poniedziałek, 1 października 2018

"Humanoidy z głębin" (1980)

"Humanoidy z głębin" (1980) - już kilkukrotnie czytałem o tym filmie w Internecie, aż wreszcie postanowiłem go obejrzeć, bo nie ukrywam, że lubię takie klimaty i taką konwencję w kinie grozy.  To był dobry pomysł, ponieważ spędziłem naprawdę udany wieczór - już od pierwszych minut "Humanoidy z głębin" nabierają tempa, następnie akcja jeszcze bardziej się rozkręca, a atmosfera stopniowo zagęszcza. Dużo wnoszą tu ujęcia z punktu widzenia tytułowych monstrów, a także nocne zdjęcia, które wytwarzają solidny klimat i aurę niepewności, zagrożenia. Sceneria w postaci tego nadmorskiego, sennego miasteczka, utrzymującego się z połowu ryb jest urokliwa oraz całkiem ładnie uchwycona. Scenariusz może do wyszukanych oraz pomysłowych nie należy, ale poszczególne wątki potrafią zaciekawić (np. badania nad wzrostem łososi), a i kryje się za nimi dobrze widoczne, ekologiczne przesłanie.
Aktorzy wypadają dość przyzwoicie, choć nie ma tu jakichś szczególnie znanych nazwisk - ja wypatrzyłem tylko Douga McClure, znanego z "Lądu, o którym zapomniał czas" i Vica Morrowa, choć z tym wąsem ciężko było go rozpoznać. Nastrojową, wyrazistą muzykę skomponował James Horner, dla którego były to dopiero początki w tej branży. Za realizację techniczną odpowiadał Rob Bottin i widać tu jego wkład, bo wygląd tych genetycznych hybryd okazuje się być jak najbardziej dobry - może na kolana nie rzuca, bo budżet był tu skromny, ale tak czy siak jest spoko. Cieszę się też, że potworów nie pokazywano od początku, bo to zepsuło by zabawę i w pełnej krasie ujrzymy je dopiero w ostatnim akcie, gdzie będą miały sporo czasu ekranowego. Krew leje się tutaj obficie, a i nie brakuje imponującego gore. Co prawda czasem widać, że posoka tryska z jakiegoś ukrytego pojemniczka, ale całkowicie to nie przeszkadza. Nagości też trochę uświadczymy, a dodatkowo ma ona swoje fabularne uzasadnienie - humanoidy pragną spółkować z ludzkimi kobietami i gdy napatoczy się im jakaś niewiasta, to nie przepuszczą okazji, by się do niej dobrać. Brzmi głupio, prawda? Ale chyba nikomu nie będzie to wadzić :D
Scen trzymających w napięciu znajdzie się tu dużo - emocjonujące są choćby te, jak coś czai się w okolicach domostwa Hilla. Cała sekwencja na plaży, kiedy bestie atakują namiot i jakąś parkę również należy do świetnych. Finałowa rzeź jest mało dynamiczna, ale będzie na co rzucić okiem - zobaczymy nawet częściową destrukcję miasteczka, gdzie mutanty, atakując miejscową ludność będą rozwalać różne stoiska i stragany.  Podsumowując - jeśli ktoś lubi taką ostrą B-klasę, gumowe potwory oraz lejącą się strumieniami juchę, powinien jak najszybciej sięgnąć po "Humanoidy z głębin". Po zaakceptowaniu tandetnej stylistyki otrzymamy 80 minut naprawdę dobrej zabawy. Chyba oszalałem, ale tytuł ten oceniam na 7/10 - wiem, że nie zasługuje na tyle, ale nie mam sumienia dać niższej oceny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)