz zasłaniającymi oczy laskami, za to z przerażonymi nastolatkami, które pierwszy raz znalazły się w takim położeniu i nie wiedzą, jakie kroki podjąć, by wyjść z tego cało - stąd czasem ich decyzje nie są do końca przemyślane, ponieważ o ich podjęciu nierzadko przesądził odruch, a stres zrobił swoje (a jak wiadomo, on dobrym doradcą nie jest). James McAvoy, wcielający się w rolę cierpiącego na wieloraką osobowość Kevina odwalił naprawdę solidną robotę i z powodzeniem odegrał różnych ludzi zamieszkujących jego głowę, jednocześnie dzielących wspólne ciało. Co prawda niektóre "przemiany" wyglądają karykaturalnie czy nawet teatralnie, ale jakoś trzeba było oddzielić od siebie różne persony, które nierzadko skrajnie różniły się charakterem czy usposobieniem. Brawa za podjęcie się takiego wyzwania oraz wyjście z niego obronną ręką.
Strona techniczna i wizualna prezentuje się pysznie, ponieważ Shyamalan postawił tu na kameralność oraz nastrój, nie zaś rozrzutność i CGI, co należy pochwalić. Efektów specjalnych jest mało, a jeśli nawet są, to ograniczone do minimum - tylko tam, gdzie ich użycie było niezbędne. Stonowany soundtrack ma podkreślać to, co dzieje się na ekranie - muzyka jest więc subtelna i adekwatnie dobrana. Zakończenie, a raczej rozwiązanie intrygi to zaskoczenie dla widza, jednak we mnie wzbudziło mieszane odczucia, bowiem zmienia się konwencja, o czym wspominałem w pierwszym akapicie, a przez to dostajemy wątki podchodzące pod science-fiction i komiksową stylistykę (odkrywanie przez antagonistę "mocy" itd.). Może nie zostało to jakoś nachalnie przedstawione, jednak dość sugestywnie. Jak się też przed napisami końcowymi okaże, "Split" łączy się z "Niezniszczalnym" 2000 r. - dość sprawnie, ale czy potrzebnie? W czasie trwania zmyślny thriller przeradza się trochę w mroczne kino superhero - może nie dosłowne, ale jednak. Nie jest to złe rozwiązanie i co najważniejsze - nic się tu ze sobą nie gryzie, mimo to mam wątpliwości, czy tworzenie jakiegoś nowego, kolejnego uniwersum posiada jakiś sens; wszak niedługo w kinach "Glass", które na dobre zespoli "Split" z "Niezniszczalnym". Jednakże, może warto dać kredyt zaufania Shyamalanowi, skoro za wszystko odpowiada osobiście? Przekonamy się pewnie niebawem, a "Split" na tę chwilę oceniam na mocne 6/10 - film posiadam na DVD, ale czyta go jakiś kiepski lektor - Grzegorz Kwiecień, którego nawet nie znam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)