"Legenda Czerwonego Smoka" (1994) - dawniej miałem niezłą fazę na hongkońskie kino, a w szczególności na produkcje martial arts. Odłam wuxia pian, czyli filmów, gdzie główni bohaterowie niemalże latają i wyczyniają różne akrobacje jakoś nigdy mnie specjalnie nie pociągał i nie widziałem zbyt wielu przedstawicieli tego podgatunku. Jednakże, po paru latach przerwy od produkcji z Hong Kongu sięgnąłem po "Legendę Czerwonego Smoka", którą kupiłem na kasecie VHS. Myślałem, że już odzwyczaiłem się od takich obrazów, ale jak się okazało - nic z tych rzeczy. Seans należał do bardzo przyjemnych, pomimo tego, że tytuł ten był w dawniej nielubianej przeze mnie konwencji wuxia pian. Tym razem te wymyślne, kompletnie odrealnione walki trafiły w mój gust i miały one swój naprawdę specyficzny urok. Duża w tym zasługa solidnej realizacji oraz naprawdę precyzyjnej, dopracowanej choreografii - aktorzy musieli się wykazać przed kamerami, a nie tylko polegać na linkach i sztuczkach montażowych.
Od samego początku też zostajemy rzuceni w wir pojedynków i akcji, która co jakiś czas przerywana była akcentami humorystycznymi, których tu nie brakuje. Komediowe wstawki dość nieźle kontrastują z całością, a w dodatku są umiejętnie wplatane, więc nie odwracają uwagi od historii i nie przysłaniają fabuły. Ładnie uchwycono również orientalny klimat oraz chińską kulturę. Protagoniści zostali dość schematycznie napisani, ale da się ich polubić. Każde z nich pełni także jakąś swoją funkcję, mniejszą lub większą. Nie podobał mi się natomiast główny adwersarz mistrza Kwuna, którego charakteryzacja okazała się zbędna i bez niej byłoby znacznie lepiej. Ta jego jakby spalona twarz bardzo kiczowato wyglądała, przez co nie pasowała mi do tematyki "Legendy Czerwonego Smoka". Pochwalę za to efekty wizualne i pirotechniczne w postaci różnych błysków czy iskier, które wydobywały się w chwilach starć np. na miecze lub włócznie, co uatrakcyjniło tradycyjne sekwencje walk. Reasumując - całość oceniam na 6/10, ponieważ znajdą są lepsze filmy z tego nurtu, a i przeszkadzał mi też ten zdeformowany wojownik, o którym wcześniej pisałem. To także wpłynęło na taką, a nie inną ocenę. Wersję VHS niestety czyta Daniel Załuski, który jako lektor kompletnie się nie sprawdza.
Od samego początku też zostajemy rzuceni w wir pojedynków i akcji, która co jakiś czas przerywana była akcentami humorystycznymi, których tu nie brakuje. Komediowe wstawki dość nieźle kontrastują z całością, a w dodatku są umiejętnie wplatane, więc nie odwracają uwagi od historii i nie przysłaniają fabuły. Ładnie uchwycono również orientalny klimat oraz chińską kulturę. Protagoniści zostali dość schematycznie napisani, ale da się ich polubić. Każde z nich pełni także jakąś swoją funkcję, mniejszą lub większą. Nie podobał mi się natomiast główny adwersarz mistrza Kwuna, którego charakteryzacja okazała się zbędna i bez niej byłoby znacznie lepiej. Ta jego jakby spalona twarz bardzo kiczowato wyglądała, przez co nie pasowała mi do tematyki "Legendy Czerwonego Smoka". Pochwalę za to efekty wizualne i pirotechniczne w postaci różnych błysków czy iskier, które wydobywały się w chwilach starć np. na miecze lub włócznie, co uatrakcyjniło tradycyjne sekwencje walk. Reasumując - całość oceniam na 6/10, ponieważ znajdą są lepsze filmy z tego nurtu, a i przeszkadzał mi też ten zdeformowany wojownik, o którym wcześniej pisałem. To także wpłynęło na taką, a nie inną ocenę. Wersję VHS niestety czyta Daniel Załuski, który jako lektor kompletnie się nie sprawdza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)