czwartek, 22 listopada 2018

"Konflikt interesów" (2007)

"Konflikt interesów" (2007) - film dostałem jakieś 10 lat temu na święta, gdy był wydawany w kolekcji Carisma "Kino akcji", ale wtedy jako małolatowi niezbyt przypadł mi do gustu. Teraz, po powtórnym seansie zmienilem zdanie na jego temat - fabuła, jak na taką niskobudżetową produkcję wypada całkiem sensownie i nie popada zbytnio w schematy. Twisty może są miejscami naiwne, acz zaskakujące, tak więc spełniają swoje zadanie. Generalnie intryga naprawdę potrafi zaciekawić i ma zadatki na coś ambitniejszego, ale niski nakład finansowy to wyraźne ograniczenie całej wizji. Zaskakują również aktorzy, którzy choć lata świetności mają już za sobą, tutaj wypadają dość dobrze - widać w nich zaangażowanie oraz zainteresowanie projektem. Nawet Edward Furlong przyzwoicie sobie radzi (może to nawet jedna z jego bardziej udanych ról). Jak wiadomo, aktor ten od lat gra w niezłym szrocie, a jego występ w danym tytule to wystarczający powód, by po niego nie sięgać. Tutaj się odnajduje, chociaż do poziomu z "Terminatora 2" mu baaardzo daleko.
Zastanawiające jest także firmowanie "Konfliktu interesów" nazwiskiem Kożuchowskiej - pojawia się ono nawet na amerykańskich plakatach i w trailerze, a jej czas ekranowy wynosi zaledwie 30 sekund w roli spanikowanej pracowniczki banku, posługującej się łamaną angielszczyzną. W zasadzie nietrudno byłoby nawet przeoczyć jej postać. Zbudowany klimat jest tu odpowiedni, taki małomiasteczkowy, surowy. Sceny akcji nawet zmyślnie zainscenizowano, szczególnie te występujące na końcu. Jedna była bardzo podobna do tej z "Desperado" - bohaterowie łapią za broń i celują do siebie jednocześnie. Montaż miejscami charakteryzuje dynamiczność, ale w "Konflikcie interesów" nie przeszkadza to jakoś bardzo, ponieważ obecnym kinie jest z nim znacznie gorzej. Krwi oraz brutalności również trochę uświadczymy i nawet pojawiła się sekwencja gwałtu. Muzyka, choć nie była jakaś pamiętna, została dobrze dobrana do całości oraz do panującej atmosfery. Plusem jest też, że film zrealizowano tradycyjnymi sposobami, nie uciekając się do łatwego i taniego CGI. Ogólnie - mimo widocznych ograniczeń i paru dłużyzn obraz ten ujdzie. Wydanie DVD od Carisma czyta Janusz Kozioł, ale strasznie zamula, dlatego lepiej odpalić polskie napisy i nie męczyć się, słuchając jego smętnego głosu. Moja ocena to 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)