piątek, 30 listopada 2018

"Ostry poker w Małym Tokio" (1991)

"Ostry poker w Małym Tokio" (1991) - Mark L. Lester, autor legendarnego "Commando" tym razem opowiada nam historię dwóch gliniarzy, walczących z Yakuzą w japońskiej dzielnicy Los Angeles. Mamy tu do czynienia z rasowym kinem "buddy-movie", w którym nie zabraknie strzelanin, walk wręcz oraz nagości i humoru. Film ten (podobnie jak wspomniane "Commando", stanowiące sztandarowe dzieło w dorobku Lestera) zrealizowany został ze sporym dystansem, więc podczas seansu powinno się nieco przymknąć oko na niektóre aspekty scenariusza, żeby nie zepsuć sobie zabawy. Dolph Lundgren wciela się tu w amerykańskiego policjanta Kennera, wychowanego w Japonii, a Brandon Lee gra jego nowego partnera - Muratę, z podchodzenia Japończyka, który... Kraju Kwitnącej Wiśni nigdy nie widział na oczy i nie ma bladego pojęcia o swoim kraju ani o jego kulturze. Pomysł z deka absurdalny, ale chwycił. Takie odwrócenie ról (i stereotypów) w połączeniu z odmiennością charakterów stróżów prawa doprowadza do wielu zabawnych sytuacji, w których np. Kenner zacznie opowiadać Muracie o kodeksie samuraja, Yakuzie czy rytualnych samobójstwach. Tamten z kolei będzie się tłumaczył, że jego rzeczywistość to MTV i centra handlowe. Słownych docinek, uszczypliwości i jajcarskich tekstów, z których można się pośmiać będzie więc dość sporo.
Każdy z protagonistów w "Ostrym pokerze w Małym Tokio" może również wykazać się znajomością sztuk walki. Z wiadomych przyczyn (większa popularność w tamtym czasie) Lundgren pokazywany na ekranie będzie znacznie częściej, ale i Brandon Lee trochę sobie pokopie. Choreografia bijatyk jest całkiem sprawna, zaś liczne mordobicia robią wrażenie. Czasem widać markowane ciosy czy szybkie cięcia, mające zamaskować ten fakt, lecz w ogóle to nie przeszkadza. Sekwencje akcji też ładnie nakręcono, są zapadające w pamięć i uroczo przesadzone - Kenner przeskakuje rozpędzone auto, podczas ostrzału knajpy chowa się za mikroskopijnym (ale jak widać kuloodpornym), drewnianym stolikiem, ma nieskończoną ilość amunicji, a z postrzału w ramię nic sobie nie robi. Dodatkowo okraszane zostało to wszystko scenami gore - przez Yakuzę obcinane będą ręce, palce, a nawet głowa. Widoku ran ciętych i okaleczeń także nie zabraknie.
Poza tym, przed kamerą przewinie się dużo roznegliżowanych panienek, co będzie kolejnym uatrakcyjnieniem filmu, a za bad guy'a robi tutaj Cary-Hiroyuki Tagawa, posiadający idealne predyspozycje do kreowania wrednych typków. Podobnie zresztą jak Brion James, Danny Trejo czy Sven-Ole Thorsen, choć oni z reguły mają poboczne występy, natomiast Tagawa nieraz był zmorą policjantów, agentów FBI oraz samotnych wojowników. Soundtrack jest solidny, wpada w ucho i daje powera, a z uwagi na tematykę tego obrazu został również wzbogacony nieco orientalnymi brzmieniami. "Ostry poker w Małym Tokio" to zacny actioner, do którego miło powrócić - czy to regularnie, czy to raz na jakiś czas. Jedynie widoku Lundgrena, paradującego w stroju samuraja nie mogę jakoś strawić :D. Wygląda w takim wdzianku dość... osobliwie. Niemniej jednak należy się temu klasykowi 8/10. Tytuł ten mam nagrany z TVN, gdzie nieźle czytał  Jacek Brzostyński. Tłumaczenie jest złagodzone, ale nawet lotne. Ciekawe jakie są inne wersje lektorskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)