środa, 17 października 2018

"Na zabójczej ziemi" (1994)

"Na zabójczej ziemi" (1994) - jedyny wyreżyserowany przez Seagala film, który wśród jego fanów nie cieszy się jednak zbytnią popularnością i często jest typowany jako najsłabsza produkcja tego aktora z lat 90. Dawniej również i do mnie tytuł ten nie przemawiał i raczej krytycznie go oceniłem, ale po powtórce po latach okazało się, że nie jest tak źle - projekt ten wygląda po prostu zupełnie inaczej niż pozostałe obrazy Seagala z tamtego okresu. Poza paroma wyjątkami sensei nie łamie tu nikomu rąk i nie daje popisu aikido, ponieważ fabuła skupia się na wątku ekologicznym. Mamy trochę moralizatorskich, patetycznych pogadanek oraz dość sporo ujęć przyrody - dominują górskie krajobrazy i szerokie plenery. Nie powiem - cieszy to oko, a zdjęcia są tak ładne, że "Na zabójczej ziemi" chce się oglądać, choćby i dla nich. Przysłania to również naiwności czy niedoróbki scenariusza. Przyznam, że tym razem ten motyw ekologiczny nawet spodobał mi się - może i jest trochę płytki, ale barwnie i konkretnie go zobrazowano. Jak wspomniałem, Seagal tutaj niemalże nie walczy - ma jedną scenę bójki w barze (nota bene całkiem niezłą, z kultowym już graniem w "łapki") i co najwyżej raz czy dwa komuś powykręca ręce. Znaczenie częściej sięga po różnego rodzaju broń palną lub eliminuje wroga w stylu McGyvera. Oczywiście posiada wszechwiedzę w każdej dziedzinie, a także staje się jedyną ostoją uciśnionej mniejszości etnicznej.
Postacie kreowane przez Stevena S. zawsze były wybielone i przerysowane, jednak w tym filmie sięga to już apogeum. Czasem trochę to irytowało, ale ostatecznie przymknąłem oko, ponieważ dziś jest jeszcze gorzej, a Seagal w każdej kolejnej produkcji dokonuje autoplagiatu i od lat stanowi karykaturę samego siebie. Pozostała część obsady ma się całkiem dobrze i zobaczymy m.in groteskowego Michaela Caine'a w ciekawej roli chciwego prezesa tego koncernu naftowego czy Johna C.McGinley'a. Występuje tu również Sven-Ole Thorsen i Joan Chen. Całość ilustruje świetna muzyka Basila Poledourisa, w której przewiną się m.in różne melancholijne brzmienia. Realizacja techniczna zdecydowanie zadowala - uświadczymy sporo efektów specjalnych starszego typu, pirotechniki oraz wybuchów. Strzelaniny są krwiste i brutalne niczym u Paula Verhoevena. Bardzo wysokiego budżetu (50 milionów dolarów) co prawda jakoś nie widać, ale skromnie też nie jest. No cóż -  za drugim razem "Na zabójczej ziemi" znacznie lepiej się oglądało, a i klimat jest tu niczego sobie. Dawniej produkcję tę oceniłem na 5/10, ale po odświeżeniu ocenę podnoszę o oczko wyżej. Mam to nagrane z Polsatu z Tomaszem Knapikiem - wersja ta nie zawiera ostrych tekstów, została za to całkiem sprawnie przetłumaczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)