"Bliźniacy" (1988) - tytuł ten jest prawdopodobnie najlepszą komedią z udziałem Arnolda Schwarzeneggera i zarazem pierwszą, jaką nakręcił on wspólnie z Ivanem Reitmanem. Reżyser wydobył z "Austriackiego Dębu" humorystyczny potencjał, który został doceniony nawet przez fanów kulturysty. Późniejsze przedsięwzięcia spółki Schwarzenegger-Reitman już nie zaskarbiły sobie takiej sympatii widzów i dziś są już nieco zapomniane w porównaniu do "Bliźniaków", którzy doczekali się statusu filmu kultowego. Od jakiegoś czasu planowana jest nawet ich kontynuacja pt. "Trojaczki", gdzie rzekomo poza Arnoldem i Dannym DeVito miałby pojawić się jeszcze Eddie Murphy, ale miejmy nadzieję, że projekt ten umrze śmiercią naturalną ;). Wracając jednak do produkcji z 1988 roku - mimo dość karkołomnego konceptu na fabułę, całość chwyciła i okazała się naprawdę przyjemna w odbiorze. Wprowadzenie nie jest zbyt długie i dość szybko zaczyna się właściwa akcja, czyli wątek pierwszego spotkania rozdzielonych zaraz po narodzeniu bliźniaków, którzy są dość niezwykli, ponieważ powstali w wyniku eksperymentu genetycznego - jednemu kopsnęło się wszystko co najlepsze (Arnie), a w drugim, nieplanowanym (DeVito) skumulowało się wszystko co najgorsze. Razem stanowią mieszankę wybuchową.
Jak widać scenariusz oryginalnością nie grzeszy, bazując głównie na znanych oraz sprawdzonych w "bliźniaczym" kinie motywach, np. mamy odmienne charaktery braci czy wzajemne powtarzanie przez nich czynności (jak jeden drapie się po tyłku, to i drugi). Oczywiście też zostają wplątani w intrygę i jedynie dzięki współpracy będą mogli wyjść z niej cało. Może humor nie jest tu jakiś wymyślny, aczkolwiek wyczucie Reitmana i gra aktorska głównych gwiazd sprawia, że gagi mimo powtarzalności potrafią rozbawić. Dialogi także są lotne i dowcipne ("I'm back" i tu pada z ust Arnolda, jakże by inaczej). Klimat lat 80. został ładnie uchwycony i stanowi atrakcyjny dodatek do tego obrazu. Pogodny, melodyjny soundtrack współgra z tym, co widzimy na ekranie. Na koniec jako ciekawostkę dodam, że w roli głównego antagonisty wystąpił tu Marshall Bell, czyli Kuato z "Pamięci absolutnej" - innego, późniejszego filmu Schwarzeneggera. "Bliźniaków" oceniam na 6/10, mam nagraną dawną, znakomitą wersję Polsatu, którą czytał Tomasz Knapik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)